Ratunek

698 80 3
                                    

Jeff:

Dookoła mnie była ciemność. Nic nie widziałem. Słyszałem jedynie ledwie słyszalny głos Jacka. Mówił coś do mnie, ale ja tego nie mogłem dosłyszeć. Próbowałem cokolwiek zobaczyć, ale była jedynie ciemność.

Jack:

Po dłuższym czasie stania, pobiegłem za Jeffem. Musiałem go znaleźć za nim sobie coś zrobi. Jedyne miejsce jakie przyszło mi do głowy to były ruiny starej rezydencji. Udałem się w tamtym kierunku, jednak na miejsce przyszedłem spóźniony. Jedyne zostały ślady opon, krwi i martwy człek
-cholera! Spóźniłem się...Jest ranny!- pobiegłem za śladami. Poznawałem tą drogę. Tędy wymykałem się z Jeffem nad rzeke. Obaj lubieliśmy tam chodzić, ponieważ wieczorem jest naprawde ładnie, a z resztą to było miejsce mojego pierwszego spotkania z brunetem. Z daleka już "zobaczyłem" trzech gliniarzy i ledwie żywego Jeffa, leżącego na ziemi
-Jeff!-wrzasnąłem tym samym wyciągając skalpel i wbijając go w brzuch jednego z psów. Zanim tamci zdążyli we mnie szczelić leżeli na ziemi, a ich bronie płynęły z nurtem rzeki. Podbiegłem do chłopaka i wziąłem go na ręce. Był ciężko ranny i do tego nie wyglądał najlepiej. Czym prędzej pobiegłem z nim do rezydenjci. W progu stał nieźle wkurzony Off. Liu i Red przepchali się koło niego i podbiegli do mnie
-co z nim?! Wyjdzie z tego?! Żyje?!-zadawali tysiąc idiotycznych pytań. Nie mogłem dojść do słowa, a chłopak w moich ramionach wyglądał coraz gorzej. Off podszedł do nas, odpychając rodzeństwo i zmieżył mnie i Jeffa "wzrokiem". Przełknąłem sline, a on tylko położył macke na moim ramieniu i przeniósł nas do osobnego pokoju. Wskazał ręką na łóżko. Podszedłem do danego przedmiotu i położyłem na nim chłopaka. Off stanął koło mnie
-nie martw się. Wyjdzie z tego. Może mu to zajmie trochę, ale wszystko się ułoży-"spojrzałem"na niego zaskoczony. Przecież nikomu nie mówiłem że Jeff mi się podoba...
-umiem wyczytać emocje z najmniejszych ruchów. Gdyby ci na nim nie zależało, nie wyszedłbyś z rezydencji bez mojej zgody. Najpierw byś mnie zapytał...-kiwnąłem głową potwierdzająco. "Spojrzałem" ponownie na chłopaka. Po paru minutach jednak wyszedłem z rozkazu Offa. Oparłem się o ściane koło drzwi i zjechałem z niej. Po chwili zasnąłem.

Jeff:

Ponownie zacząłem coś widzieć. Było dosyć jasno, ale wszystko rozmazane. Po pewnym czasie ostrość wkońcu mi powróciła. Leżałem na jakimś łóżku, chyba byłem w izolatce. Nie wiem. Nawet nie wiem jak się tu znalazłem i jak długo byłem nie przytomny. Czułem na sobie czyjść  dotyk. Próbowałem to zignorować i dalej patrzyłem w sufit. W końcu spróbowałem się podnieść ale ból ramienia, nadgarstka i czyjaś ręka mi nie pozwalali. Czej! Spojrzałem w lewo i ujrzałem Jacka który spał. Siedział na krześle ale głowę miał na łóżku a ręce na moim brzuchu. Mimo woli uśmiechnąłem się lekko. Chciałem położyć dłoń na jego głowie, ale mój nadgarstek przeszył ból jak tylko go podniosłem. Cicho syknąłem, ale chyba wtedy przez przypadek obudziłem chłopaka bo podniósł głowę i "spojrzał" na mnie. Dopiero teraz zobaczyłem że nie ma na sobie maski. Musze przyznać że ładnie mu bez niej. Bezoki uśmiechnął się po czym mocno mnie przytulił uważając na ramie i nadgarstek
-nigdy więcej mi tego nie rób. Martwiłem się-mruknął mi do ucha dalej przytulając. To było przyjemnie uczucie że ktoś po za Liu i Red, martwi się o mnie z własnej woli.
-dobrze-wtuliłem się w niego

^^^

Tak jak obieciałam. Kolejny rozdział jeszcze dziś. Nie wiem kiedy pojawi się następny, ale obiecuje że postaram się go napisać, jeszcze w tym tygodniu. Chyba że nadgarstek nie da mi żyć, to wrzuce rozdział za tydzień. Więc do usłyszenia, trzymajcie się i cześć!

Tylko Przyjaźń...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz