1 lipca cz. 2 + 2 lipca

68 7 4
                                    

Nie wiem kiedy to wszystko do mnie dotarło. Myślałam kto mógł mnie i Jurka znać tak dobrze. Znać nasz każdy ruch. Nikt nie przychodził mi do głowy. Ja miałam swoje życie - swoich przyjaciół, a on swoich. Kilka dni wcześniej mogłam stracić swoją jedyną siostrę, a teraz niego? To chyba mi się śni! Nie, to nie jest sen! Dlaczego wyjechałam? Porwali go 2 dni temu i nie żądają okupu, więc pewnie nie dla pieniędzy, więc chcą go zabić. Jak o tym pomyślałam to mi aż zmroziło krew w żyłach. Dlaczego? Siedziałam na komendzie z szefem do 22. Potem kazał mi iść do domu. Poszłam, ale nie mogłam zasnąć. Ciągle spoglądałam na zegarek. 3:43. Myślałam co się teraz dzieje z Jurkiem, czy on w ogóle żyje. Starałam się wyprzeć z głowy myśli typu on nie żyje, ale najwyraźniej mi się nie udawało. Nie udało mi się zasnąć, więc wstałam o 5. Przygotowałam sobie śniadanie, ale jakoś nie zjadłam go. Po prostu nie byłam głodna. Usiadłam na kanapie i siedziałam tak chyba z pół godziny. Dlaczego? Nie wiem. Siedziałam, aż z tego "zamysłu" wyrwał mnie SMS o treści:

100 tysięcy w pierwszym koszu na śmieci w parku obok centrum. Czekaj na wiadomości. Wiem o ciebie wszystko.

Od razu pojechałam na komendę. Wiedziałam, że to będzie ryzykowne, ale nie miałam pojęcia skąd wziąć 100 tysięcy. Mam wreszcie powód, by wierzyć, że Jurek żyje. Gdy przyjechałam na komendę była 6:15. Szef miał dzisiaj na 6, więc powinien już być. Dojechałam. Poszłam do szefa i pokazałam mu telefon z tym smsem. Powiedział, że mam się uspokoić, ale ja o dziwo nie byłam rozhisteryzowana. Mam się skupić, bo to może być tylko podpucha i ja muszę zanieść te pieniądze. Trochę się boję. U mnie strach to rzadkie uczucie, ale w tym momencie akurat było. Mam czekać na następne wiadomości. Nawet nie wiedziałam, kiedy tą kasę mam tam dać. 100 tysięcy oczywiście już było przygotowane w torbie z nadajnikiem GPS. Mi wystarczyło czekać na smsa, który przyszedł o 12:13. W treści było:

12:45, adres znasz ten sam.

Znów technik próbował namierzyć ten numer, ale pojawił się tylko na chwilę. Ja miałam pół godziny na dojechanie do parku. Dojechałam 5 minut przed czasem. Stałam, patrząc na zegarek. Gdy wybiła 12:45 podeszłam do tego wcześniej wyznaczonego kosza i wrzuciłam tam torbę. Potem wróciłam do auta i jak wcześniej ustaliliśmy odjechałam. Miejsce obserwowali inni policjanci. Ciągle patrzałam do lusterka czy ktoś mnie nie obserwuje. Nikt tego nie robił. Przynajmniej ja nie zauważyłam. Szef przyjechał na komendę o 18, ja cały czas tam siedziałam. Zaczął rozmowę:

- Nikt nie zgłosił się po pieniądze.

- Są tam jeszcze nasi? - zapytałam trochę zrezygnowana.

- Tak, ale moim zdaniem to bez sensu, jak za godzinę nikt się nie zgłosi odpuszczamy. Pieniądze zostawiamy. - powiedział.

I tak minęły kolejne godziny. Na komendzie byłam do 21. Potem postanowiłam jechać do domu. Rzuciłam na pożegnanie cześć i wyszłam z budynku. Może powinnam zaryzykować i zrobić coś, co po tylko krótkim namyśle uznałabym za zwariowane. Chwilę przed północą zdecydowałam, że zrobię coś głupiego. Tylko czy się to opłaci?

***********************************************************************************************

Kolejna część napisana :) Chciałam Wam serdecznie podziękować za ponad 500 wyświetleń! Jesteście wspaniali, najwspanialsi na świecie! ♥

Pozdrawiam :)

Podkomisarz - prawda oparta na fałszuWhere stories live. Discover now