Rozdział 28

44 7 6
                                    

- Wierzę ci - powiedział Flojd. - Tylko głupiec podszywałby się pod członka rodziny królewskiej w miejscu gdzie wszyscy chcą ją zabić. Sam bym to chętnie zrobił, ale prawdopodobnie masz jakiś interes.

- Pragnę obalić rządy Hallistry i zawrzeć sojusz z Jawilem, aby odbudować naszą gospodarkę i oprzeć ją na innym fundamencie niż niewolnictwo.

    Flojd zaśmiał się, wręcz wybuchnął niepohamowanym śmiechem.

- Czyli mamy ci pomóc zasiąść na tronie? Nie leży to w naszym interesie, masz nas za głupców?

    Ramirus jednak nie został wytrącony z równowagi, wciąż lekko skłoniony powiedział z szacunkiem:

- Zarówno ja, jak i buntownicy potrzebują pomocy. Nikt nic nie osiągnie jeśli nie będziemy współpracować, lecz jeśli wspólnymi siłami zdobędziemy władze, jestem przygotowany na to, że będziemy o nią walczyć między sobą. Nie proszę o służbę u mego boku, lecz pragnę zawrzeć układ, gdzie wygrany odniesie korzyści. Wydaje mi się, że to uczciwe.

- Uczciwe, nieuczciwe - prychnął Flojd, splatając ręce na klatce piersiowej. - Jednak królewski tytuł to za mało, aby umożliwić nam wygraną.

- Moim głównym celem jest stworzenie armii, służy mi zaledwie dwa tysiące żołnierzy, ale pragnę powiększyć tę liczbę.

    Flojd przerzucił młot przez ramię, patrząc na nich podejrzliwie.

- Hel. - Spojrzał na dziewczynkę. - Co o nich sądzisz?

- Nie mają złych zamiarów - odparła, nie wykazując przy tym żadnych emocji. - Lecz są dziwni, za silni. Interesujący.

    Flojd wrócił do kowadła, przez dłuższą chwilę uderzał w rozgrzany miecz, po czym wrzucił go do wiadra z wodą.

- Pójdę na twój układ, chłopcze. Lecz od lat próbujemy zwalczać targ niewolnikami, nie odejdziemy, jeśli nie pozbędziemy się go raz na zawsze. Pozwól więc, że ja więc zaproponuje układ. Jeśli pozbędziecie się wojsk i wszystkich najemników łapiących ludzi na targ niewolników, pomożemy wam. 

     Uśmiechnął się, nieco szalenie, w podobny sposób jak uśmiechał się Anashir gdy tylko ktoś rzucił mu interesujące wyzwanie.

- Przyjmuję taki układ - odparł Ramirus.

- I jeszcze jedno. - podniósł kawałek pergaminu i zaczął coś na nim skrobać kawałkiem węgla. - Hel pójdzie z wami.

      Wręczył jej pergamin, dziewczynka prześledziła go szybko wzrokiem, po czym natychmiast wrzuciła go do pieca, w którym rozgrzewały się bronie. Nie ulegało wątpliwości, że przekazał jej jakąś wiadomość. Mundi spojrzała na Ramirusa, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy patrzył jak pergamin zamienia się w popiół.

*****

      Deszcz wciąż padał, więc Mundi zarzuciła na Io wszystkie koce jakie mieli. Wyszli innym przejściem, którego wyjście mieściło się na dole klifu, potem podążali piachem, który co chwilę zalewały fale, więc Gorlist zgodził się nieść Io na rękach. Mundi miała nadzieję, że kłótnie między nimi się skończą. Weszli w końcu do niewielkiej jaskini z sporym wejściem, nie ukrywała ich zbyt bardzo, ale przynajmniej chroniła przed deszczem. 

      Rozłożyli nieliczne koce, które mieli, Hel w tym czasie obserwowała ich, stojąc tuż przy wejściu.

- Pójdę po drewno - powiedziała.

- Stój! - zawołał Gorlist, kiedy już postawiała pierwsze kroki w stronę wyjścia. - Ja pójdę, wolę żebyś została.

     Skinęła głową i wróciła na to samo miejsce co przed chwilą. Io usadowił się między nogami Mundi, pozwalając jej pleść sobie warkocza a sam wyciągnął przed siebie ręce na których zatańczyły płomyki.

IskraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz