Rozdział 1: Początek

45 2 0
                                    

W odległej przyszłości...

Bździszewo, Polska. 24 listopada 2114, godzina 21:45 (UTC+1)

Wieczór. Wydawało się, że miasteczko o niewymawialnej dla obcokrajowców nazwie szykowało się do snu. Nic bardziej mylnego. Całe Bździszewo było rozświetlone. Tego dnia odbywał się bowiem koncert z okazji sto sześćdziesiątej rocznicy założenia miasta. Przy miejskiej scenie stały tysiące ludzi. Wszyscy krzyczeli podekscytowani.

- A teraz, proszę państwa, przygotujcie się na coś wielkiego. Mieliśmy tutaj gwiazdy z różnych stron Polski, a także świata. Ale teraz pora na niezwykły występ. Oto zespół, o którym nie wspominaliśmy w zapowiedziach wydarzenia - mówił prezenter. - Pochodzi on z naszego miasta i prawdopodobnie zdążyliście państwo odgadnąć kto to jest. Tak więc oto Gromowładni!

Tak nazywała się kapela założona przez osiemnastoletniego Michała Stopczyka oraz jego przyjaciół. Weszli na scenę. Jego najlepszy kumpel, Piotr Sawka zaczął wygrywać melodię na gitarze rockowej. Dołączył do niego Wiktor Szymański, grający na gitarze basowej. Następnie jego trzeci przyjaciel, Aleksander Gibert zgrał się z nimi, rozpoczynając grę na keyboardzie. Po kilku sekundach ich wokalista, czyli Michał zaczął śpiewać:

Witajcie w mieście, gdzie

spełnicie swoje sny.

Nie mówię o zwykłej wsi,

Bździszewo mam na myśli.

Miasto twych marzeń.

Nie pozbędziesz się wrażeń!

Więc nie trać czasu i

w Bździszewie zabaw się, woo-hoo!

Yea-ah!

Mamy tu twierdze,

mamy tu bunkry,

oto historyczne miasto snów! [...]

Nie trać czasu,

przyjeżdżaj tu.

Na piękny polski wschód.

I bez hałasu,

zwiedź kilka lasów,

nie gdzieś w Barczewie,

lecz w naszym pięknym Bździszewie!

Widownia zaczęła bić brawo. Michał i jego przyjaciele podziękowali wszystkim. Kurtyna opadła, a oni zabrali instrumenty i zeszli ze sceny po schodkach wyposażonych w czujniki ruchu i ciepła, dzięki którym wysuwały się, gdy ktoś chciał zejść.

Michał wszedł do garderoby. Usiadł na krześle przed lustrem. Spojrzał na odbicie swojej twarzy. Rodzice codziennie mu powtarzali, że stawał się coraz bardziej podobny do pradziadka, niejakiego Filipa Tokarza. Sam uważał, że rzeczywiście tak było. Postawione jasnobrązowe włosy nie były po nim odziedziczone, aczkolwiek ciemnozielone oczy, płaski nos oraz budowa ciała już owszem. Oprócz wyglądu, po pradziadku zyskał także charakter. Tak samo jak on posiadał poczucie humoru, lecz w jego przypadku częściej się śmiał, a także dużą siłę.

Tak więc popatrzył na swą młodą twarz. Był zmęczony, miał wielkie wory pod oczami, ale mimo to musiał przez to przebrnąć. Około północy czekał go jeszcze wspólny występ z pozostałymi artystami. Ochlapał się wodą, by się rozbudzić, a następnie przebrał się w swoje zwyczajne ciuchy. Czekały go dwie godziny siedzenia, więc niewygodnie byłoby męczyć się w zapoconym skórzanym stroju. Założył więc turkusową bluzkę z krótkim rękawem, a na nią jasnoszarą bluzę z kapturem. Do tego ciemnoszare sztruksy. Odetchnął, wziął łyka wody w szklance i wyszedł z pomieszczenia.

Drużyna YOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz