Rozdział 13

114 15 0
                                    

    Odłożyłam telefon i westchnęłam. Już zaczynałam się bać. Ryan to zauważył, popatrzył na mnie krzywo.

- Znowu coś się stało? - zapytał.
- Chodź ze mną, przed drzwi.
- Po co? - wyraźnie zaniepokojony wstał od stołu i podszedł do mnie.
- Coś... Coś tam jest.
- Co?!
- Nie wiem... I właśnie w tym problem. - odpowiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi wejściowych.
- Otwórz je. - powiedziałam przestraszona.
- Przeczytałaś o tym w telefonie? Jakiś SMS? - Ryan też zaczynał mieć zaniepokojenie wyrysowane na twarzy.
- Tak, a teraz otwórz te drzwi...

    Ryan nacisnął klamkę i przyciągnął je do siebie. Ujrzeliśmy małe pudełeczko, ładnie zapakowane w czerwony papier z kokardką na środku. Kompletnie nie miałam pojęcia co w nim jest. Ryan tępo spojrzał na nie, a potem na mnie. Widziałam w jego oczach, że chce abym je otworzyła. Delikatnie podniosłam pudełeczko. Wzięłam je do kuchni i położyłam na stole.

- No otwórz to. - powiedział Ryan.
- Eh, boję się... To naprawdę nie ty robisz sobie jakieś żarty? - zapytałam patrząc niego przerażonymi oczami.
- Naprawdę nie ja... Może otworze je sam?
- Nie, nie... Dobra, otwieram.

    Delikatnie rozwiązałam kokardkę znajdującą się na czubku pudełeczka. Następnie rozerwałam czerwony papier ozdobny i ujrzałam małe, czerwone, otwierane opakowanie. Spokojnie uniosłam górną część i ujrzałam... Pierścionek. Piękny, wręcz świecący pierścionek z prawdziwym diamentem w kształcie drobnego serca. W środku znajdowała się także kartka, którą przeczytałam na głos.

- Wyjdziesz za mnie. Ja nie pytam, ja stwierdzam. Miłego dnia, chociaż nie wiem czy z tym palantem taki on będzie. - zacytowałam. Popatrzyłam niedowierzającym wzrokiem na Ryana a potem wzięłam do ręki pierścionek. Obejrzałam go dokładnie i wrzuciłam pewnym i agresywnym ruchem do kosza znajdującego się niedaleko lodówki.

- Ale... - zaczął Ryan.
- Ale co? Ja nie wyjde za jakiegoś kolejnego psychopatę! Skąd on cię w ogóle zna?! Poza tym wolałabym wyjść za ci... To znaczy... No nie ważne... - powiedziałam zawstydzona. Nie chciałam po prostu dać po sobie poznać, że chce taki pierścionek, ale od Ryana.
- Kylie... - zaczął i podszedł do mnie. Złapał moje dłonie wciąż będąc w samych czarnych spodniach. Byłam nim zachwycona. - Teraz trzeba zająć się tym wszystkim. Nie pozwole już w tym momencie na jakieś problemy, porwania, czy nie wiadomo co. Teraz masz być bezpieczna, za wszelką cenę! - pogładził mnie po policzku, spojrzał na mnie czule swoimi przenikliwymi błękitnymi oczami. Drugą rękę także położył na mojej twarzy. Spojrzałam w dół, jego wzrok był onieśmielajacy.   
      Przyciągnął mnie blisko do siebie, przełożył moje włosy na jedną stronę i pocałował w szyję. No tak, podziałało to na mnie. Jego delikatne usta przechodziły od szyi w stronę ust. Robił to powoli i precyzyjnie, a ja czułam, że zapominam o całym "niebezpieczeństwie".

- Chyba muszę iść do pracy. - powiedział z zamkniętymi oczami i uniósł lekko kąciki ust. Wciąż trzymał mnie blisko siebie, a nasze twarze prawie stykały się.
- No więc ja też może gdzieś wyjdę... - odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.

    Ryan puścił mnie i poszedł się przebrać. Też to uczyniłam. Dzisiaj nie musiałam iść do firmy, więc uznałam, że pójdę na zakupy. Ubrałam krótkie czarne spodenki i luźną białą bluzkę w kwiatki, na ramiączkach. Rozczesałam włosy, napiłam się jeszcze wody. Kiedy Ryan wyszedł z domu żegnając się ze mną założyłam buty i również opuściłam mieszkanie zaraz po nim. Zamknęłam go na klucz i zadzwoniłam po Steve'a. Stwierdziłam, że wykorzystam możliwość posiadania szofera.
     W przeciągu dziesięciu minut samochód był już na Royal Street. Wsiadłam do niego, przywitałam się ze Steve'em i ruszyliśmy. Zdecydowałam, że pojadę do najmniej znanej galerii, bo było w niej zawsze mniej osób. Trudno było przyzwyczaić się do życia w aż takim luksusie. Ryan miał miliony, nie żałował żadnych pieniędzy dla mnie. Czasami czułam się z tym źle, ale chyba zaczynałam się przyzwyczajać. Nie kochałam go dlatego, że jest bogaty. Kochałam go za to jaki jest i tyle.
      Kiedy wysiadłam jak zawsze podziękowałam Steve'owi i poszłam w stronę galerii. Weszłam do środka i pojechałam ruchomymi schodami na pierwsze piętro. Weszłam do mojego ulubionego sklepu i spotkałam kolejnego znajomego z liceum. Harry Bergs, zbuntowany nastolatek. Palił, pił, robił wszystko, żeby pokazać jaki jest dorosły. To znaczy myślał, że będzie dorosły. Wszyscy wiedzieli, że jest to żałosne i dziecinne.

- Kylie! - od razu mnie poznał i krzyknął w moją stronę.
- No cześć Harry! Jak tam? - zapytałam i podeszłam do niego.
- Jak ja cię dawno nie widziałem! Może pogadamy gdzieś przy stoliku?
- Okej, chodź tutaj naprzeciwko. - zaproponowałam i wskazałam pierwszą lepszą restaurację w galerii.

    Usiedliśmy, Harry od razu wziął do ręki menu. Od zawsze był przy kości i lubił dużo zjeść. Niektórzy śmiali się, że jedynie jego czarne, przeczesane na bok włosy go wyszczuplają.

- Proszę pani! - krzyknął w stronę kelnerki. - Czy mógłbym już złożyć zamówienie?
- Oczywiście już idę! - odpowiedziała miła pani.

    Mieliśmy pogadać, ale on jak zawsze musi jeść. Cały Harry Bergs. Dokładnie taki sam jak w liceum. Chyba nawet miał na sobie taką samą koszulkę jak za czasów szkoły.

- Poproszę hamburgera i zupę grzybową. - powiedział, a kelnerka zapisała zamówienie.

    Co prawda połączenie tych dwóch dań nie było według mnie najlepsze, ale to w końcu nie ja jadłam.

- Ty nic nie chcesz? - zapytał zwracając się w moją stronę.
- Nie, nie, dziękuję. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się grzecznie.
- No to opowiadaj! - zaczął rozmowę, kiedy kelnerka odeszła już w stronę kuchni.
- Nie ma co opowiadać! Przeprowadziłam się...
- Gdzie? - przerwał mi Harry. Tylko Ryan mógł to robić, inni jedynie mnie tym irytowali.
- Royal Street.
- Kylie! Ile ty zarabiasz?! Royal Street?! - mówił z niedowierzaniem
- Mieszkam z chłopakiem.
- Masz chłopaka... Nie spodziewałem się! - zaśmiał się.
- Dzięki Harry, dzięki...
- Żartuje! No to mów co to za elegancik! - splótł palce u rąk i położył je na stole. Wciąż miał uśmiech na twarzy.
- Ryan. Ryan Calway, pewnie nie znasz.
- Ten Calway?! - zapytał zdziwiony. - Biznesman?
- Mhm... - odrzekłam spoglądając na niego dziwnym wzrokiem. Wyglądał jakby ktoś uderzył go patelnią w tył głowy. Jego wyraz twarzy był dosyć zabawny.
- Gratulacje... Kylie Calway! - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
- Nie rozpędzaj się tak Harry, nie rozpędzaj. - również zaczęłam się śmiać.

     Do naszego stolika podeszła kelnerka i położyła zupę oraz hamburgera przed Harry'm. Wziął łyżkę do ręki i zaczął jeść. Sposób w jaki to robił nie zmienił się od czasów szkoły. Musiał się ubrudzić, rozlać coś, ewentualnie ubrudzić kogoś innego. Całe szczęscie ja nie miałam na sobie ketchupu, za to on tak.

- Dobre. - mówił z pełną buzią. - Żałuj, że tego nie jesz.
- Tak, tak... Harry?
- Tak? - zapytał.
- Utrzymujesz kontakt z kimś z liceum?
- Właściwie to tylko z Pauliną i Thomas'em. Czemu pytasz?
- Nie wiesz jak im się powodzi?
- Chcesz porównać czy inni też żyją w takich luksusach jak ty? - spytał podnosząc jedną brew. Odłożył nawet resztkę hamburgera, którego nie dojadł na talerz.
- Nie, coś ty! Po prostu jestem ciekawa... - odpowiedziałam spuszczając wzrok.
- No więc z tego co wiem, to Thomas jest nieszczęśliwy i pokłócił się ostatnio ostro z Kevinem, a Paulina wyrywa zęby mądrości i...
- Thomas pokłócił się z Kevinem? - przerwałam Harry'emu.
- No tak, nie wiem o co, więc o to nie pytaj, ale podobno nie odzywają się już od jakiegoś czasu.
- Oh, szkoda... - odrzekłam zamyślona. - Przepraszam cię Harry, ale muszę już lecieć, mam parę spraw do załatwienia. Cześć, miło było się zobaczyć! - powiedziałam wesoło, wstałam od stołu i pobiegłam w stronę wyjścia.

    Zaczęłam analizować sytuację. Wczoraj spotkałam się z Kevinem, nagle on kłóci się z Thomas'em. Wiem, że kiedyś podobałam się Thomas'owi, był bardzo zakochany, ale ja po prostu tego nie odwzajemniłam. Kevin za to był moim najlepszym przyjacielem. Zaczynałam martwić się, że ma to jakiś związek z SMSami i pierścionkiem.
     Straciłam już ochotę na zakupy. Zadzwoniłam po Steve'a a ten odwiózł mnie prosto do domu. Kiedy weszłam do środka zdjęłam buty i usiadłam na kanapie w salonie. Znów poczułam, że telefon zawibrował. Dwa SMSy.

"Będę w domu o siedemnastej. "

    Ten był od Ryana. Ale kolejny...

" Nie będę się tak bawić. Wyjmij z kosza ten pierścionek!"

      Automatycznie ciarki przeszły po moich plecach. Ktoś był w domu? Poszłam w stronę kosza i znalazłam to czego szukałam. Usłyszałam wtedy cichutki pisk dochodzący z diamentu.

------------------------------------

Komentujcie, oceniajcie, obserwujcie (^.^)😊😊😊
Enjoy ✌💗✌

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz