Toby i ignorancja

500 62 2
                                    

Well... Ponieważ nie mam co robić to zrobiłam dla was kolejny rozdział. Zparaszam do czytania^^

Jeff:

Obudziłem się w nie dużym pomieszczeniu. Wpatrywałem się w sufit dobre pięć minut. W końcu podniosłem się do siadu i od razu poczułem ból w ramieniu. Zupełnie o nim zapomniałem. Chwyciłem się za nie i rozejrzałem się. Nie było tam nic po za drzwiami. Ciągle nie dawała mi spokoju ta sprawa z Jane i Offem. Niby zastępują rodzine, a okazują się być takimi wrednymi kretynami. Po wielu próbach wstałem i podszedłem do drzwi. Nacisnąłem na klamke i odziwo się otworzyły. Wychyliłem głowę i rozejrzałem się po korytarzu. Pusto. Na jednym końcu było otwarte okno. Cichaczem podszedłem do niego i się wychyliłem. Plan ucieczki byłby idealny gdyby nie jeden mały szczegół. Byłem na trzecim piętrze! Gdybym skakał, to z pierwszego piętra mógłbym odnieść jakieś obrażenia, a tutaj trzecie!
-cholera-zaklnąłem i się odwróciłem, a moje durne szczęście chciało bym dostał zawału i o mało nie wypadł przez to okno. W ostatnim momencie Toby złapał mnie za ręke
-na przyszłość nie strasz!-warknąłem kiedy mnie puścił
-wybacz... Co ty tu tak właściwie robisz?-przechylił lekko głowę przyglądając mi się
-mógłbym zapytać cię o to samo...-chłopak westchnął i spuścił wzrok
-Kiedy wyszedłeś z Jack'iem, Off zwołał nas wszystkich do salonu. Trochę mnie to zaskoczyło, że robi jakieś zebranie podczas waszej nieobecności, no ale poszedłem. Kiedy się wszyscy zebrali ktoś rzucił granat z pyłem usypiającym. Za nim całkowice straciłem przytomność, widziałem że pył nie zadziałał jedynie na Offa i Jane. Potem obudziłem się w tym budynku. Próbowalem jakoś wyjść, ale wszystkie drzwi zamknięte na cztery spusty, a okna otwarte tylko od drugiego piętra w zwyrz...-kompletnie mnie zamurowały jego słowa. Przyjrzałem mu się dokładnie
-rozu... Jesteś ranny!-przez jego klatkę piersiową przechodziła dosyć duża i głęboka rana. Spojrzał na mnie
-ty z resztą też... Gdzieś powinna być jakaś apteczka...
-poszukajmy-powiedziałem i poszedłem w głąb budynku. Po chwili Toby zrównał ze mną krok. Mam tylko nadzieje że Jack jest cały...

Jack:

Przetarłem czoło i podniosłem się do siadu. Byłem w jednym z pokoi w rezydencji Offendermana
-nareszcie się obudziłeś- Slenderman stał przy oknie z filiżanką w ręce. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę że jego własny brat okazał się być takim kretynem?! Spokojnie Jack, wyjaśnisz to później... Gadam sam do siebie, wspaniale! Wstałem z podłogi i "spojrzałem" na Slendera
-czy... Wiesz gdzie ON mógł ich zabrać?-i znowu mnie zignorował. Westchnąłem i poszedłem do drzwi. Nie chce mi pomóc, to sam ich znajde. Już miałem wychodzić ale Slender mnie zatrzymał
-dokąd się wybierasz?

-ide ich szukać. I nie obchodzi mnie to, czy ci się to podoba- wyrwałem się z jego uścisku i wyszedłem z rezydencji. Nie obchodziło mnie czy Slender pójdzie za mną, zatrzyma mnie lub najprościej w świecie znowu mnie zignoruje. Musze odnaleźć Jeffa za wszelką cene!

Tylko Przyjaźń...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz