Rozdział 11

141 15 2
                                    

- Kto żyje?! - zapytałam chociaż spodziewałam się odpowiedzi.
- Jasmin... - Ryan odrzekł i spuścił głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć, wszystko co sensowne wyparowało z mojej głowy.
- Ale... Jak?
- Nie wiem... Nie wiem, naprawdę nie wiem. Czuję się... Nie wiem jak się czuję. - odpowiedział i poszedł usiąść na swoim fotelu. Obrócił się w stronę okien i siedział tak przez dłuższą chwilę.
- Gdzie jest? Co z nią? - starałam się być spokojna, choć nie było to łatwe. Po prostu chciałam mu pokazać, że wszystko jest dobrze.
- Znaleźli ją gdzieś w Waszyngtonie, szukała mnie... Opowiadała, że podobno podczas gdy leżała u niego w gabinecie to wciąż żyła, tylko udawała, że nie. Marcello przywiózł ją pod mój dom, ale kiedy tylko odjechał uciekła. Nie wiem jakim cudem on się nie zorientował...To dlatego nigdy jej nie odnaleźliśmy... - mówił wciąż obrócony na fotelu. Poczułam ukłucie w sercu. Siostra była dla Ryana wszystkim, a kiedy już rzekomo "nie żyła" nagle dowiedział się że jednak jest na odwrót.
- Musisz po nią jechać, zabrać ją stamtąd... Nie było jej trzy lata. Potrzebuje cie teraz.
- Wiem, ale nie mogę się zebrać, nie potrafię... - odpowiedział i obrócił się na fotelu. Był zdruzgotany i wcale mu się nie dziwiłam.
- Pojechać tam z tobą? - spytałam i oparłam się dłońmi o biurko.
- Nie, poczekaj tutaj, przywiozę ją, jestem za jakieś pół godziny. - wstał z fotela i szybko wyszedł z gabinetu.

    Zaczęłam się przejmować. Wiedziałam, że Jasmin żyje, ale na pewno była w bardzo złym stanie. Nie mieliśmy pojęcia gdzie przez te trzy lata mieszkała, z kim mieszkała i co w ogóle robiła... Było tylko wiadomo, że żyje, ale to było najważniejsze. Chciałam ją już zobaczyć, porozmawiać z nią, pocieszyć. Nie mogłam się już doczekać. Miałam nadzieję, że Ryan także będzie zadowolony. Bardzo mi na tym zależało.
     Po około czterdziestu minutach drzwi do gabinetu otworzyły się. Wszedł przez nie Ryan, a za nim kroczyła piękna czarnowłosa dziewczyna, odziana w starą, poszarpaną, ciemnozieloną kurtkę. Jej dżinsy miały mnóstwo dziur, ale nie były one wykonane specjalnie. Twarz miała brudną w smarach i innych tego typu maziach. Jedna tylko rzecz pozostała nieskazitelna. Czyste, błękitne oczy, które wręcz błyszczały.

- Kylie... To jest Jasmin. - Ryan wyglądał na zmieszanego. Chyba nie mógł się przyzwyczaić, że znów ma przy sobie swoją siostrę. Widziałam w jego oczach coraz to większe iskierki. Zaczął się uśmiechać.
- Hej... Naprawdę miło cię widzieć, nie wiesz nawet jak się cieszę! - powiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Dziewczyna wciąż patrzyła na nas nieśmiało. Wydawała się być przestraszona światem, tak, jakby pierwszy raz się na nim znalazła.
- Jasmin, odezwij się... Czekaliśmy na ciebie trzy lata, wiem, bałaś się, ale teraz nie ma już czego! - powiedział Ryan zachęcająco.
- A Cézar? - dziewczyna wreszcie przemówiła. Miała słodki głos czternastoletniej dziewczynki, choć w rzeczywistości była dziewiętnastolatką.
- Tak się składa, że... - zaczął Ryan.
- Zastrzeliłam go... - odpowiedziałam, a Jasmin rozszeżyła oczy i podniosła brwi. Rozpromieniła się niesamowicie, aż wreszcie podbiegła do mnie i przytuliła mocno.

- Dziękuję ci... Dziękuję! - krzyczała mi do ucha. - Nie zapomnę ci tego nigdy.
- Ale ja nic takiego...
- Zrobiłaś i to dużo! Gdyby nie ty... Ci psychopaci... To był koszmar. - dziewczyna puściła mnie i usiadła na fotelu Ryana. Zaczęła opowiadać całą historię.
- Najpierw zabrał mnie z imprezy, byłam trochę pijana, nie wiedziałam już do końca co się dzieje.... Potem wsiadłam z nim do samochodu. Zauważyłam, że twoje zdjęcie, Ryan, wisi przybite w miejscu twojej głowy. Nie czaiłam wtedy za dużo. Kiedy dojechał to... Wstrzyknął mi coś i straciłam przytomność. - w tym momencie zawahałam się czy aby na pewno nie wspomnieć, że ze mną stało się to samo, ale powstrzymałam się, nie chciałam przerywać. - Widziałam ciemność i nie wiedziałam co się dookoła mnie dzieje. Obudziłam się właśnie na jego biurku, widziałam, że coś pisze. Czasami szeptał niektóre zdania i usłyszałam, że myśli, że nie żyję... Zamknęłam oczy i kiedy przechodził lekko wstrzymywałam oddech. Potem owinął mnie w coś. Nie pamiętam już co i odwiózł mnie pod nasz dom...
- Dlaczego nie weszłaś?! Dlaczego nam się nie pokazałaś?! Matka odchodziła od zmysłów, a potem tak się załamała, że nie było z nią żadnego kontaktu! - wtrącił Ryan. Widać było, że wyprowadza go to z równowagi.
- Bałam się o was! Wiedziałam, że będzie chciał was zabić, uciekłam, a potem zagubiłam się już sama ze sobą... - Jasmin skończyła mówić i spuściła głowę. Nie odzywałam się, wolałam nie mówić nic, niż powiedzieć coś głupiego.
- Ważne, że jesteś, żyjesz... - Ryan usiadł na kanapie, która znajdowała się po prawej stronie biura przy oknach. Westchnął i popatrzył się na mnie.

- No co? - zapytałam i również popatrzyłam się na niego.
- Skończmy to, porozmawiajmy o czymś innym! Nie widzę potrzeby, żeby wracać do przeszłości, jesteś teraz z nami Jasmin... - mówił Ryan. Widać było że zależy mu na szczęściu siostry.
- Jestem z wami i chyba chciałabym się w coś przebrać... - zaczęła i uśmiechnęła się. Jej uśmiech był taki sam jak uśmiech Ryana, wręcz identyczny.
- Jasmin, dam ci moje ubranie, mam coś przy sobie. - rzekłam.
- Dziekuję ci... Jesteś niesamowita. Ryan ma fajną dziewczynę. - podniosła jedną brew i popatrzyla na mnie a potem na swojego brata. On też popatrzył na mnie i uśmiechnął się.

     Od razu wyciągnęłam ubrania dla Jasmin. Była niesamowicie zadowolona. Od razu poszła sie przebrać i wrocila do gabinetu. Ryan odwiózł ją do domu ich rodziców, a ja zostałan w gabinecie. Poczułam ulgę, naprawdę wszystko zdawało się układać coraz lepiej. Cały czas miałam w sobie jednak strach, że cały mój świat w jednej chwili sie zawali, ale starałam się o tym nie myśleć. Jak do tej pory miałam wszystko. Mieszkanie, chłopaka, dobrą pracę, chłopaka, no i może jeszcze raz chłopaka... Prawdopodobnie przesadzam ale byłam zakochana na zabój.

      Ryan po dłuższym czasie wrócił do firmy. Siedziałam przy swoim biurku i przeglądałam niektóre dokumenty.

- Chodź. - powiedział. Nie lubiłam, kiedy nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Gdzie? - zapytałam.
- Chodź. - wyciągnął rękę i zachęcił mnie żebym podeszła i ją złapała. Tak też zrobiłam.
- Zamknij oczy. - odrzekł kiedy wyszliśmy już z biura.
- O nieee, znowu?
- Tym razem nie będzie tak źle. - zaśmiał się.

      Zamknęłam powieki i nie podglądałam. Wiem, że skręciliśmy w lewo od gabinetu. Wchodziliśmy w coraz to ciemniejszy korytarz i zaczynałam być mocno zaintrygowana.

- Dobra, otwórz oczy. - powiedział i złapał mnie za obydwie dłonie.
- No i gdzie jesteśmy? - zapytałam. Staliśmy naprzeciwko dużych czarnych drzwi.
- Poczekaj, zanim wejdziemy, chciałem podziękować.
- Za co?
- Za dzisiaj. Jasmin była tobą zachwycona, a ja jeszcze bardziej. Zachowałaś się genialnie, mi z resztą też to pomogło. - powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo...
- Nie każdy, uwierz, dziękuję ci ogromnie! - odrzekł i pocałował mnie. Zamknęłam oczy i wyłączyłam myślenie. Byłam dumna z siebie i z Ryana. Wszystko było momentami aż  zbyt piękne.
 
- Za to wszystko mam dla ciebie niespodziankę... - zaczął i wskazał na drzwi.
- Kupiłeś mi drzwi? - zaśmiałam się. - Stylowe, ale wiesz trochę duże... - odpowiedziałam wciąż będąc w jego ramionach.
- To ci się udało... - uśmiechnął się. - Otwórz je.

     Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona i popchnęłam wielkie drzwi. Zanim zobaczyłam co jest środku jeszcze raz spojrzałam na Ryana pytająco. Tylko zachęcił mnie żebym poszła dalej. Przekroczyłam próg.

- Woooow...

--------------------------------

Zostawiajcie gwiazdki i komentarze jeżeli wam się spodobało 😊
Możecie też mnie zaobserwować, będzie mi ogromnie miło💞💞

Enjoy ✌💟✌

   

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz