Rozdział 7

476 37 1
                                    

Szłam przez ciemne ulice miasta. Nigdzie nie było żywej duszy tylko cisza, głucha i dzwoniąca w uszach cisza. Stawiałam niepewne kroki na szarym chodniku. Księżyc na niebie oświetlał mi drogę swoją srebną tarczą. Niespodziewanie usłyszałam przerażający głos tóż przy moim uchu, który powtarzał On zginie! Nie uratujesz go! To twoja wina! Nagle słysze wystrzał. O nie! Tylko nie to!  Biegnę w stronę dźwięku. Moje nogi odmawiają posłuszeństwa ale nie poddaje się. Staje gdy widzę dwie postacie na środku chodnika. Jeden leżał a drugi patrzył na niego. Podeszłam do nich. Mężczyzna, który stał spojrzał na mnie przeszywając zimnym spojrzeniem. Uśmiechną się do mnie.

- Spóźniłaś się. On umrze-powiedział. Spojrzałam na leżącą postać i zamarłam. To Dylan. Miał ogromną dziurę w brzuchu.

- Nie. Kłamiesz!!-wrzasnęłam i ukucnełam przy Dylanie. Patrzył na mnie z iskierkami radości. Gdy odwróciłam się tego mężczyzny już nie było. 

- Lily-usłyszałam głos Dylana. Wzięłam głowę chłopaka na swoje kolana i położyłam dłonie na jego policzkach.

- Nie umrzesz. Nie pozwolę ci na to-powiedziałam ze łzami w oczach.- Nie możesz mnie zostawić.

- Nigdy cię nie zostawię Lily. Kocham cię-wyszeptał i zamkną oczy. Wydał ostatnie tchnienie. Zmarł. 

- Ja ciebie też kocham Dylan-powiedziałam i rozpłakałam się. Wydobyłam z siebie krzyk bólu.

-AAAAA!!-krzyknęłam zrywając się z łóżka. Rozglądałam się we wszystkie strony. Byłam w domu doktora. To był tylko zły sen. Tylko sen. Cholernie realistyczny. Zaczęłam się uspokajać. Po kilku chwilach mój oddech się unormował. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 2:30. Jest jeszcze noc. Zwinnie wydostałam się z pod koca, wstałam i pomaszerowałam do stronę łazienki. Oparłam się o umywalkę i opłukałam twarz zimną wodą. Spojrzałam w lustro. Ujrzałam w nim dziewczynę ze smutnymi oczami. To nie było dla niej typowe. Zawsze w jej oczach było pełno radości i optymizmu. Ale nie teraz. Była inna. Westchnęłam i wyszłam z łazienki kierując się w stronę salonu. Na jednym z dwóch skórzanych foteli siedział lekarz. Usiadłam naprzeciwko niego na drugim fotelu. 

- Co z nim?- spytałam. Doktor spojrzał na mnie i lekko się uśmiechną.

- Wszystko jest w porządku. Udało mi się zatrzymać zakażenie i krwotok w ostatniej chwili. Miał sporo szczęścia. A co do postrzelonego ramienia to myśle, że będzie dobrze. Ale wszystko zależy jak rana będzie się goiła. Bądźmy dobrej myśli chłopak jest silny i powinien z tego wyjść bez szwanku no prócz blizn.-powiedział.  Odetchnełam z ulgą. Nic mu nie jest. To wszystko przez ten cholerny sen. 

- Mogę go zobaczyć?-spytałam. 

- Oczywiście Lily. Chodź-powiedział i wstał z fotela. Także wstałam i poszłam za nim. Doktor ustał przed białymi drzwiami i otworzył je. Wpuścił mnie pierwszą do pokoju. Spojrzałam na łóżko gdzie leży Dylan. Chłopak miał zamknięte oczy i umiarkowany oddech co ozanczało, że spał. Był podłączony do kroplówki. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krzesełku obok niego. Dylan miał na prawym ramieniu bandaże. Patrzyłam na jego spokojną twarz. Wyglądał tak niewinnie. Momentalnie uśmiechnęłam się i uścisnełam jego dłoń. Było widać, że jest o wiele lepiej niż wczoraj. Poczułam przyjemne ciepło w środku. 

- Widać, że zależy ci na nim-stwierdził lekarz. 

- Tak to mój przyjaciel-odpowiedziałam nadal patrząc na chłopaka.

- Myślałem, że wy...z resztą nie ważne to twoje życię. Przepraszam-powiedział zmieszany. Zachichotałam pod nosem. 

- Nie szkodzi. Poznałam Dylana nie dawno i praktycznie prawie go nie znam ale jednak zyskał miano mojego przyjaciela-odparłam. 

Wnuczka ProkuratoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz