Rozdział 16

157 16 3
                                    

Nie wiedziałam co się dzieje. Ryan wpadł do betonowego pokoju i zna człowieka, który mnie tu sprowadził. Domyślilam się, że Jasmin poinformowała go o tym wszystkim.

- JA mam skończyć?! - zdruzgotany Patrick ryknął w stronę Calwaya.
- Tak ty! - odkrzyczał.
- Oj braciszku... - zaczął facet w kominiarce.

To brat Ryana?! To prawnik z Waszyngtonu?! Myślalam, że zemdleje... Zamiast wspierać się nawzajem, zamiast żyć w zgodzie... Patrick porwał mnie, zawiózł tutaj, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Czy to znów zazdrość zapanowała?

- To twój brat?! - krzyknęłam w stronę Ryana.
- Niestety tak... - odpowiedział.
- Siedź cicho! - ryknął Patrick zwracając się do mnie.
- Nie odzywaj się tak do niej gnoju! - Ryan bronił mnie jak mógł, jednak trzeba było przyznać, że to jego brat miał przewagę.

Nie chciałam mówić już nic więcej. Poczułam się jak w pułapce. Nie martwiłam się już o siebie, martwiłam się o Ryana. Nie mogłam nic zrobić, moje nogi wciąż były przywiązane. Starałam się jakoś wyrwać, ale nic nie działało.

- Po co? Po co to robisz Patrick? - zaczął Calway.
- Nie wiesz? No więc posłuchaj... - jego brat krążył wokół niego, co chwila spoglądając na mnie. - Jesteś Ryan Calway, TEN Calway. Jestem Patrick Calway. Zwykły prawnik z Waszyngtonu. Myślisz, że tak łatwo patrzeć, jak braciszek zdobywa pieniądze i sławę, a ty wciąż jesteś w jego cieniu?
- Ale... - wtrącił Ryan.
- Nie ma żadnego ale! Byłem wykończony ciągłymi pytaniami o ciebie! Masz wszystko do cholery! - zauważyłam, że zaczął być agresywny. Wyglądał jakby wpadł w totalną furię.
- Zapracowałem sobie! Wcale nie chciałem żadnej sławy, chciałem szczęścia, jasne? Kiedy Jasmin zaginęła miałeś to totalnie gdzieś! Myślisz tylko o sobie palancie, zawsze tak było! - krzyczał Ryan. Atmosfera była coraz bardziej napięta.

Patrick wciąż krążył po pokoju, lecz tym razem był okropnie zły. Byłam tak zestresowana, że czułam jak każda część mojego ciała się trzęsie. Bałam się wtedy o wszystko i o wszystkich. Zyskałam tak wiele i teraz tak wiele mogłam stracić. A co jeśli mnie zabije? Nie będzie już Ryana, nie będzie pięknej willi i żadnych planów na przyszłość. Co ja takiego zrobiłam?! Jestem po prostu zwykłą kanadyjką, która chce mieć wreszcie trochę spokoju! A tymczasem stoję przywiązana do jakichś dziwnych metalowych kółek i obserwuje zdarzenie, które sprawia, że zaraz zemdleje.

- Czemu ją tutaj sprowadziłeś?! Skąd miałeś klucze do domu?! - ryknął ponownie Ryan.
- Mam swoje sposoby... A ona jest tutaj przez ciebie! To ty sprowadzasz na nią niebezpieczeństwo. - Patrick zdjął kominiarkę i dostrzegłam kolejną parę błękitnych oczu. Jego włosy były tak samo czysto czarne jak pozostałej dwójki rodzeństwa.
- Chciałem jak najlepiej! Ale to tobie się ubzdurało, że jesteś w moim cieniu! - odpowiedział Ryan.
- Wiesz co, może po prostu... - zaczął, ale znów coś mu przerwało.

Tym razem do pokoju wpadła Jasmin. Trzymała w dłoniach pistolet. Widać było stres na jej twarzy.

- Idioto! Niszczysz wszystko! Niszczysz życie, niszczysz rodzinę! - krzyczała agresywnie. - Myślisz, że przez to zdobędziesz szacunek?! Nie! Nie zdobędziesz! Jesteś zwykłą świnią! Nikt nie chce mieć z tobą nic do czynienia! - pistolet w jej rękach zaczął się trząść. Wciąż był wycelowany w Patricka. - Dziwisz się?! Bo ja nie!
- Jasmin... - zaczął nadzwyczajnie spokojnie brat psychopata. - Drogie dziecko, nie znasz życia...
- Nie znam życia?! Spędziłam trzy lata błąkając się po Ameryce! Nie wracałam, spałam z bezdomnymi, ja nie znam życia? To ty jesteś niezrównoważony. Jesteś nieobeznany z ludźmi... Rozwiąż ją! - ryknęła wskazując na mnie.

Patrick zaczął być wyraźnie zakłopotany, ale starał się tego nie pokazywać. Nie wiedział już co ma zrobić. Jego ręce także zaczęły się trząść.

- Nie zrobię tego, siostro! Nie będziesz mi rozkazywać gówniaro! Jak w ogóle śmiesz tak się do mnie zwracać?!
- Nie pieprz! Jesteś idiotą, nie można mieć szacunku do ciebie! Każdy kto cię zna nienawidzi cię! I myślisz że to normalne?
- Nie nudź... - wtrącił brat. - Ty i Ryan jesteście dziwni. Cały świat jest dziwny. Nikt nigdy nie potrafił mnie zrozumieć. Staram się najlepiej jak mogę. - jego głos był spokojniejszy, ale ja wciąż trzęsłam się ze strachu. - Zdałem te cholerne studia i co? I dalej tylko Ryan, Ryan i Ryan. Mam tego dosyć, wiecie? Tak się dłużej nie da...

Jasmin pewnym krokiem podeszła bliżej Patricka i przyłożyła mu pistolet do głowy.

- Ryan, rozwiąż Kylie! Teraz! - krzyknęła, a Ryan podszedł w moja stronę. Stanął naprzeciwko mnie i spojrzał głęboko w oczy

- Chyba śnicie... - zaczął starszy brat.

Patrick szybkim ruchem wyjął nóż z kieszeni i pewnie wbił go... W plecy Ryana. Jasmin automatycznie oddała strzał w jego stronę. Upadł na ziemię.

- Nie! Nie, nie, nie! - ryknęłam patrząc jak mój ukochany upada bezsilnie na kolana przede mną.
- Jasmin! Dzwoń! Dzwoń! Pomoc, szybko, teraz! - krzyczałam wytężając całe gardło. Było tak ściśnięte, że ledwo co wydobywałam z niego jakiś dźwięk.
- Ryan! Nie! Ryan wstawaj! - kucnęłam przed nim i wydałam głuchy jęk.
- Wiesz, że nie dam rady. - odpowiedział resztkami sił.
- Dasz! Dasz! Wierze w ciebie!
- Nie, Kylie... Ale... To chyba najlepszy moment.
- Na co?! - byłam roztrzęsiona jak nigdy. Czułam się bezsilna. Wiedziałam, że to jego ostatnie chwile.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał patrząc błękitnymi, płonącymi iskierkami w moje oczy. Widziałam, że traci wszelkie siły.
- Zawsze i wszędzie. - pocałowałam go w czoło, na które spadały czarne włosy, tak jak wtedy w kawiarence. Czule objęłam go.
- Kocham cię... - powiedział i osunął się całkowicie na ziemię.
- Ryan! - rozpaczliwie ryknęłam, ale było już za późno. Po raz pierwszy w całym moim życiu strugi ciężkich łez wypływały z moich oczu i spadały na człowieka, którego kochałam. Na Ryana Calwaya, który był najwspanialszym mężczyzną w moim życiu.

-------------------------

...

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz