Wróciłam do Waszyngtonu. Minęło kilka dni, a ja tęskniłam coraz bardziej. Kiedy przychodziłam do pracy wszyscy patrzyli na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. Domyślałam się, że było to związane z Ryanem. Nawet Sara, która była jedną z moich lepszych koleżanek w pracy teraz zachowywała się zastanawiająco. Kompletnie to zignorowałam. Miałam inne zmartwienia na głowie niż humory "przyjaciółeczek" z piekarni.
Był piątek. Wzięłam sobie wolne, żeby posiedzieć trochę we własnym mieszkaniu i się wyciszyć. Zdecydowanie Paryż wyciągnął ze mnie wszelkie siły. Każdemu, kto chciałby tam pojechać odradziłabyn to definitywnie. Na zawsze będzie mi się on już kojarzyć źle.
Była też jedna rzecz, która ciągle mnie dręczyła. Kilka razy śnił mi się widok nieżywego już Marcello. To, że chciał mnie zabić, to że potem sam się zabił... Musiałam odczekać dłuższy czas, aby o tym zapomnieć.
Siedziałam późnym popołudniem przed telewizorem z kubkiem gorącej herbaty, kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Szczerze miałam cichą nadzieję, że będzie to Ryan. Ale nie, to nie był on. Otworzyłam drzwi i nie zastałam nikogo. Na wycieraczce leżał tylko ogromny bukiet róż w koszyku. Jeżeli mówię, że był ogromny, to znaczy, że naprawdę taki był. Znajdowało się w nim chyba pięćdziesiąt kwiatów tego gatunku. Przeczytałam liścik przyczepiony do koszyka." Wyleciałem dzisiaj rano z Paryża. Czekaj. "
Nie podpisał się. Kylie, ogarnij się, gdyby się podpisał to znaczy, że uważałby mój poziom intelektualny oraz umiejętność dedukcji za niezbyt wysokie. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Spodziewałam się, że zapewne jutro go spotkam. Zabrałam bukiet do środka i zamknęłam drzwi. Położyłam koszyk obok stołu w jadalni połączonej z kuchnią. Stałam tak jeszcze chwilę wpatrując się w niego, a potem wróciłam do oglądania telewizji.
W sobotę z samego rana udałam się do piekarni. Koleżaneczki nie były chyba zbytnio w nastroju na rozmowę. Ja właściwie też nie byłam, jak zawsze.- Oj Kylie, Kylie... - zaczęła Sara. - Wiesz co? Szczerze to ja ci współczuję... - mówiła owijając ciasta w papier i nie patrząc się na mnie.
- Naprawdę? Dlaczego? - zapytałam.
- Widziałam dzisiaj tego całego Calwaya u nas. Rozmawiał z jakąś niezłą laską, przytulił ją, chyba powinnaś...
- Sara skończ... - powiedziała zażenowanym głosem Marina, która wyszła z zaplecza. Marina była naszą szefową i zarazem jedyną osobą w piekarni, która w tej sytuacji nie chciała mi dopiec.
- Może niech dokończy, może... - zaczęłam lekko zakłopotanym głosem.
- Nie, Kylie, nie musi. -szefowa weszła mi w słowo. Nie lubiłam gdy robił to ktoś poza Ryanem. - Ona kłamie, chce cię dobić.
- Proszę pani, niech pani nie opowiada głupst! - Sarze zrzedła mina.
- Byłam tu cały czas Kylie, nie było go tu ani przez chwileczkę. - odezwała się Marina uśmiechając się do mnie.
- Na pewno? Chciałabym znać prawdę...
- Na pewno, słowo honoru! A ty Sara zostaniesz dzisiaj godzinkę dłużej, jest dużo klientów, no pracujcie, pracujcie. - powiedziała i wróciła na zaplecze. Sara nie odezwała się ani słowem i pakowała ciasta ze spuszczoną głową. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i wrociłam do pracy.
O trzynastej wyszłam z piekarni i ruszyłam w stronę nieprzyjemnej kamieniczki nieopodal "BellaSun", przez którą droga do mojego mieszkania była krótsza. Idąc wąską, obskurną uliczką czułam się dziwnie. To miejsce przypominało mi o tym całym zdarzeniu sprzed kilku dni.- Nie przewróciłaś się! - ktoś zawołał zza rogu. To był Ryan! Obróciłam się i zobaczyłam go. Podbiegłam uśmiechając się i mocno go przytuliłam.
- Jesteś! - wciąż obejmując go mówiłam do niego.
- A gdzie mam być? Może dasz się porwać, co? Tym razem w trochę mniej gangsterskim stylu... - zaśmiał się i uniósł mój podbródek lekko do góry.
- Jeżeli zapraszasz... - zaczęłam patrząc na niego.
- Chyba wiem gdzie pójdziemy. - rzeknął intrygująco unosząc przy tym jedną brew.
- Kolejna niespodzianka? Chyba mam ich już dosyć, uwierz.
- Ta niespodzianka będzie pozytywna, zaufaj. - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Poszliśmy do jego samochodu, który był zaparkowany w tym samym miejscu co kiedyś. Podczas rzekomego "porwania".
Wsiedliśmy do środka.- Słyszałeś coś o pogrzebie Guillame'a? - zapytałam po jakimś czasie jazdy.
- Nie. Wolałem nie pytać. - odpowiedział.
- Dlaczego się tak nie lubiliście? - cichym, niepewnym głosem zadałam pytanie. Ryan nie odpowiedział
- Ryan? - dodałam. Wciąż nie usłyszałam odpowiedzi.
- Co było w tym pudełku, Ryan?
- Kylie, zrozum, że jest wiele rzeczy w moim życiu, których nie opowiadam. Tyle. - wreszcie odrzekł.
- Ale...
- Nie ma tutaj żadnego ale, Kylie, tak po prostu jest. Może kiedyś się dowiesz... - powiedział, zdjął jedną rękę z kierownicy i oparł ją o drzwi samochodu.
- Myślałam, że jesteśmy na tyle blisko, że... - po dłuższym namyśle przemówiłam znowu.
- Jesteśmy! - Ryan gwałtownie zahamował i stanął na poboczu. Oparł obydwie ręcę i głowę o kierownicę. Nie wiedziałam jak się zachować. Wyglądał jakby wpadł w załamanie. Raczej tylko tak wyglądał. Nie wyobrażałam sobie go w tak tragicznym stanie.
- Ryan, ja...
- Nie mów nic. Nie mów.
- Nie chciałam... - położyłam rękę na jego plecach. Ku mojemu zdziwieniu nie odrzucił jej.
- Ja po prostu muszę chwilę pomyśleć. Zaraz wracam. - powiedział otwierając drzwi samochodu.
- Gdzie idziesz?!
- Zaraz wracam.
Staliśmy na mało ruchliwej drodze. Po prawej stronie znajdowało się kilkadziesiąt wysokich drzew, ale nie można było nazwać tego lasem. Ryan poszedł w tamtym kierunku. Na początku chciałam pójść za nim, ale uznałam że to tylko pogorszy sprawę. Zastanawiałam się co bardziej wyprowadziło go z równowagi, pudełko czy pytanie o nienawiść do Marcello. Nie wiedziałam dlaczego, ale zdawało mi się, że chodzi właśnie o to pudełko.
Minęło piętnaście minut, a Ryan wciąż nie wracał. Zaczęłam pomału się obawiać, ale wciąż siedziałam w samochodzie. Otworzyłam schowek, z nadzieją, że znajdę jakąś gazetę do poczytania. Nie było żadnej. Znalazłam za to zdjęcie dziewczyny. Pięknej dziewczyny. Miała długie, falowane, czysto czarne włosy. Jej oczy były błękitne, a ubrana była w zwiewną białą sukienkę. Wyglądała na jakieś szesnaście lat. Popatrzyłam chwilę na zdjęcie. Uznałam, że już czas, aby iść po Ryana, zbyt długo go nie było.
Wyjęłam kluczyki, wyszłam z samochodu i go zamknęłam. Weszłam niepewnym krokiem w gęstwinę drzew. Nigdzie go nie było. Przeszłam kilka kroków dalej i zobaczyłam Ryana. Siedział ze spuszczoną głową i ramionami przy drzewie.- Chodź już, wiem, że źle... - i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że jest nieprzytomny. - Ryan? Ryan! - krzyknęłam na całe gardło i podbiegłam do niego. Zobaczyłam coś, co przeraziło mnie najbardziej. Ciarki przeszły po moich plecach.
Na dłoni nieprzytomnego mężczyzny, którego tak kochałam leżał liścik." Droga Kylie... "
-----------------------------------------
Enjoy 😊✌😊

CZYTASZ
Inna
Roman d'amour"-Dlaczego mi to proponujesz - zapytałam w końcu. -Szczerze? -Szczerze... - powiedziałam, a Ryan lekko się zawahał. - Bo cię kocham... Wiesz, że nie umiem być aż taki romantyczny." Kylie McPrener, skromna, 20-letnia dziewczyna, być może trochę zamkn...