Rozdział 15

219 11 2
                                    

- Zatem słuchamy co masz nam do powiedzenia- zwrócił się do Dylana tata.

- Załóżmy, że została porwana. Znam jedno miejsce gdzie ojciec przetrzymuje, jak to on określa "specjalne osoby". Czyli ci, którzy mocno nadepnęli mu na odcisk. Torturuje je tam, zadaje im ból, aż giną z wycieńczenia.

- Okropne- odparłam przerażona. Jak można być tak okrutnym?!

- To akurat podobne do niego- zauważył tata.- Z tego co kalkulujesz sądzisz, że właśnie tam mogli wywieść moją żonę?

- Dokładnie. I tu się zaczynają schody. Ten teren jest bardzo dobrze strzeżony przez ludzi ojca. Tylko ci, którzy są uprzywilejowani mogą tam wejść. Nikt z zewnątrz.

- Logiczne. Więc jak mamy się tam dostać?- zapytałam marszcząc nieznacznie brwi.

- Nawet ja nie jestem w stanie tam się przedostać, więc zrobimy tak. Pan panie Evans podłoży pan ładunki wybuchowe i detonuje pan w lesie, który znajduje się właśnie tym miejscu. To wykurzy ich z budynku i pójdą sprawdzić źródło hałasu. Natomiast ja wślizgnę się do środka , by uwolnić panią Evans-tu zwrócił się do mnie.- Ty Lily będziesz czekała na nas w domu. To jest zbyt niebezpieczne dla ciebie.

- Nie ma takiej opcji!-oburzyłam się.- Chcę pomóc!

- On ma rację Lily- poparł Dylana ojciec.- Musisz zostać w domu. Nie wybaczył bym sobie gdyby co ci się stało.

- Ale tato nic mi nie będzie! Przecie...

- Dosyć!- przerwał mi tata.- Nie ma dyskusji Lily nigdzie nie jedziesz. To nie jest miejsce dla ciebie.

- Ani dla was...-burknęłam zła pod nosem.

- Lily-podszedł do mnie Dylan i objął delikatnie ramieniem.

- Ja... ja nie chcę bycie tam zginęli. Boję się-zachlipałam.

- Kochanie..-podszedł do mnie tata i położył swoją dużą dłoń na moim policzku.- Nie zginiemy. Odnajdziemy i uwolnimy mamę. Wrócimy wszyscy cali i zdrowi.

- Ale...

- Obiecuje ci to Lily- powiedziawszy to spojrzałam raz na tatę raz na Dylana zatroskanym wzrokiem. Najchętniej pojechała bym razem z nimi i pomóc. lecz wiedziałam, że byłabym tylko "kulą u nogi". Widziałam determinację w oczach Dylana, za to u taty widzialną obietnice, że ten koszmar w końcu się skończy. Odetchnęłam głęboko i powiedziałam słabym głosem...

- W porządku- wyszłam z objęć Dylana, by przytulić tatę. Czułam napływające łzy pod powiekami.

- Będzie dobrze-wyszeptał mi do ucha tata.

- Oby.

Dylan POV

Podjeżdżając wraz z panem Evans miałem małe obawy co do powodzenia tej wyprawy po matkę Lily. Ojciec nie jest na tyle głupi i na pewno przewidział, iż ktoś w końcu będzie chciał ją odbić. Co jeśli nie wyjdziemy z tego żywo? Czy jeszcze będę mógł spojrzeć w oczy Lily? Te pytania latały mi po głowie i odbijały się głośnym echem po czaszce. Nie sądziłem, że będę w stanie tak mocno kogoś pokochać i w podobny sposób poświęcić się dla tej osoby. Zapewne gdyby ktoś mi powiedział, że stanę się taki "słaby" wyśmiałbym tę osobę. Ja? Syn najgorszego mafiozy Pietrowa byłby uległy jakiejś pannie? Bzdura. Jednak życie właśnie pokazało mi jak bardzo można się pomylić co do własnych przekonań.

Poczułem jak Nathan zatrzymał auto. Oznaczało to, że dojechaliśmy na miejsce. Miejsce odległe od cywilizacji w gęstym lesie. Wyszliśmy z samochodu wziąwszy wcześniej potrzebne rzeczy. Trzymaliśmy się jak najbliżej krzaków. Szliśmy powolnym krokiem w stronę oświetlonego, dwupiętrowego budynku, który był blisko nas. Słyszałem każdą gałązkę ugniatającą się pod wpływem naszych kroków. Będąc 100 m od budynku zatrzymaliśmy się w zaroślach. 

- Dobra, to co teraz geniuszu?- słyszalna niechęć Nathana do mnie wprawiła mnie w gęsią skórkę, lecz nadal pozostawałem pozornie niewzruszony. Byłem przygotowany na fakt, że ojciec Lily nie będzie darzył mnie sympatią. Cóż, czego było innego się spodziewać po tym jak mój tatulek zrobił im dosłowne piekło na ziemi. 

- Mam w plecaku ładunek. Weźmie go pan i wysadzi tę małą drewnianą szopę obok budynku. To powinno ich wykurzyć, a ja wtedy wejdę do środka. 

- I co potem?

- Wydostanę pana żonę, spróbujemy jak najszybciej uciec tylnym wyjściem zanim wrócą. Spotkamy się przy aucie. 

- Więc do roboty- powiedziawszy to Nathan zabrał ode mnie plecak i dyskretnie zaczął iść w stronę szopy. Ja natomiast szukałem dogodnego miejsca, by mieć wgląd na wejście. Prześlizgnąłem się nisko zarośli. Miałem nadzieję, że uda mi się dostać na tyle blisko. bym miał wszystko na widoku. Po 10 minutach tarzania się po ziemi ukryłem się za drzewem blisko wejścia. Nagle usłyszałem potężny huk. Widziałem bukiet ognia i drewno, które rozpadało się na wszystkie strony. Dobra robota Evans. 

Wysokie, barczyste sylwetki zaczęły wydostawać się z budynku. Każdy z tych kolesi miało broń co komplikowało nieco sprawę. 

- Co do kurwy?!

- Przeszukać teren!

Gdy było na w miarę  bezpiecznie pędem pobiegłem w stronę drzwi modląc się jednocześnie, by w razie zauważenia nie oberwać kulą w łeb. Na szczęście udało mi się dostać do środka bez szwanku. Zacząłem iść ciemnym korytarzem. Słyszałem krzyki ludzi, którzy przeżywali niezłą agonię. Zszedłem w dół schodami. czułem woń krwi. Powstrzymałem odruch wymiotny przez wzrastający smród i szedłem dalej. Zauważyłem, że jedne drzwi były lekko uchylone. Zaciekawiony tym faktem ostrożnie zmierzałem w tę stronę. Otworzyłem szerzej drzwi i ujrzałem leżącą, zakrwawioną kobietę. Byłą mocno skatowana. Podszedłem bliżej i ukucnąłem obok jej ciała. Okazało się, że ową kobietą była właśnie matka Lily, była bardzo do niej podobna. Miałem wielkie szczęście, że tak szybko ją odnalazłem.

- Pani Evans?- szturchnąłem ją delikatnie za ramię. Nic. Zero reakcji. Bez zastanowienia wziąłem nieprzytomną kobietę na ręce i zmierzałem w stronę wyjścia. Jednak nagle usłyszałem podniesione głosy. Spanikowany ukryłem się za ścianą. Głosy stały się wyraźniejsze. 

- Zapłacisz mi za to Pietrow!- rozpoznałem głos Nathana. 

- Niedoczekanie twoje Nathanie- usłyszałem drwiący głos ojca. Zamarłem. Wiedziałem, że nie będzie tak łatwo.- Może powiesz gdzie podział się mój synek? Z tego co wiem, nieźle zbajerował twoją córunię. 

- Ty skurwysynie- wysyczał Nathan. 

- Tak samo łatwa jak jej matka- zadrwił ojciec. Miałem trudności, by zakłócić buzujący gniew, który wzrastał z każdym słowem ojca. Chciałem wyjść z ukrycia, lecz miałem ważniejszą sprawę niż potyczki z ojcem. Musiałem odnieść tę biedną kobietę bezpiecznie do auta. 

- Zabije Cię Pietrow! Obiecuję Ci to! Jesteś śmieciem...

- Dosyć tej dziecinady. Zabrać go!- usłyszałem mocne uderzenie i cichy jęk. Odgłosy kroków stawały się coraz cichsze i stłumione. Gdy odeszli wyszedłem z ukrycia i popędziłem w stronę wyjścia. Nie miałem co liczyć na główne wyjście, więc skierowałem się na tyły. Ręce zaczęły drętwieć. Chciałem jak najszybciej wydostać się z tego miejsca. Odnalazłem drzwi i jak najszybciej wybiegłem. Usłyszałem krzyk za mną i strzał z pistoletu. Czując wzrastającą adrenalinę przyśpieszyłem nie patrząc, że gałęzie poprzecinały mi gdzieniegdzie skórę. Świst kuli przeleciał mi obok ucha. Gdy dobiegłem do auta położyłem skatowaną kobietę na tylne siedzenie, po czym szybko wsiadłem na miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Kolejna amunicja przebiła przednią szybę. Ruszyłem przed siebie nie zwracając uwagi na pociski, które leciały w naszą stronę. Gdy wyjechałem z lasu na główną drogę odetchnąłem z ulgą. Byliśmy bezpieczni. Jednak nie wszystko poszło po naszej myśli. Nathan nadal tam się znajdował. Nie mogłem jednak po niego wrócić, nie w tamtym momencie. Trzeba było jak najszybciej zawieść matkę Lily do szpitala. I tak też zrobiłem, mając nadzieję, że Nathan przeżyję do mojego powrotu. 

############

Hej, hej! Po dosyć długim czasie znów pojawia się kolejny rozdział :D Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Do następnego ;D 


Wnuczka ProkuratoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz