Czy powinnam jej pomagać?
W końcu to wieloletnia nienawiść do samej myśli, że ona istnieje i matka kochała ją bardziej, sprawiła, że zabiłam swoją rodzicielkę. Wiele razy wyobrażałam ją sobie jako jej idealną kalkę - napuszoną i wymagającą, nieprzejmującą się nawet własnym dzieckiem, ponieważ było nieidealne. Ale Madeleine okazała się naprawdę sympatyczną i dobrą kobietą, która chciała tylko odzyskać ciotkę.
- Idziesz? - Odwróciła się w moją stronę z delikatnym uśmiechem, kiedy zostałam w tyle. - Pewnie już zauważyłaś, że nie mamy zbyt dużo czasu. Nie chcę cię poganiać, ale sama postanowiłaś pomóc.
- Faktycznie. - Ruszyłam za nią, jednocześnie bijąc się z myślami. Tak bardzo pragnęłam zemsty za wszystkie moje dziecięce nieszczęścia. Jednak coś w środku mówiło mi, że ta zbyt radosna blondynka może okazać się naprawdę wartościowym członkiem rodziny. Ale nie mogłam dać się wytrącić z równowagi własnym uczuciom. Tak dawno na to czekałam...
Zatrzymałam się i wyciągnęłam pistolet. Jeden szybki strzał i będzie po kłopocie. Ucieknę, spełniając swoje odwieczne marzenie - pozbyć się osoby, przez którą nigdy nie doznałam matczynej miłości. Madeleine może była miła, wyglądała na inteligentną i zaradną. Również naprawdę doceniałam jej odwagę i umiejętność ukrywania strachu przed stratą ukochanej osoby. Ale była również moją siostrą - osobą, którą od zawsze nienawidziłam najbardziej na świecie zaraz po własnej matce.
- Jack? - zapytała niepewnie, patrząc na mnie ze zmartwieniem. - Wszystko w porządku?
Wpatrzyłam się w jej pełną emocji twarz. Wydawała się tak do bólu dobra. Kim byłabym, gdybym zabiła ją z własnych, dziecinnych pobudek? Przecież błędy naszej matki nie były jej błędami. Schowałam drżącą dłonią pistolet.
- Tak, ja tylko... - Wymusiłam uśmiech. - Sprawdzałam naboje. Nie jest ich dużo, ale w kieszeniach trzymam więcej spluw. Jesteś pewna, że nie chcesz, abym dzwoniła po posiłki? Mam kontakty.
- Chcę odbić ją na spokojnie. Jestem pewna, że Two-Face'a nie ma w pobliżu, a mojej ciotki pilnuje zaledwie garstka ludzi. Damy sobie... Ty dasz sobie radę. Ja nawet nigdy nie nauczyłam się strzelać.
- Super. - Rzuciłam jej broń. - To idealna okazja, aby się nauczyć. - Ruszyłam dalej, wskazując jej, aby prowadziła. Wyszłyśmy z uliczki i udałyśmy się na północ. - Co to właściwie jest? - zapytałam, wskazując na mały przedmiot, który zabrała z powrotem osiłkowi.
- Pendrive - powiedziała, jakby to miało wyjaśnić wszystko.
- Super, połowa sukcesu. - Westchnęłam. - Jeśli mam ci pomóc, chcę wiedzieć, w co się pakuję.
- Chyba mogę ci zaufać, mimo że zabiłaś tamtego kolesia i jesteś mega przerażająca. - Zmarszczyła brwi, a ja nie byłam pewna, czy żartuje. - Widzisz, pracuję w Central City dla Mercury Labs i mam dostęp do wszystkich najważniejszych badań. W skrócie, Two-Face się nimi zainteresował i porwał moją ciotkę, chyba że mu je przywiozę.
- Nie mógł się włamać?
- Nie wszystkie badania przetrzymujemy w placówce. - Spojrzała zamglonym wzrokiem na urządzenie. - To bardzo ważna rzecz i nie może wpaść w niepowołane ręce. Nie chodzi już nawet o to, że zostałabym zwolniona. Tutaj... Są naprawdę ściśle tajne badania i przepraszam, ale nie mogę o nich mówić.
- Spoko, i tak pewnie nic bym nie zrozumiała. - Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
- Wow, jak na morderczynię, potrafisz bezinteresownie pomóc i jeszcze się nie dopytywać. - Zaśmiała się, ale potem natychmiast umilkła. - Rany, przepraszam. Nie zabijaj mnie za to.
CZYTASZ
[1] Rogue • dcau/gotham
FanfictionGotham - cudowne miasto dla kryminalistów. Jacqueline Cobblepot nie zawsze chciała występować w ich szeregi, zwłaszcza, że policja już i tak krzywo na nią patrzyła dzięki tatusiowi. Ale pewnego dnia uznała: "Hej, dobrze mi idzie chowanie zwłok". No...