To powietrze nas powoli zabija.
Kochaliśmy się tak, jakbyśmy nigdy wcześniej nie zaznali miłości.
Potrzebowaliśmy się tak, jakby nikt nam nigdy nie pomógł.
Obejmowaliśmy się tak, jakby nikt nigdy nas nie dotykał.
To powietrze nas powoli zabija.
Byłeś moim skarbem.
Byłeś moim największym osiągnięciem.
Byłeś moim sensem życia.
To powietrze nas powoli zabija.
Zaczęło się niewinnie.
Jak w każdym związku.
Ale później już nie wyobrażałem sobie bez Ciebie życia.
Rozmawialiśmy.
Spędzaliśmy ze sobą czas.
Wymienialiśmy się poglądami.
Tańczyliśmy.
Bawiliśmy się.
Jedliśmy razem kolacje.
Spotykaliśmy się.
Graliśmy w gry.
Całowaliśmy się.
Jak w każdym związku.
Było pięknie.
Było normalnie.
Jednak to powietrze nas powoli zabija.
W naszej miłości pojawili się ludzie.
Chcieliśmy się z nimi podzielić naszą miłością.
Przejąłeś się tym.
Mało kto by się nie przejął.
Ale oni byli bezwartościowi.
Byli puści.
Byli bezuczuciowi.
Cały czas powtarzali:
„Jesteście nienaturalni.
Jesteście nienormalni.
Nie jesteście zdolni do uczuć.
Jesteście INNI."
Nie rozumieli nas.
Nie mogli zrozumieć.
Nie potrafili pojąć, że taka miłość istnieje.
Prawdziwa miłość.
Normalna.
Pseudo dorośli.
Pseudo szczęśliwi.
Odebrali nam to, co było najważniejsze.
Godność i szacunek do siebie samych.
To powietrze nas powoli zabija.
Dlaczego mówili, że jesteśmy nienaturalni?
Dlaczego podkreślali naszą 'nienormalność'?
Jakim prawem stwierdzili, że jesteśmy inni,
Skoro chodzimy po tej samej, skażonej ziemi?
Skoro oddychamy tym samym, zatrutym powietrzem?
Tym powietrzem, które powoli nas zabija.
Nie martw się skarbie,
Ich też.
Tylko że wolniej.
Bo w ich przypadku nikt nie jest w stanie skazić tego powietrza.
A dla nas nie ma już ratunku.
To koniec naszej miłości.
Koniec Ciebie.
I mnie.
To powietrze nas zabiło.