22. Witraż [Atsushi&Akutagawa]

692 49 23
                                    

 Koszmary zawsze kojarzyły mu się z kolorami. Może było to dość ironiczne i wbrew naturze koszmarów, ale tak właśnie myślał Atsushi. Jego zmorą senną zawsze były kolory i witraż. To w nim widział swoją przeszłość, sierociniec i katujących go opiekunów. Według Kunikidy witraż widziany we śnie, oznaczał szukanie nowych wskazówek w życiu. Nie pomijało się to w żaden sposób z Atsushim, bo odkąd Dazai przyciągnął go do Agencji, mógł przyznać, że starał się zmienić swoje dotychczasowe żałosne życie w coś ważniejszego.

Jaskrawe kolory z kolei miały oznaczać pasję i intensywne działanie. I tu również osąd Kunikidy się zgadzał. Ostatni czas, podczas którego Nakajima zmierzył się z tak liczną zgrają wrogów był dla niego ciężki, a jego własne osądy miały w tym swój udział, nawet jeśli wszystko było zaplanowane przez Dazaia i Ranpo.

Atsushi nawet sam wziął się za lekturę sennika, który pewnego dnia podrzucił mu sam szef twierdząc, że już mu się znudził. Pierwszym co sprawdził jasnowłosy były oczywiście jego witraż. Jednak po dwóch, może trzech dniach jego sny zaczęły go dręczyć do takiego stopnia, że zaczął bardziej zgłębiać się w swoje lęki przeszłości i sprawdził nawet każdy kolor z osobna, doszukujące się czegoś ważnego. Niestety nie znalazł nic co go zainteresowało.

Do czasu ponownego spotkania z Akutagawą. Właściwie nie wiedział jakim cudem na siebie znowu wpadli. Osamu wysłał go na jakąś prostą misję. Trochę zaskoczył go fakt, że miał się pojawić w porcie, który był oczywistym miejscem do spotkania użytkownika Rashomona, ale po krótkim proteście podupadł i zgodził się udać na nią sam. Ot, zwyczajne znalezienie pozostawionej tam paczki. Bułka z masłem. I Dazai mamroczący pod nosem coś o końcu Soukoku i nowej erze czerni i bieli. Atsushi wolał w to nie wnikać, zwłaszcza że sekundę po tych niewyraźnych słowach jego starszy kolega wyskoczył przez okno.

Idąc pomiędzy skrzyniami w porcie, wgapiając się w kartkę z dokładną lokalizacją paczki ponownie wrócił do swoich snów. Może i sierociniec był paskudnym wspomnieniem, którego miał wrażenie, że nigdy nie wymaże ze swojego umysłu, to jednak bardziej bał się tylko Akutagawy i jego Rashomona. Nie miał co się oszukiwać. Połowa jego przyjaciół nie dość, że była obdarzona to w dodatku stuknięta. To oczywiste że nie mogli być zwyczajnymi ludźmi. Gdzie? W Yokohamie? Przecież tutaj nic nie jest normalne. Tutaj nawet wieloryby latają i mają stalową skórę.

– Rashomon! – uskoczył w bok, słysząc ochrypły głos gdzieś z góry, kiedy ciemna materia wbiła się w beton obok niego. Odruchowo zmienił swoje ręce i nogi w tygrysie łapy, przypadkowo rozrywając również papierek, który miał w szponach i uniósł głowę. Pechowcem był zawsze, nigdy temu nie zaprzeczył. No może, spotkanie Dazaia było dla niego jak gwiazdka z nieba, w końcu dzięki temu zyskał nowy dom. Jednak spotkanie Akutagawy było zawsze złe i koniec. Zwłaszcza że był on niezrównoważony.

– Czego znowu? – warknął gardłowo, widząc powiewający czarny płaszcz, z którego wysuwała się ciemna paszcza. Ryuunosuke zeskoczył z kontenera, wynurzając się z cienia.

– A, to tylko ty Tygrysie – mruknął zawiedzionym tonem. Atsushi uniósł brwi zaskoczony jego spokojem. Prawda, coś tam słyszał, że Akutagawa się uspokoił od kiedy zyskał uznanie Dazaia, ale to wciąż był Akutagawa, który chciał go zarżnąć jak dziką świnie.

– Liczyłeś na kogoś innego? – zapytał, wracając do swojej ludzkiej formy. Ryuunosuke zasłonił usta dłonią i zakaszlał głośno. Otarł usta wierzchem dłoni i spojrzał melancholijnie na białowłosego.

– Nie pałęta się po czyimś terenie. Nie wiesz tego? – mruknął nie poruszając się nawet o milimetr. Nakajima obserwował jak za jego plecami wielka paszcza otwiera się i zamyka jakby czekała na coś.

Dni pełne miłości ||| BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz