| Rozdział 11 |

418 39 25
                                    

- Nawet nie ma opcji, żebyś w ciągu najbliższego miesiąca wznowiła poszukiwania Jokera! - oburzył się tata, trzymając moją twarz w dłoniach. W normalnej sytuacji byłoby to nieco dziwne, ale on oglądał na niej zadrapania. Nie były głębokie, ale nieźle piekły, dlatego wyrwałam się Pingwinowi i ległam na kanapie.

Z kuchni wyszedł wujek Ed i podał mi lód owinięty w szmatkę. Podziękowałam cicho i przyłożyłam go do głowy - a konkretnie do miejsca, które uderzyło w betonową ścianę.

- Oswald ma rację. Takie działanie jest kompletnie nieprzemyślane i bezsensowne - mruknął Riddler i usiadł obok mnie. - Wiesz, jak to mogło się skończyć?

- Śpiączką, kalectwem, śmiercią. - Wzruszyłam ramionami. - Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko sprawiedliwości dla mojej przyjaciółki.

- Twoja lojalność względem Barbary Gordon jest doprawdy wzruszająca, ale zastanów się nad konsekwencjami swoich czynów. - Wujek położył mi dłoń na ramieniu. - Zemsta na Jokerze nie przywróci jej sprawności fizycznej, ale utrata ciebie może spowodować u niej załamanie psychiczne.

Tata przewrócił oczami, mamrocząc coś pod nosem o Edzie i bezsensownej zemście, ale nie chciałam się nad tym dłużej zastanawiać.

Nie mogłam nie przyznać im racji. Minął już miesiąc od brutalnego morderstwa Harley Quinn, a ja wciąż kopałam pod sobą dołek, spędzając niemal każdą noc na poszukiwaniach morderczego klauna. Również dużo trenowałam, ale przez to rzadko jadłam i spałam, co odbijało się na moim coraz mroczniejszym nastroju oraz zdrowiu.

Niestety, Jokera spotkałam tylko dwa razy, mimo że często natykałam się na jego ludzi. Za pierwszym razem jedynie mignął mi, śmiejąc się przy tym diabelsko, chociaż było widać, że jest wściekły za pozbawienie go ulubionej zabaweczki. Nasłał na mnie dużo swoich piesków obronnych, jednak przy moim sprzęcie - który, nawiasem mówiąc, wujek Ed ciągle dopracowywał - łatwo ich załatwiłam, chociaż zajęło mi to na tyle czasu, żeby Joker mógł zwiać.

Za drugim razem był chyba przygotowany na moją "wizytę" i starał się potraktować mnie śmiertelnym gazem rozśmieszającym. Doszło pomiędzy nami do walki wręcz, ale żadnej poważnej, ponieważ zaraz dosłownie z nieba spadł Batman, który zajął się Jokerem na swój sposób. Trochę mnie zranił, więc uciekłam, zostawiając odwiecznych wrogów razem.

Gdyby tego było mało, zaczęła się mną interesować policja. W jakiś sposób dowiedzieli się o mnie i o moim pragnieniu śmierci Jokera. Wiedzieli o mnie tylko tyle, że mam ksywkę Rogue i ktoś bogaty musi mnie opłacać przy takim sprzęcie. Byłam niezłą kontrowersją - niektórzy chcieli pozwolić mi go wreszcie dopaść, a inni - którzy nie wiadomo skąd o tym wiedzieli; przypuszczam, że to była tylko teza - uznali, iż po tak brutalnym zabiciu Harley Quinn jestem niewątpliwie niestabilna psychicznie i należało mnie zamknąć w Arkham. Ku mojemu nieszczęściu, policja była po tej drugiej stronie.

Często zdarzało się, że w jakiś sposób zostawałam ranna. Niespecjalnie poważnie, ale na tyle, żeby wzbudzić złość moich opiekunów. Tak było i tym razem, ale tym razem miarka się przebrała. Szczególnie, że właśnie brudziłam swoją krwią kanapę.

- Kiedy ostatnim razem wychodziłaś gdzieś ze znajomymi? - zapytał się tata, zakładając ramiona na piersi i patrząc się na mnie karcąco. - To wszystko tak cię pochłonęło, że nie masz czasu dla przyjaciół i dla rodziny.

Prychnęłam głośno.

- Ja nie mam czasu dla przyjaciół i rodziny? To nie ja jestem wielkim bossem, którego boją się mieszkańcy Gotham! Rozumiem, że chcesz utrzymać swoją reputację, ale ciągle pracujesz i naprawdę rzadko mamy czas porozmawiać. - Spojrzałam się z wyrzutem na wujka Eda. - A ty? Dokładnie to samo. Ostatnio prawie wcale was nie widuję.

[1] Rogue  •  dcau/gothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz