Od całego okropnego, nie do zapomnienia przeżycia minęło kilka dni. Starałam się skończyć to przeżywać, ale w żaden sposób nie potrafiłam. Ryan bardzo mnie wspierał, nie znałam go od aż tak dobrej strony. Naprawdę mi na nim zależało...
Był czwartek. Wróciłam z pracy, przebrałam się i usiadłam przed telewizorem. Włączyłam go i zaczęłam oglądać moją ulubioną telenowelę pod tytułem"Kim jesteś?". Do drzwi zadzwonił dzwonek. Ledwo usiadłam a już musiałam wstać, taaak, jak ja to uwielbiam.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam Ryana. Stał w progu i uśmiechał się do mnie. Zawsze sprawiało to, że czułam przyjemne ciarki na plecach. Obydwoje wiedzieliśmy, że się kochamy, to naprawdę było niesamowite uczucie.- Mogę wejść? Mam propozycję... - zaczął tajemniczo.
- No pewnie, wchodź. - odpowiedziałam i wpuściłam go do środka. Usiadł przy stole w jadalni, po zamknięciu drzwi też tak zrobiłam.- Już boję się tej twojej propozycji. - zaśmiałam się.
- Będzie korzystna zarówno dla ciebie jak i dla mnie. - splótł palce u dłoni, położył je na stole i wciąż patrzył się na mnie przeszywającymi błękitnymi oczami. Odwzajemniłam uśmiech i poszłam zrobić herbatę.- No więc słucham. - położyłam ciepły napój na stole i usiadłam naprzeciwko Ryana.
- Szukam osoby na miejsce asystentki szefa w mojej firmie. - rzeknął. Rozszeżyłam oczy i podniosłam brwi na znak zdziwienia.
- Chcesz... Chcesz mnie zatrudnić?
- Na to wychodzi. - powiedział i wstał od stołu. Oparł się o niego i patrzył na mnie w cudowny sposób.
- Mówiąc asystentki szefa masz na myśli siebie, prawda? - zapytałam i popatrzyłam na niego z dołu.
- Prawda. - przykucnął przy mnie. - Płacę dobrze...
- Ryan, cholera, nie obchodzą mnie pieniądze! Zastanawiam się bardziej czy ci się nie znudzę... - odrzekłam i spuściłam głowę w dół. Domyślałam się, że będę zwykłą asystentką i nikim więcej. Trochę mnie to przytłaczało.
- Ty mi? No chyba sobie żartujesz... - Ryan odsunął krzesło na którym siedziałam razem ze mną. Tym razem przykucnął naprzeciwko mnie i złapał mnie za dłonie. Bawił się nimi, przeplatał nasze palce razem.
- Kylie, chce cie widzieć codziennie, chce wiedzieć jak wyglądasz, chce wiedzieć czy nic ci nie jest...
- Mam się zgodzić? - zapytałam i delikatnie uniosłam kąciki ust.
- To byłby dla mnie zaszczyt. - odpowiedział i pocałował moją dłoń delikatnie. To chyba był jeden z powodów przez które MUSIAŁAM się zgodzić
- Dobra...
- Zgadzasz się? - Ryan automatycznie ożywił się. Zobaczyłam błysk w jego oku, chyba naprawdę mu zależało.
- Zgadzam się. - odrzekłam i wstałam podnosząc podbródek Ryana jednym palcem. - Ale...
- Ale? - zapytał Calway.
- Ale jak zobaczę cię z jakąś sekretarką to nigdy więcej nie dostaniesz kawki, jasne? - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- To jest oczywiste, proszę pani. - Ryan złapał mnie za dłoń i znów szarmancko pocałował ją delikatnie się przy tym kłaniając. Spodobała mi się cała ta sytuacja. Naprawdę chciałam tam pracować. Mogłabym widzieć go codziennie, mogłabym wreszcie trochę bardziej się odstresować...- Zaczyna pani pracę od jutra. - udawał poważnego pana prezesa, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. On z resztą też był rozbawiony samym sobą. - Zadzwonię do pani jeszcze dzisiaj wieczorem, do zobaczenia! - zakręcił mną jak w tańcu, przytrzymał przy sobie i pocałował. Potem poszedł już w stronę drzwi, a zamykając je uśmiechnął się jeszcze.
Poczułam ulgę. Poczułam ustatkowanie, coś czego nie czułam chyba nigdy wcześniej, lub w o wiele mniejszy stopniu. Chciałam już zobaczyć jak będzie wyglądać moja praca. Domyślałam się, że Ryan będzie mnie traktować raczej ulgowo. Sam fakt, że chce mnie widzieć codziennie sprawiał, że rumieńce pojawiały się na moich policzkach.
Nastał późny wieczór, około godziny dwudziestej trzeciej. Zbierałam się już do spania kiedy zadzwonił telefon. To był Ryan, domysliłam się.- Dobry wieczór! Niech przyjdzie pani jutro o dziesiątej do biura pana Calwaya. - czułam, że nie może już wytrzymać ze śmiechu.
- Dobrze, zjawię się, przepraszam, ale idę już spać proszę pana, dobranoc!
- Dobranoc! - odpowiedział i rozłączyłam się. Nie pozostało mi nic innego jak położyć się do łóżka i zasnąć.
Obudziłam się o ósmej trzydzieści. Pogoda była wymarzona. Piękne lipcowe słońce świeciło mocno. Temperatura sięgała dwudziestu pięciu stopni, lecz powiewał delikatny wiatr. Otworzyłam okno i poszłam znaleźć odpowiednie ubranie. Wybrałam rozkloszowaną czarną spódniczkę oraz luźną białą bluzkę z ćwiekami na barkach i rękawami do połowy ramion, którą włożyłam pod spód. Założyłam jeszcze czarne, niewysokie szpilki. Miałam nadzieję, że się nie zabiję... Zjadłam śniadanie, zrobiłam sobie makijaż i wyszłam z mieszkania do siedziby "Calfirm". Nie wiem dlaczego ale byłam zestresowana. Bardziej obawiałam się innych pracowników. Miałam wrażenie, że mnie nie zaakceptują, albo będą mieli pretensje o moją relację z Ryanem.
Jeszcze wczoraj wieczorem zadzwoniłam do Mariny i powiedziałam, że muszę się zwolnić. Nie podałam przyczyny, w końcu nie musiała jej znać...
Kiedy opuściłam mieszkanie i znajdowałam się przed blokiem usłyszałam, że ktoś mnie woła.- Kylie McPrener! - krzyczał nieznajomy.
- Tak?! - podbiegłam do pana ubranego w czarne spodnie i białą koszulę.
- Zawiozę panią do firmy. - powiedział i uśmiechnął się. Otworzył przednie drzwi czarnego samochodu i gestem ręki zachęcił mnie żebym wsiadła. Zajęłam miejsce obok kierowcy.- Jestem szoferem firmy, Steve Holclow, miło panią poznać. - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Kylie McPrener, również miło poznać. - podałam dłoń i uniosłam lekko kąciki ust.
Ruszyliśmy. Tak naprawdę byłam zdziwiona, że Ryan wysłał po mnie szofera. Siedziba jego firmy wcale nie znajdowała się daleko, ale było to w sumie bardzo miłe. Całą drogę siedziałam nic nie mówiąc. Trzymałam przy sobie małą czarną torebkę, którą ściskałam mocno z nerwów. Czasami spoglądałam na telefon, aby sprawdzić która godzina, lub czy nie dostałam żadnej wiadomości.
Kiedy dojechalismy wysiadłam z samochodu i podziękowałam Steve'owi. Ruszyłam w stronę głównego wejścia. Kiedy przekroczyłam próg ujrzałam niesamowicie wielkie pomieszczenie, w którym znajdowali się ochroniarze, sekretarki i inni pracownicy firmy. Ogrom wszystkiego był powalający. Podłoga wykonana z ciemnych płytek marmurowych, wysokie jasnoszare ściany i mnóstwo bogatych ozdób.- Pani Kylie McPrener? - zapytała jedna z pracowniczek.
- Tak, czy zaprowadzi mnie pani do gabinetu Rya.. To znaczy pana Calwaya? - zapytałam powstrzymując śmiech. Zawsze rozbawiało mnie gdy to mówiłam.
- Oczywiście, proszę za mną.
Podążałam za panią, która miała na imię Heather. Wywnioskowałam to po plakietce, którą posiadała. Wsiadłyśmy do windy i pojechałyśmy na ósme piętro. Wciąż nerwowo ściskałam moją torebkę. Jak na razie wszystko szło w dobrym kierunku, wszyscy się do mnie usmiechali byli aż przerażająco mili. Kiedy dojechałyśmy Heather pokazała mi drzwi prowadzące do biura Ryana. Weszłam przez nie.
Ryan siedział na fotelu obrotowym. Był ubrany w garnitur, czerwony krawat, białą koszulę i czarne spodnie. Nigdy nie widziałam go AŻ TAK eleganckiego. Podniósł głowę i uniósł brwi kilka razy.- Postarała się pani. - powiedział znów tym śmiesznym tonem.
- Dziękuję. - zakmnęłam drzwi za sobą i weszłam wgłąb pomieszczenia.
- Dobra Kylie, skończmy to. - zaśmiał się i wstał z fotela idąc w moją stronę. Oparłam się delikatnie o biurko.- Też za tym jestem proszę pana! - również zaczęłam się śmiać i położyłam ręce ba barkach Ryana, kiedy stał już przede mną.
- I jak ci się podoba? - zapytał.
- Jest niesamowicie... Dziękuję, że mi to zaproponowałeś.
- Nie masz za co dziękować, naprawdę... - przyciągnął mnie do siebie. Wciąż trzymałam ręce na jego barkach. - Chciałabyś żebym cie pocałował, nie?
- A jeśli tak?
- A jeśli tak to to zrobię. - uśmiechnął się i pomału przyłożył usta do moich. Zawsze czułam się z nim dobrze. Mimo tego, że krótko się znaliśmy to przeszliśmy wiele i pomimo wszystko wciąż nie rozstawaliśmy się. Podczas naszego pocałunku do biura weszła jedna z sekretarek.- Dzień... O, przepraszam... - zawstydzona zamknęła z powrotem drzwi prawie upuszczając wszystkie dokumenty, które trzymała.
Popatrzyliśmy się na siebie z Ryanem i zaczęliśmy się śmiać. Dawno nie czułam się tak dobrze. Wreszcie zaczynało się układać i obydwoje byliśmy szczęśliwi.- Ja chyba jeszcze o coś pani nie zapytałem... - powiedział.
- O co takiego? - zapytałam unosząc brwi.
- Zostanie pani moją... Dziewczyną? Czy jakoś tak...
- Ale z pana romantyk... Żaden. - zaśmiałam się, a Ryan razem ze mną. - Oczywiście, że tak. - odrzekłam powoli.
- Na to liczyłem... - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.Zaczął dzwonić telefon. Ryan pokazał mi moje biurko, które było w jego gabinecie. Bardzo usatysfakcjonował mnie ten fakt. Zaczęłam czuć się jak prawdziwa pani bizneswoman. Mój CHŁOPAK w końcu odebrał.
- Ryan Calway z tej strony, słucham. Tak. Tak. Chyba pan żartuje... - zauważyłam, że oparł się o biurko i wyglądał na dosadnie zaskoczonego.
- Ale to jest niemożliwe! Nie znaleźli jej nigdy... I co z tego?! Gówno mnie interesuje jakie są fakty! Do widzenia. - Ryan rzucił słuchawką i stał tak chwilę patrząc w okno. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego plecach.- Co jest? - zapytałam ostrożnie.
- Znaleźli ją. Żyje...-----------------------------------------
Będzie mi ogromnie miło, jeśli zostawicie komentarz, gwiazdkę, lub zaobserwujecie mój profil 💞 😊
Enjoy ✌💞✌
CZYTASZ
Inna
Romansa"-Dlaczego mi to proponujesz - zapytałam w końcu. -Szczerze? -Szczerze... - powiedziałam, a Ryan lekko się zawahał. - Bo cię kocham... Wiesz, że nie umiem być aż taki romantyczny." Kylie McPrener, skromna, 20-letnia dziewczyna, być może trochę zamkn...