"melodia śmierci" cz.5

1K 115 25
                                    

-Tak to jest mój chłopak- wziąłem ciężki wdech, patrząc gniewnie i oschle na Lawlessa. Nie zamierzam grać jak on chce, po prostu mam swój scenariusz, on będzie jedynie aktorem który zagra to co napisze mu moja melodia.

-Mamy w planie już ślub i dwójkę dzieci- Dodał Hyde. Najwidoczniej cieszyło i bawiło go to całe zamieszanie.

Po chwili uderzyłem z łokcia w brzuch Lawlessa na znak że zaczyna przesadzać. Miałem ochotę przytulić jego szyję tak bardzo mocno.

-Lichttan... chcesz więcej dzieci czy co?- odpowiedział wyprostowując się po chwili.

Na jego słowa moje nerwy sięgnęły już zenitu, uderzyłem go prosto w twarz z zaciśniętej dłoni. Nie obchodziło mnie w tej chwili to czy rodzice zobaczą jak pięścią uderzyłem jego szczurzą mordę.

-Licht?!! czemu go uderzyłeś?!!- zapytała się moja matka głośnym wrzaskiem.

-Ja? uderzyłem? skąd że.. po prostu moja ręka tak mi się wyślizgnęła i trafiła w jego twarz. Ja nie chciałem, przecież ja go kocham!- powiedziałem po czym łapiąc się teatralnie za serce Założyłem rękę na bark Lawlessa, żeby podduszanie go wyglądało jak miłosny uścisk.

-Oh Lichttan ma bardzo wyjątkowy sposób wyrażania swoich uczuć, tak jak ja- na te słowa Lawless przykucnął i odepchnął mnie mocno w ścianę hotelową.

-Licht!- krzyknął mój ojciec i matka w tym samym momencie podbiegając do mnie

-Proszę państwa nie ma co panikować, ja tylko pokazuje jak bardzo moja miłość jest wielka i namiętna- uśmiechnął się patrząc na mnie szalonym wzrokiem. Chyba trochę oszalał. Nie ukrywając przeraziłem się trochę go, ale po chwili przypomniałem sobie że to tylko szczur i nie ma się czego bać. W końcu...

-Jestem aniołem, nic mi się nie stanie "misiaczku"- po czym Otrząsnąłem się i poprawiłem swoją bluzę, chowając ręce do kieszeni, a moje buty zaczęły świecić na fioletowo, zlikwidowanie go było moim największym marzeniem w tej chwili.

Przez nienawiść do miłości [Lawlicht]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz