Rozdział 11

83 10 10
                                    

    Ten dzień jednak nie był taki zły jak Mundi się wydawało, chociaż już po kilku minutach była zmęczona. Io zgrabnie wymijał tłumy i podbiegał do każdego straganu.

- Mundi, patrz! Smażone ryby! Nie jadłem śniadania, chyba sobie kupię!

- Nie bronię ci - mruknęła Mundi, robiąc kilka kroków w bok aby uniknąć potrącenia przez jadący wóz.

    Io patrzył na nią wyczekująco, nic nie mówiąc.

- Niech zgadnę, nie masz pieniędzy i chcesz żebym ci kupiła.

    Wyszczerzył ząbki i pokiwał energicznie głową. Mundi przewróciła oczami i rzuciła sprzedawcy monetę, odbierając dwie smażone ryby na patykach. Musiała przyznać, że była naprawdę smaczna, z mnóstwem egzotycznych przypraw.

- Powinnaś sobie jakąś kupić - powiedział Io, nachylając się nad stoiskiem z pięknymi spinkami. - Moja mama zawsze ma pięknie ułożone włosy, ale nie nosi spinek. Zawsze ma w nich kolorowe kwiaty. Mamusia jest naprawdę piękna.

    Io zapatrzył się przed siebie, jakby nad czymś się zamyślił. Ten widok sprawił, że Mundi na chwilę się uśmiechnęła. Widać było, że dla niego matka jest kimś bardzo ważnym a gdy o niej wspominał, wydawało się, że to najcudowniejsza osoba na świecie.

- Wezmę tą - powiedziała Mundi, biorąc do ręki złotą spinkę z motywem kwiatów.

    Sprzedawca zapewniał, że to czyste złoto, ale każdy wiedział, że nie sprzedawałby złota po tak niskiej cenie. Przez Io straciła naprawdę sporo pieniędzy, zaprowadził ją nawet do jednej z wróżek, która wywróżyła Mundi z dłoni, że urodzi trzech synów i poślubi obcokrajowca. 

- Naprawdę Io, nie mam ochoty wydawać więcej pieniędzy na głupoty - westchnęła Mundi.

- Och, no tak! Mam pomysł, pokaże ci coś niezwykłego! - krzyknął Io, po czym wziął gryza chlebka z przyprawami, który nawiasem mówiąc, też kupiła Mundi.

- Mam nadzieję, że to będzie moja pieczęć.

- Ej! Nie zaprzyjaźnimy się, jeśli cały czas będziesz myśleć o tej pieczęci! Jak jeszcze raz o niej wspomnisz to wrzucę ją do morza. - Io nadymał policzki.

- Dobrze, będę już cicho.

    Ruszyli przed siebie, Io wyprowadził ją z dzielnicy handlowo-turystycznej i teraz przechadzali się po ulicach gdzie było pełno marynarzy. Wyładowywali towary lub krzątali się wokół statków. Miasto było ogromne, a Mundi już odpuściła sobie próby zapamiętania drogi.

- Daleko jeszcze?

- Tak, bardzo daleko - powiedział Io z uśmiechem.

    Mundi westchnęła, w długim chitonie niewygodnie spacerowało się i to ciągle pod górę. Wbiła wzrok w morze, które mignęło między budynkami. Może powinna się zająć kolejnym wersem przepowiedni: bursztyny wskażą ci drogę. To w końcu tu był szlak bursztynowy, może powinna odpuścić sobie niańczenie Io i odzyskanie przepowiedni. 

- Io, mam pytanie.

- Słucham?

- Trochę czasu tu spędzasz, nie wiesz gdzie znajdują się bursztyny? - zapytała nieco niepewnie Mundi.

- Wszędzie tu są bursztyny!

- Ale... nie wiesz, gdzie może jest ich najwięcej?

    Io momentalnie rozpromienił się.

- Wiem! Wiem! To daleko za miastem! Niedaleko mojej kryjówki, jest tam pełno bursztynów. Woda praktycznie lśni od nich!

    Mundi nie mogła powstrzymać uśmiechu, jak to dzieciak był bardzo nie mądry. Właśnie przyznał się, że ma gdzieś kryjówkę. Teraz musiała to tylko dobrze rozegrać.

IskraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz