Po ustaleniu wszystkich szczegółów tego, co miałam gadać mojej przyjaciółce i panu Wayne'owi - a nie byłam z tego szczególnie zadowolona, w końcu nie lubiłam manipulować ludźmi, ale dla wujka Eda, który był ze mną przez całe moje życie postanowiłam zrobić wyjątek - uznaliśmy, że faktycznie miło, by było zagrać w szachy. Moja umiejętność logiki była na wysokim poziomie, jednak nie miałam nawet, co się równać z Riddlerem. Jego wygrana, jak zawsze, była do bólu przewidywalna. Jednak nie znaczyło to, że sama gra nie sprawiała mi przyjemności.
Wyszedł około północy, a ja niemal od razu rzuciłam się na łóżko i pogrążyłam się w świat snów. Obudziłam się tylko jeszcze raz o piątej, kiedy usłyszałam, jak tata wlecze się do swojej sypialni. Biedaczek. Pewnie był okropnie zmęczony. Jednak to nie oznaczało wcale, że i ja miałam wstawać, więc starałam się go ignorować i ponownie zasnęłam.
Rankiem odkryłam, że do wieczora nie mam zbyt ciekawych rzeczy do roboty. Postanowiłam, więc zrobić mały wypad do sklepu razem z Barbarą. Najpierw wstąpiłyśmy do jakiegoś lokalu, żeby zjeść lunch, a potem udałyśmy się do naszej ulubionej placówki, w której sprzedawali ubrania. Postanowiłyśmy kupić coś sobie na wieczór. Ja ostatecznie wybrałam prostą, granatową sukienkę do kolan, a Barbara postawiła na coś dłuższego i w odcieniach zieleni, tak świetnie komponującymi się z jej rudymi włosami.
Nasze popołudnie było według mnie bardzo miłe. Lubiłam takie babskie wypady, plotki i obgadywanie znanych ludzi z Gotham. Takie zwyczajne rzeczy - bez wspominania o przestępczych ścieżkach, kryminologii lub dziwnych zjawiskach. Te chwile spędzone z Barbarą były jednymi z najlepszych w moim życiu - czułam się jednocześnie taka wolna i spełniona, jakby niczego mi już nigdy nie było trzeba oprócz jej towarzystwa.
Miałyśmy się też zamiar świetnie bawić na otwarciu muzeum, jednak ciągle w głowie siedziała mi obietnica złożona wujkowi Edwardowi. Odwlekałam ten moment, kiedy będę musiała o nim napomknąć, jednak zegar tykał, a ja wkrótce będę musiała wypuścić kawę na ławę, przez co Barb może się nawet na mnie obrazić. Życie było w końcu takie niesprawiedliwe. Ja i ona byłyśmy naturalnymi wrogami, a jednak jakoś się trzymałyśmy, mimo iż wszystko rzucało nam kłody pod nogi.
Uznałyśmy, że na miejsce dojedziemy oddzielnie, ponieważ Barbara mieszkała bliżej i opłacało jej się bardziej iść pieszo. Ja musiałam kawałek podjechać, więc kiedy przekroczyłam próg, domyśliłam się, że ona już pewnie jest na miejscu. Pokazałam zaproszenie, które załatwiła mi Barb człowiekowi stojącemu przed wejściem. On skinął tylko głową, a ja uśmiechnęłam się dumnie i weszłam do środka.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to cała masa ludzi. Każdy kąt ogromnego pomieszczenia zapychali dostojnie ubrani obywatele Gotham, oglądając eksponaty i popijając przy tym szampana. Bywałam już na takich galach, jednak nie spodziewałam się przyjęcia. Serio? Alkohol przy dziełach słynnych malarzy? To mogło się źle skończyć. Ostatecznie uznałam, że w sumie to nie warto narzekać. Lubiłam się napić od czasu do czasu.
Podszedł do mnie kelner z tacką z trunkiem, a ja przyjęłam kieliszek z wdzięcznością. Upiłam łyk, czujnie obserwując tłum. Było tak wiele ludzi, że nie łatwo mi było odnaleźć moją przyjaciółkę. Jednak w końcu zauważyłam ją. Stała znacznie z tyłu, niemal w cieniu, i rozmawiała z jakimś mężczyzną. Miała przy tym okropnie poważną minę.
Uniosłam brwi i podeszłam bliżej. Nie chciałam podsłuchiwać, jednak byłam na tyle niegrzeczna, by po prostu przeszkodzić im w rozmowie. W połowie drogi zatrzymałam się. O mamuńciu. Ona konwersowała właśnie z Brucem Wayne'em. Jednocześnie to świetnie się składało, ponieważ wujek prosił o przekonanie ich obydwojga, jednak teraz nie byłam już taka pewna, czy starczy mi odwagi, by zagadać do tego miliardera.
CZYTASZ
[1] Rogue • dcau/gotham
FanficGotham - cudowne miasto dla kryminalistów. Jacqueline Cobblepot nie zawsze chciała występować w ich szeregi, zwłaszcza, że policja już i tak krzywo na nią patrzyła dzięki tatusiowi. Ale pewnego dnia uznała: "Hej, dobrze mi idzie chowanie zwłok". No...