Rozdział 14

101 15 0
                                    

      Początkowo myślałam że pierścionek wybuchnie, ale tak się nie stało. Usłyszałam tylko wgrany w niego głos.

- Nie pozbędziesz się tego pierścionka. Nigdy. A teraz połóż go w widocznym miejscu i nie rób problemów. - z pierścionka wydobyło się to zdanie. Mówił je jakiś mężczyzna ze zniekształconym głosem.

    Brzmiało to jak z horroru, naprawdę. Byłam sama w domu, czułam się obserwowana, a Ryan miał wrócić dopiero o siedemnastej. Początkowo sprawdziłam całe mieszkanie. Poszłam do sypialni - nikogo nie było. W salonie - nikogo nie było. W żadnym pomieszczeniu nie było ani żywej duszy.
      Poszłam z powrotem do kuchni, gdzie leżał pierścionek. Pogrzebałam trochę w szufladach i znalazłam tłuczek. Pewnym ruchem uderzyłam w diament, a ten rozpadł się na kawałki. Ale jedno mnie zastanowiło. Wewnątrz znajdowało się małe czerwone światełko. To była kamerka, którą wbudował, prawdopodobnie żeby mnie podglądać. To dlatego nie chciał, żeby leżał w koszu...
      Wybrałam numer do Ryana.

- Ryan! - krzyknęłam do komórki.
- Co się dzieje? Przyjechać?
- W tym pierścionku była kamerka. Podglądali nas. Miał nawet wgrany głos. Nie wiem już co tu się dzieje... - powiedziałam załamana.
- Kylie, przyjechać do ciebie? - zapytał czule.
- Nie, nie trzeba... Ale mam prośbę. Poproś Jasmin, żeby do mnie przyjechała, muszę z nią porozmawiać. - odrzekłam chyba trochę zbyt tajemniczo. Wiedziałam, że ta dziewczyna dużo przeszła, ale liczyłam na jej pomoc.
- Dobrze, zadzwonie do niej, Steve ją podwiezie. Nie martw się, ze mną jesteś bezpieczna ZAWSZE. - rzeknął i rozłączył się.

     Naprawdę byłam zaniepokojona. Świadomość, że ktoś kogo nie znasz chce za ciebie wyjść, do tego podgląda cię... Wszystko wydawało się być tylko snem. Czasami nawet liczyłam na to, że się obudzę. Będzie tylko Ryan i ja, ale nikt więcej. To były tylko marzenia, a ja nie mogłam zaprzątać sobie nimi głowy. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. Nic nie było w stanie mnie rozśmieszyć, wciąż czułam, że ktoś czai się za mną. Obracałam się, ale nikogo nie było. 
      Po jakichś dwudziestu minutach do drzwi zadzwonił dzwonek. Jasmin stała przy wejściu, zaprosiłam ją do środka. Wyglądała już o wiele lepiej. Miała nowe, schludne ubrania, piękne, lśniące czarne włosy. Idealnie zrobiony makijaż podkreślał jeszcze bardziej jej urodę. Można by rzec że była tak samo przystojna jak Ryan.
     Usiadłyśmy na skórzanej kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.

- Słyszałam, że coś się dzieje. Opowiadaj. - rozpoczęła Jasmin.
- Eh... Tak naprawdę to nie wiadomo od czego zacząć... Dostałam pierścionek, z wbudowaną kamerką. Ktoś pisze do mnie SMSy z nieznanego numeru. Chce żebym za niego wyszła, grozi i mi, i Ryanowi, a najgorsze jest... - zawahałam się.
- Co? - Jasmin przybliżyła się do mnie i zapytała zaciekawiona.
- Najgorsze jest to, że mam pewne podejrzenia kto to może być... - odpowiedzialam i spuściłam wzrok.
- No więc mów.
- Mam wrażenie, że to Kevin, mój dawny przyjaciel z liceum... Ostatnio spotkalismy się przypadkowo na ulicy. Co prawda w ogóle nie wydawał się podejrzany, ale nie mogę być niczego pewna...
- Eh... No nie jest najlepiej. - Jasmin także spuściła wzrok i położyła ręce na kolanach. - Słuchaj, zapytam brata, jest prawnikiem w Waszyngtonie.
- Macie jeszcze brata? Ryan nie wspominał... - przerwałam Jasmin.
- No tak, mamy, ale wracając do sedna. Zapytam czy nie da się jakoś odkryć tego numeru telefonu, a potem namierzyć psychola, który się za nim kryje.
- Naprawdę zapytasz? Dziękuję ci! - odrzekłam usmiechając się. Liczyłam, że jednak wszystko wróci do normy i będziemy bezpieczni.
- Nie ma sprawy, Kylie! Pomóc tobie to czysta przyjemność! - powiedziała i poklepała mnie po ramieniu.

     Bardzo lubiłam Jasmin. Była taka wyrozumiała i zawsze chętna do pomocy. Tak wiele przeszła, a nie zwątpiła w ludzi i to było najpiękniejsze. Chyba zrozumiałam, dlaczego Ryan wtedy chciał się zabić. Tak cudowna siostra to prawdziwy skarb, a on żył ze świadomością że ją stracił.

- Muszę już lecieć. Pojadę do brata i podpytam o wszystko. Cieszę się, że mogę ci pomóc. Cześć, trzymaj się. - powiedziała Jasmin, uśmiechnęła się i poszła w stronę drzwi.

     Znów zostałam sama. Mój niepokój trochę opadł, ale wciąż czułam na sobie czyjś wzrok. Naprawdę chciałam, żeby Ryan już wrócił.
     Była czternasta. Postanowiłam, że pójdę przewietrzyć się do parku na Royal Street. W lipcu wyglądał on imponująco. Piękne wysokie i zielone drzewa dodawały uroku. Znajdowało się tam kilka jeziorek, w których pływały małe rybki. Dzieci biegały ucieszone bawiąc się ze swoimi psami, dorośli siedzieli na ławkach wszystko obserwując.
     Kiedy już tam przyszłam stwierdziłam, że zadzwonię do mamy. Tak dawno nie rozmawiałyśmy. Wiedziałam, że tak naprawdę zignorowałam ją i poczułam się z tym źle. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni szortów i wybrałam numer do niej.

- Halo?
- Mamo! Tak dawno nie rozmawiałyśmy! - powiedziałam wesołym głosem.
- Tak naprawdę tylko czekałam aż zadzwonisz. - odrzekła ciepło. - A teraz opowiadaj jak tam w tym twoim Waszyngtonie!
- Oj... Jest co opowiadać, serio. - zaczęłam. - No więc mam chłopaka, mieszkamy na Royal Street. Tak, tak wiem... Może ci się to wydać dziwne...
- Coś ty! Jestem dumna! Poradziłaś sobie w wielkim mieście całkiem sama!
- Wiesz ile osób ze szkoły tutaj jest? Nie spodziewałam się, że aż tyle.
- Kevin ostatnio przyleciał do Ottawy. Widziałam się z nim w galerii. - powiedziała mama.

    W tym momencie przeżyłam lekki szok. Skoro Kevina nie ma w Waszyngtonie to kto w końcu wysłał mi ten pierścionek?! Kolejnym podejrzanym był Thomas, ale jakoś to mi nie pasowało. Byłam już kompletnie zdezorientowana.

- O! To super! - odpowiedziałam już lekko zamyślona.
- A praca? Jak tam z pracą? - zapytała.
- Pracuje w firmie Ryana.
- Ryan to twój chłopak?
- Tak, no dobra mamuś, nie będę owijać w bawełnę, tak? Ma miliony, więc ja nie wnoszę zbyt dużo pieniędzy. Ale nie jestem z nim ze względu na to, że jest bogaty, po prostu go kocham... - trochę mnie poniosło i zaczęłam dużo mówić.
- Ha ha, Kylie, ja rozumiem! Jestem z ciebie naprawdę dumna. Wciąż jesteś tak inteligentna... Szkoda, że nie mamy się teraz kiedy spotkać. - odrzekła.
- Wiem, wiem... Też żałuję... Mamy teraz trochę problemów... W firmie, no właśnie. Ale obiecuję, że kiedy tylko wszystko wróci do normy przylecę do Kanady, dobrze? - zapytałam mając na twarzy uśmiech.
- Dobrze, nie pospieszam cię. Rozwijaj się i wiedz, że trzymam za ciebie kciuki!
- Dziękuję ci z całego serca! Muszę już kończyć, wracam do domu, bo siedzę w parku. Trzymaj się mamo! Cześć! - rzekłam i rozłączyłam się.

     Miałam znów całkowity mętlik w głowie. Kevin jest w Kanadzie, Thomas nie pasuje do całej historii, Harry jest zbyt głupi, żeby zrobić coś takiego. Nie miałam już pomysłu, kto to wszystko robi.
     Wstałam z ławki, popatrzyłam jeszcze chwilę na wysokie drzewa i wróciłam do domu. Przekręciłam klucz w drzwiach. Zamknęłam je za sobą i poczułam, że mój telefon ponownie wibruje. Kolejny SMS.

" Kylie! Uciekaj z domu! A jeżeli wyszłaś to nie wracaj!
Jasmin."

     Poczułam ucisk w żołądku. Szybko rozejrzałam się dookoła, ale nie zdążyłam nawet spojrzeć w kierunku kuchni, kiedy nagle osunęłam się na podłogę uderzając głową o ścianę. Ktoś jednak był w domu. I nie był to Ryan...

------------------

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał 😊
Oceniajcie, komentujcie, obserwujcie! 💟💟💟

Enjoy ✌💓✌

  

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz