Rozdział 7

78 10 1
                                    

-Co ja wyprawiam?! Nie potrafię być taka, że też mnie jeszcze nie znienawidził, może tak byłoby prościej.-szlochała i drżała skulona w pozycji embrionalnej na łóżku cała pod kołdrą, słuchałem jej nie będąc pewnym co dalej.-On mnie nie chce całej, tylko mnie z zewnątrz, nikt nie chce takiej wariatki jak ja.- teraz już wybuchła niekontrolowanym płaczem, a mnie serce się krajało, położyłem się obok i przygarnąłem ją do siebie, ona czując to zaczęła się odsuwać, nie pozwoliłem na to.

-Już dobrze skarbie, wypłacz się jeśli musisz, choć oddałbym wszystko byś nie musiała, pozwól mi być wszystkim czego potrzebujesz.

-Jestem głupia....

-Nie, nie jesteś, po prostu jesteś sobą i taką cię uwielbiam najbardziej na świecie.

-Nie możesz mnie uwielbiać.- zachichotałem na to stwierdzenie

-Z czego się śmiejesz?

-Z ciebie. Posłuchaj mnie Mój Najdroższy, Najukochańszy Kwiatuszku. Jesteś jaka jesteś i potrzebujesz kogoś kto się tobą zaopiekuje i da ci ciepło, bezpieczeństwo, to nic złego, każdy człowiek tego potrzebuje.

-A ty?

-Ja Moje Najśliczniejsze Kochanie w szczególności.

-Ale przecież jesteś aniołem...

-Przede wszystkim także mężczyzną, twoim mężczyzną. No chodź tu do mnie, przytul się.

Spojrzała na mnie jak wryta.

-Co się stało?

-Mężczyźni tego nie lubią, uważają że to niemęskie.

-Kto ci takich głupot nagadał?

-Ja..., usłyszałam kiedyś gdzieś, nie pamiętam gdzie.

-Skarbie, natychmiast o tym zapomnij, jeżeli będziesz chciała się przytulić mogę być twoim pluszowym misiem.

-Jesteś za twardy na pluszowego misia, poza tym pluszowy miś nie ma stojącego komina pod kołdrą.

Buchnąłem śmiechem, jeszcze żadna kobieta mnie tak nie rozbroiła jak Nadia, zdecydowanie wrodziła się w swoją mamę, której zamierzam podziękować za skarb, który teraz trzymam w ramionach.

-Gdybyś mnie nie doprowadziła prawie do końca w łazience nic by mi nie stało, a co do misia hmm...., widziałem jednego wielkiego w sklepie obok pracy kiedy wychodziłem.

-Też go widziałam.-dodała ze smutkiem- Niestety on pozostaje i pozostanie w strefie moich marzeń, nie stać mnie na niego bo muszę zarabiać na życie i najważniejsze potrzeby.

-Zobaczymy.

-Adam!- uniosła głos i trzepnęła mnie w ramię, złapałem jej małą rączkę i ucałowałem soczyście, sam zapach pozostałości perfum na jej nadgarstku sprawia, że chcąc nie chcąc mój żołnierz jest gotowy by szarżować.

Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż...., usłyszeliśmy burczenie, najpierw z brzucha Nadii, potem z mojego.

-No dobra, dość tego leniuchowania czas coś zjeść.-zakomenderowałem i posłałem jej jedno ze znanych jej moich spojrzeń.

-O nie, nie mnie, mnie już dzisiaj skonsumowałeś i to tak że ledwo chodzę.

-Nie sądzę by to była prawda, bo wyszłaś jednak z łazienki więc dojdziesz i do kuchni, choć możemy zrobić wyjątek i zaniosę cię do kuchni gdzie skonsumuję cię do końca.

-Najpierw musiałbyś mnie złapać :P – wyrwała z łóżka piskiem zanim zdążyłem bardziej przycisnąć ją do siebie.

Postanowiłem dać jej te 5 sekund przewagi, niech też ma coś z życia, bo kiedy ją dorwę będzie błagać o przerwę.

„(Nie)zwykłe....?...."Where stories live. Discover now