"Droga Kylie...
Jeżeli to czytasz, to jestem ci wdzięczny, że po mnie przyszłaś. Pewnie nie żyje, wiem, że cię tym ranię, ale nie potrafię tak dłużej... Za dużo myśli zebrało się w mojej głowie. Chcę, żebyś wiedziała, że mi zależało. Ogromnie. Przyznaję to, kocham cię. I nie przestałem nawet teraz, teraz dokładnie w tym momencie."Nie wiedziałam co zrobić. Czułam jakby wszystko sie zawaliło. Jakby wszystko przytłoczyło mnie z powalająca siłą. Włożyłam liścik do kieszeni spodni i szybko kucnęłam przy Ryanie. Nie znałam się kompletnie na pierwszej pomocy, chciałam w tamtym momencie tylko zadzwonić na pogotowie.
Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer. Krzyczałam na pana, który odebrał. Kazałam mu przyjeżdżać JUŻ. Powiedział że karetka jest w drodze.
Znowu miałam ochotę płakać, ale coś blokowało mnie niesamowicie. Nigdy nie uroniłam tej cholernej łzy i wcale nie było mi z tym dobrze. Chciałam czasem móc się wypłakać, ale po prostu nie mogłam...
Nie kucałam już, moje kolana spadły i były oparte o ziemię, a ja siedziałam na łydkach i czułam się niesamowicie źle. Pogładziłam włosy Ryana.- Nie umrzesz, nie umarłeś i nie umierasz. Rozumiesz to? Słyszysz mnie, ty wszystko słyszysz, zawsze, teraz też tak jest rozumiesz?! - mówiłam przez zaciśnięte zęby. Wtedy naprawdę miałam ochotę płakać, ale tego nie robiłam.
Dotknęłam klatki piersiowej Ryana, przy czym poczułam, że ma on coś w kieszeni marynarki. Sięgnęłam tam i wyciągnęłam to "coś". Małe pudełko z tabletkami przeciwbólowymi w środku. Zostało ich już niewiele, zaledwie sześć. Wziął je. Chciał się zabić tabletkami! A najgorsza była myśl w mojej głowie, że właśnie to mu się udało... Ale dlaczego?! Co nie daje mu normalnie żyć?! Zaczęłam coraz mocniej zaciskać zęby z rozpaczy i złości.
Usłyszałam w końcu dźwięk syreny pogotowia. Wybiegłam z lasku i zaczęłam machać rękoma przy drodze. Zauważyli mnie. Zatrzymali się i szybko wybiegli z noszami z karetki. Zaprowadziłam ich do Ryana nie mówiąc nic. Zaczęli go zabierać.- Co zrobił? - zapytał jeden z ratowników.
- Wziął t-tabletki... - mówiłam cała roztrzęsiona.
- Dobra. - odpowiedział i wrócił do pracy.
- Żyje? - zapytałam.
- Sprawdzimy w karetce.
- Jadę z wami!
- Nie ma takiej opcji, może pani pojechać za nami. - stanowczo odrzekł ratownik i zaczął wnosić Ryana do karetki razem z drugim towarzyszem. Cały czas szłam za nimi.
Miałam prawo jazdy, ale nie przy sobie. Zrobiłam je na moją osiemnastkę. Musiałam po prostu pojechać, wolałam zaryzykować, niż umierać ze strachu i niewiedzy. Wsiadłam do samochodu, odpaliłam go i pojechałam tuż za karetką. Nie pozwoliłam nikomu wjechać pomiędzy mnie a ambulans.
Zatrzymaliśmy się pod szpitalem na YorkHigh. Zaczęli wynosić Ryana ze środka, a ja czułam, jakbym miała zaraz zemdleć.- No ludzie! Żyje?! - Krzyczałam na cały głos. Ruch na ulicach wcale nie pomagał. Nikt mi nie odpowiedział, weszliśmy do środka. Zaczynałam czuć się okropnie źle. Serce biło mi o wiele za szybko, piekły mnie oczy i odczuwałam piekielny gorąc. Znajdowaliśmy się już na jakimś korytarzu pomiędzy salami.
- Siadaj tutaj! Nie przejdziesz dalej! - krzyknął jeden z ratowników. Wyglądał na bardzo zestresowanego sytuacją, a to kompletnie mi nie pomogło.Usiadłam na krześle, nie chciałam robić problemu. Wiedziałam, że tylko wydłużę cały proces ratowania. Schowałam twarz w dłoniach, a ręce oparłam o kolana. Pomyślałam o ostatnich słowach listu. Kocha mnie. No i cholera, chce sie zabić... O co chodzi?! Co ze mną nie tak?! Zaczęłam nerwowo tupać jedną stopą.
- Proszę pani... - zaczął jeden z ratowników. Poziom mojego zdenerwowania sięgał zenitu.
- No niech pan gada! - ryknęłam na cały korytarz.
- Żyje.
- Matko! - trochę mnie poniosło i przytuliłam ratownika. Emocje były zbyt wielkie, po prostu było to odruchowe. Szybko się opamiętałam i trochę skrępowana puściłam go.
- Jest on teraz na płukaniu żołądka. Po zabiegu prawdopodobnie będzie jeszcze nieprzytomny przez jakiś czas.
- Dziękuję! Dziękuję wam! Zapamiętam to do końca życia, matko... Jak ja dziękuję! - byłam ogromnie wdzięczna. Nie wiedziałam jak jeszcze mogę okazać jak jestem szczęśliwa.
- Po zabiegu będzie pani mogła wejść na jego salę, do widzenia! I powodzenia. - powiedział i uśmiechnął się.
- Na której sali leży? -wtrąciłam jeszcze.
- Będzie leżeć na czterdziestej pierwszej, na drugim piętrze. - znów się uśmiechnął i odszedł.
Odetchnęłam i skierowałam głowę w górę. Nigdy jeszcze nie czułam takiego strachu.
Mijały godziny, było około dwudziestej, kiedy lekarz podszedł wreszcie do mnie, gdy nerwowo chodziłam po korytarzu koło sali czterdzieści jeden.
CZYTASZ
Inna
Romance"-Dlaczego mi to proponujesz - zapytałam w końcu. -Szczerze? -Szczerze... - powiedziałam, a Ryan lekko się zawahał. - Bo cię kocham... Wiesz, że nie umiem być aż taki romantyczny." Kylie McPrener, skromna, 20-letnia dziewczyna, być może trochę zamkn...