| Rozdział 20 |

339 33 11
                                    

Nie byłam w Iceberg Lounge od dosyć dawna, więc zaproponowałam to niemal od razu, kiedy Bruce zaprosił mnie na taką jakby randkę. Mimo, że ciągle byliśmy razem, od śmierci taty raczej nie miałam ochoty na wychodzenie z rezydencji. Przekonał mnie jednak, że powinnam zacząć żyć, a ja mimo swoich planów zemsty na Batmanie, wiedziałam, że muszę mieć jeszcze oprócz tego jakiś punkt zaczepienia.

I to było właśnie to. Nasza dwójka siedząca w prywatnej salce w Iceberg Lounge, dyskutująca właściwie o niczym i zajadająca homary. To tym momencie byłam w stanie zapomnieć o wszystkich moich problemach i skupić się na na czymś znacznie przyjemniejszym.

- Biznes przeszedł teraz na ciebie? - zapytał się Bruce. 

- Powiedzmy, że tak. Nie muszę tu jednak często doglądać. Mam od tego ludzi. 

- A jeśli chodzi o... inne interesy? Tym też się teraz zajmujesz? - dopytywał się, spoglądając na mnie podejrzliwie.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Uśmiechnęłam się słodko.

- Daj spokój. Wszyscy wiedzą, że...

- A nawet jeśli? Co ci da ta wiedza? - Prychnęłam. - Na kogo poślesz policję? Na mnie? Proszę bardzo. Mogę ci się przyznać ze wszystkich moich przewinień.

- Wiesz, że nie o to mi chodziło. - Przewrócił oczami. - Czekaj, jakich przewinień? 

- Chodzi mi o to, że jako wierna córka nie będę dawać ci powodów do pośmiertnego hańbienia mojego ojca.

- Jakby sam już tego wcześniej nie zrobił...

Zgromiłam go wzrokiem. 

Za za dupek. Myślę, że powinnaś coś z tym zrobić. Nikt nie może się tak wyrażać o naszym ukochanym tatusiu. 

- Przepraszam - wtrącił szybko. - Nie chciałem urazić ani ciebie, ani jego. Po prostu, może zmieńmy temat?

Nie dawaj się tak łatwo. Zasłużył na...

- Z największą przyjemnością - fuknęłam, ignorując irytujący głos w głowie. Niby to były tylko moje myśli, ale od paru tygodni stały się bardziej natarczywe, co sprawiło, że zaczęłam się zastawiać, czy to przypadkiem nie są głosy czy coś w tym stylu. Ale to wydawałoby się naprawdę dziwne, więc postanowiłam o tym nie myśleć. - Może opowiesz, jak było w pracy?

Wzruszył ramionami.

- Tak jak zawsze. Nic, co by cię zaciekawiło. - Chwycił ponad stołem moją dłoń, a ja splotłam z nim palce. - Powiedz mi lepiej, co u ciebie. Rzadko mówisz, jak się czujesz.

- A jak mam się czuć? - zapytałam gorzkim tonem. - Nie zrozum mnie źle. Z tobą jest mi niesamowicie. Rozwiązałam nawet problemy z Edem i teraz rozmawiam z nim niemal codziennie. - Nie musiał przecież wiedzieć, że snujemy plany na temat tego, jak dopaść Batmana. - Ale ciągle brakuje mi taty, chociaż to pewnie nigdy nie przejdzie. Chciałabym zrobić coś, aby uczcić jego pamięć. Chciałabym zemsty. - Mruknęłam ciszej.

Uniósł brwi.

- Po pierwsze, okropny pomysł. To nie uśmierza bólu. Po drugie, niby na kim? Przecież to był wypadek, jeśli dobrze zrozumiałem. Nikt nie jest za to odpowiedzialny.

Parsknęłam sarkastycznym śmiechem.

- Nikt? A kto oprócz taty był na tym budynku? - Zabrałam od niego dłoń i ścisnęłam kurczowo serwetkę, wyobrażając sobie, że to ten przeklęty Nietoperz. - Batman. - Spojrzałam Bruce'owi w oczy, mówiąc całkowicie poważnie. - Chcę jego śmierci. I każdego, na kim mu kiedykolwiek zależało.

[1] Rogue  •  dcau/gothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz