Rozdział 1

288 23 7
                                    

 142 rok ery Prellyn, Noori

   Anashir przechylił kielich, wypijając resztę wina i odstawił go z hukiem na stół, ściągając na siebie kilka, dodatkowych spojrzeń. Na jego twarzy momentalnie wymalował się cwaniacki uśmiech i zmierzył wszystkich, obserwujących go wzrokiem. Usadowił się wygodnie i spojrzał na siedzącego obok Tieraka. Mimo że Anashir miał już swoje lata, patrząc na niego czuł się jak nowo narodzony. Włosy Tieraka były już zupełnie białe, a jego twarz pokryta była mnóstwem zmarszczek, jego ociężały chód świadczył o tym, że już za niedługo będzie musiał przekazać młodszemu pokoleniu miano generała. Anashir za to prezentował się o wiele lepiej, nie ukrywając, był bardzo przystojnym mężczyzną. Ciemne włosy, miał częściowo i niechlujnie upięte z tyłu głowy, jego twarz pokrywał lekki zarost, ale to, co najbardziej rzucało się w oczy, to potężne ciało wojownika. Jego opalone mięśnie były wręcz doskonałe, niejeden gladiator mógłby mu ich pozazdrościć. 

- Siedmiu synów i trzy córki spłodziłem - zaczął Tierak, nakazując dłonią jednej z pięknych służących, żeby nalała mu wina.  - Czterech w boju zginęło, a cała reszta dzieci nie wydana za nikogo. A z tego co wiem, masz cudowną pannicę i kawalera. Ha! A moje dzieciaki też niczego sobie.

- Więc tu o małżeństwie chciałeś rozmawiać - powiedział Anashir, a na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.

- Oczywiście, w końcu twój syn już za niedługo do dwudziestki dobije, a o zaręczynach nawet nie słyszałem. A jak widać, cieszy się wielkim powodzeniem u kobiet, cały ojciec!

   Anashir wybuchnął śmiechem, słysząc ten komplement i pozwolił Tierakowi kontynuować.

- A córka, cała matka! Urodziwa, to na pewno, może kobiecości jej brakuje, ale tą cudną twarzyczką nadrabia wszystko. Jestem w stu procentach pewny, że któremuś z moich synów się spodobała.

    Wśród pełnej sali gości, Anashir w końcu wypatrzył swoją córkę, trzymającą się innych dziewcząt. Tierak powiedział prawdę, Mundi była bardzo urodziwą panną, lecz brakowało jej gracji i kobiecości. Anashir wiedział, że to nieodpowiednie wychowanie tak podziałało na dziewczynę. Jednak nie mógł nazwać się złym ojcem, Mundi wyglądała na niezwykle szczęśliwą. Mimo, że jej jasne włosy były pięknie upięte i miała na sobie cudowną suknię jak inne dziewczęta, to bardzo się od nich różniła. Jej ramiona były szczupłe i umięśnione, podczas gdy reszta panien posiadała smukłe ręce, ozdobione wymyślnymi bransoletami. Skórę miała opaloną i pokrytą różnymi rodzajami zadrapań i siniaków, które starała się maskować, przez nieco bardziej zabudowaną suknię.

- Ach Mundi... - westchnął Anashir, chwytając za swój kielich. - Nic nie poradzę, wybrała drogę wojownika, a ja na to przystałem.

- Naprawdę, przyjacielu... zdaję sobie sprawę, że żyjemy w czasach kiedy to królowa rządzi Noori, ale łatwiej babie zasiąść na tronie niż walczyć. Chyba, że ją do Amazonek wyślesz. - tutaj Tierak ryknął śmiechem.

- Jeśli będzie chciała, to dlaczego by nie, co dziewczynę będę trzymać. - powiedziawszy to Anashir, za jednym razem opróżnił zawartość swojego kielicha. 

- Doprawdy, przyjacielu! Na za dużo im pozwalasz, obydwoje powinni już wziąć ślub!

    Anashir machnął lekceważąco dłonią na słowa staruszka.

- Jeszcze zobaczysz, obydwoje wyrosną na wspaniałych wojowników!

- Syn to na pewno, widziałem jak z łatwością w pojedynkę rozbroił trzech żołnierzy, nawet się przy tym nie męcząc! A po za tym, w tak młodym wieku został ochroniarzem pierwszego księcia, Ramirusa, którego ty też szkoliłeś w boju!

- No cóż, książę nie ma tyle krzepy co mój syn, Gorlist, ale na pewno zdolny jest i inteligentny, nawet nie wiesz jak przypomina starego króla!

- Szkoda, że to drugi książę zasiądzie na tronie. - Tierak ściszył nieco ton swojego głosu. - Królowa nigdy nie posadziłaby na tronie swojego pasierba, tylko dlatego, że jest starszy. Po za tym książę Heresdis to znak od bogów!

   Tierak wybuchnął śmiechem, lecz Anashir skrzywił się, ukrywając grymas za kielichem wina i spojrzał w stronę umieszczonego nad salą tarasu, gdzie zasiadała rodzina królewska.  Przy królowej, niczym piesek, siedział nie kto inny, jak jej syn, książę Heresdis, uznany za dar od bogów.

IskraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz