- Ryan! - krzyknęłam na "niezrównoważonego faceta". Tak, to był on. On ciągnął mnie za sobą na to lotnisko. On podniósł mnie kiedy się przewróciłam. To cały czas był on! Teraz zdjął już z siebie płaszcz. Ubrany był w jego czarne spodnie i błękitną koszulę z długimi rękawami. Znów ujrzałam w pełnym świetle jego oszałamiające oczy.
- To ja, jak widać. - odrzekł i uśmiechnął się do mnie.
- Idioto! Gdzie ty byłeś?! Szukają cię w całym Waszyngtonie! - zaczęłam drzeć się głośno na cały samolot.
-Ciii, spokojnie...
- Ja mam być spokojna?! Nie, nie, nie, ja chce wysiąść. Ja chce wysiąść! - zaczęłam odpinać zapięte już pasy, ale Ryan przycisnął mnie ręką do fotela i w żaden sposób nie mogłam się wydostać. Samolot zaczął się rozpędzać i słychać było głos pilota informującego o godzinie wylotu, przylotu i innych tego typu rzeczach.- Po co?! - znów krzyczałam na Ryana. - Po co ja tam z tobą lecę?! Zachowałeś się conajmniej niepoważnie!
Chłopak skierował twarz naprzeciwko mojej i kiedy wciąż podnosiłam na niego głos nawet nie patrząc w jego oczy pocałował mnie. Byłam wciśnięta w fotel. Nie, nie od tego cudownego pocałunku. Po prostu samolot startował... Ale przyznaję, że znowu czułam się cudownie. Nasze usta znów były jednością...- Dobra, wybaczam... - powiedziałam najpoważniejszym głosem jaki w tej sytuacji mógł on być.
- Nie liczyłem na inny obrót wydarzeń. - Ryan wciąż trzymał twarz bardzo blisko mojej. Mogłam zobaczyć swoje odbicie w jego tęczówkach. Mogłam dostrzec najmniejsze iskierki znajdujące się w jego oczach.- Nie mam żadnych ubrań, nie mam nic. - zdałam sobie sprawę, że naprawdę nie mam ze sobą niczego. Wcześniej jakoś nie myślałam o tym w taki sposób.
- Spokojnie, wiesz, że ja się wszystkim zajmuje...
- Tak? Ty się wszystkim zajmujesz? - lekko odepchnęłam chłopaka, tak, aby to on był wciśnięty w swój fotel. Przybliżyłam swoją twarz do jego w ten sam sposób jak on to zrobił wcześniej. - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam, hm? Skąd wiedziałeś, że będę szła tą kamieniczką? Po co mnie tutaj zabrałeś? No odpowiedz... Przecież ty mnie nie znasz... - Ryan popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem i znów odepchnął mnie na mój fotel.
- Kylie. Kylie McPrener. - mówił z uśmiechem na twarzy wciąż będąc niesamowicie blisko. - Blok na King Street, mieszkanie numer piętnaście, piętro czwarte. Wiem, bo ja wiem wiele rzeczy, Kylie, wiele... - zwrócił się do mnie z cwaniaczkowatym wyrazem twarzy.
- Skąd? Skąd to wszystko wiesz?
- Uznajmy, - oparł się o swoje siedzenie i zamknął oczy. - że tego może dowiesz się później. Śpij, czeka nas około dwanaście godzin lotu.
Nie odpowiedziałam. Chyba było to troszkę za dużo jak na jeden dzień... Spojrzałam przez okno samolotu. Unosilismy się już ponad chmurami. Byłam tak zajęta rozmową z tym naprawdę dziwnych facetem, że nie zauważyłam nawet kiedy wznieśliśmy się na taką wysokość. Zawsze zadziwiał mnie ten widok, było to niesamowite dla mnie jak tak wielka i ciężka maszyna może szybować po niebie tylko za pomocą silników i skrzydeł. Czego to człowiek nie wymyśli...
Zaczęłam spać. Minęło kilka godzin i co jakiś czas spoglądałam na Ryana. On też spał. Właściwie to spał cały lot i dopiero kiedy wylądowaliśmy obudziłam go, a on zdziwił się czemu tak szybko.
Wysiedliśmy z samolotu. Było około godziny dziesiątej rano. Wylądowaliśmy na lotnisku w Paryżu, mieście miłości. Cholera, zachciało mi się miłości. Wyszliśmy z głównego budynku, a naszym oczom ukazał się Paryż. Można było dojrzeć w oddali wieżę Eiffla, chyba nawet poczułam trochę romantyzmu...- A co z piekarnią? - odezwałam się w końcu idąc u boku Ryana nie wiedząc dokąd mnie prowadzi.
- Wszystko załatwiłem.
- Ale ciebie przecież szukali! Klienci z piekarni...
- Nie bezpośrednio. Mam od tego ludzi. - odpowiedział wchodząc mi w słowo. Byłam zła sama na siebie, że mi się to podobało.Nagle Ryan się zatrzymał. Stanęłam jak wryta. Przed moimi oczami znajdował się najdroższy hotel w całym Paryżu. Tak, mieliśmy do niego właśnie wejść.
- I jak? - zapytał i chyba spodziewał się jednoznacznej odpowiedzi.
- Jeszcze pytasz?
- Tak, pytam. - znowu cwaniacko uśmiechnął się do mnie.
- Jest niesamo... To znaczy, no niezły... - odpowiedziałam. Nie chciałam dać po sobie poznać, że naprawdę to całe szaleństwo mi się podoba.
Ryan podszedł do mnie. Stanął przede mną i rozdzielił moje włosy na dwie części, kładąc je na obydwu moich ramionach.- Fajne masz te włosy, wiesz? - mówił do mnie wciąż bawiąc sie moimi kosmykami, nie patrząc przy tym na moją twarz.
- Serio? Włosy?
Przeniósł swoje dłonie na moje policzki.- Policzki też. No i oczy. - teraz spojrzał głęboko w moje źrenice. Kylie, ty się chyba zakochałaś. Podobało mi się to cholernie i momentami nawet źle się z tym czułam... Każda normalna dziewczyna próbowałaby uciec, a ja? A ja chciałam zostać. Na zawsze. Z nim...
- Masz tu kartę. - nie gładził mnie już po policzkach. Pogrzebał w kieszeni spodni i wyciągnął kawałek prostokątnego plastiku w moją stronę. - pokój numer sto pięćdziesiąt trzy, poczekaj.
- Okej, a ty? - zapytałam.
- Poczekaj. - odpowiedział usmiechajac się, obrócił na pięcie i poszedł w kierunku głównych ulic Paryża.No to teraz do hotelu, Kylie. Ale chwila, co z zapłatą? Jak udowodnię, że to dla mnie ten pokój? Przestałam się zastanawiać i po prostu weszłam do środka. To miejsce było oszałamiające. Wysokie białe ściany i trzy wielkie kryształowe żyrandole. Podłogę pokrywały duże białe marmurowe płytki, a lada hotelowa była wykonana z kamienia. Biel pomieszczenia była wręcz oślepiająca. Nie znałam francuskiego, ale całe szczęście mój ojczysty język - angielski- był na tyle uniwersalny, że Francuzki przy recepcji wszystko zrozumiały.
- Dzień dobry. - powiedziałam i uśmiechnęłam się grzecznie. - Mam tutaj kartę do pokoju sto pięćdziesiąt trzy. - pokazałam ją.
- Sto pięćdziesiąt trzy? Emm, chwileczka, Kylie McPrener? - zapytała francuzka. Na jej plakietce widniało imię Anne. Byłam już dogłębnie zdziwiona skąd oni wszyscy mnie znają...
- Tak, to ja. - odpowiedziałam tym razem już bez cienia zdziwienia, chyba muszę się przyzwyczaić.
- Tędy proszę. - pokazała dłonią w stronę windy. - Niech pani pojedzie na trzecie piętro i idzie korytarzem prosto, a potem w lewo. A! I jeszcze jedno. - zaczęła grzebać w szufladzie po jej prawej stronie. - Niech pani weźmie to pudełko i położy na etażerce koło łóżka w pokoju. Prosił o to bardzo pan Calway. Wspomniał również, aby go nie otwierać.
- Dobrze, tak... Dziękuję, do zobaczenia... - odpowiedziałam i poszłam w stronę windy.
Jakieś pudełko większych rozmiarów, którego mam nie otwierać? Dobra, robi się jak na jakimś amerykańskim filmie... Bomba, czy pierścionek zaręczynowy? Stawiałabym na bombę... Nie chciałam już nawet rozwodzić się nad tym co to jest, po prostu pojechałam windą na górę.
Przyłożyłam kartę do czytnika obok mojego pokoju i weszłam do środka. Było nieziemsko. Biel znów wręcz oślepiała, a elementy dekoracyjne były dopięte na ostatni guzik tak jak to uwielbiałam. Pościel była nieskazitelnie biała, ściany, biurko i żyrandol również. Styl był bez wątpienia nowoczesny.
Położyłam pudełko na etażerce tak jak mi kazano i usiadłam na łóżku. Oparłam ręce za sobą i odchyliłam głowę lekko do tyłu. Poczułam, że wszystko jest dobrze, nie wiem dlaczego...
Usłyszałam delikatny hałas. Zza ściany wyszedł facet z białą maską na twarzy z dziurami na oczy. Ubrany był w biały płaszcz. Wyglądał przerażająco. Wlepiłam mój przestraszony wzrok w niego i zaczęłam cofać się przechodząc po łóżku. Byłam w ślepym zaułku, ściana.- Miła pani Kylie, przepraszam, pan Calway mi kazał... - powiedział po czym wyciągnął strzykawkę, szybkim krokiem podszedł i wbił ją w moją szyję. Zacisnęłam powieki i osunęłam się na podłogę. Wszystko było zamglone, nie byłam w stanie dostrzec już żadnych detali. Mężczyzna wyszedł przez drzwi, usłyszałam jak się zamykają. Leżałam tak jakieś pięć minut sparaliżowana za łóżkiem. Patrzyłam tylko ślepo w sufit i zastanawiałam się dlaczego widzę jakąś wielką czarną plamę, która stopniowo się powiększa. Aha, chyba odpływam... Usłyszałam tylko, jak drzwi ponownie się otwierają, a potem straciłam całkowicie przytomność... Nie wiedziałam czy umarłam. Wiedziałam, że coś się dzieje, czułam czyjś dotyk, ale nie wiedziałam czyj. Tylko małe czarne i czerwone mroczki latały przed moimi oczami. Była tylko ciemność i poczucie, że coś się kończy i nie jest dobrze...
---------------------------------------
Zostawcie coś po sobie 😊🐻🐻
Enjoy ✌✌✌

CZYTASZ
Inna
Romance"-Dlaczego mi to proponujesz - zapytałam w końcu. -Szczerze? -Szczerze... - powiedziałam, a Ryan lekko się zawahał. - Bo cię kocham... Wiesz, że nie umiem być aż taki romantyczny." Kylie McPrener, skromna, 20-letnia dziewczyna, być może trochę zamkn...