Rozdział 10

74 13 5
                                    

   Mundi nie mogła spać całą noc, za bardzo martwiła się kradzieżą pieczęci. Stała przy otwartym oknie, opierając policzek o framugę z przymkniętymi oczami. Na ulicach w około gospody było sporo ludzi, którzy wybitnie głośno bawili się, nawet w nocy. Mundi zostały tylko trzy wyjścia. Pierwszym było dogadanie się z dowódcą bez pieczęci, ale to graniczyło z cudem, nikt jej nie weźmie na poważnie. Drugim był powrót do stolicy, a trzecim próba odzyskania pieczęci. Ostatnia wersja również była prawie niemożliwa, ale Mundi nie widziała lepszej opcji. 

    Nie wiedziała nawet gdzie zacząć poszukiwania, Jokasta była ogromnym miastem gdzie dziennie przewijało się tysiące turystów. Chyba powinna po prostu szwendać się po mieście, wypatrując owego dzieciaka.

    Westchnęła i przeciągnęła się, była zupełnie padnięta a jutro planowała wstać o świcie. Ruszyła w stronę łóżka, z zamiarem pójścia spać.

- W końcu panienka idzie.

    Obróciła się z powrotem, na sąsiednim dachu siedział ten sam dzieciak, nogi miał spuszczone przez krawędź a w dłoni beztrosko podrzucał królewską pieczęć.

- Chodź tutaj, natychmiast! - krzyknęła Mundi.

    Dzieciak wystawił w jej stronę jęzor i schował pieczęć do kieszeni szerokich portek.

- Raczej nie ma panienka wyboru, niż posłuchać to co mam do powiedzenia. Zanim panienka przyjdzie do mnie, to ja już dawno ucieknę. - Wyszczerzył do niej ząbki.

- W takim razie słucham, co chcesz powiedzieć. - Mundi splotła dłonie na piersiach i spojrzała na nią wyczekująco.

  - Może panienka mi zdradzić swoje imię? Mama mówi, że jeśli nie zna się imienia trzeba się zwracać do osoby w inny sposób. Dlatego mówię: panienko, ale myślę, że masz na pewno piękne imię.

- Mundi. - burknęła, jakby nieco od niechcenia.

- Mundi! Mundi! Mundi! Ale ładne, ja jestem Io!

- Nie obchodzi mnie to, kiedy oddasz mi moją własność? - zapytała Mundi, świdrując go spojrzeniem.

- Jak się dobrze poznamy!

- Już cię dobrze znam, oddawaj.

     Io zmarszczył brwi i podparł podbródek na dłoniach, przyglądając się Mundi.

- W takim razie, jestem dziewczyną czy chłopakiem?

     Mundi nieco zaskoczyło to pytanie, nie miał więcej niż dwanaście lat, więc trudno było to określić. Jego głos nie brzmiał ani męsko, ani kobieco, po prostu dziecięco. Jego twarz miała duże, ciemne oczy i pulchne policzki.

- Dziewczyną. - Palnęła Mundi.

- Nie-e! Jestem chłopcem! Nie dostaniesz swojego... złotego krążka, jeśli nie będziesz miła! Śpij dobrze, jutro cię odwiedzę i wspólnie się pobawimy!

- Nie pogrywaj sobie ze mną, dzieciaku!

- Nie nazywaj mnie dzieciakiem, już ci mówiłem, że nazywam się Io! I jak będziesz pyskować, to wrzucę to coś do wody! - Wstał, z czubkami palców tuż nad krawędzią dachu.

    Mundi wzięła głęboki wdech, próbując się opanować. Gdyby dała się ponieść emocjom zapewne wyskoczyłaby z okna, próbując dosięgnąć dzieciaka, ale dobrze wiedziała, że nie udałoby jej się wskoczyć na tamten dach.

- Czego więc chcesz?

- Już mówiłem! Zaprzyjaźnić się! - Wyszczerzył radośnie białe ząbki w jej stronę. - Ale to jutro... jestem dzisiaj zmęczony. Mamusia nie byłaby zadowolona, że o tej porze jeszcze nie śpię. Dobranoc, Mundi!

- Czekaj!

    Ale on już odbiegł, a Mundi tylko przez chwilę widziała zieloną chustę, powiewającą za nim.

*****

    Chciałoby się powiedzieć, że Mundi dobrze spała, a rano obudziła się z przeczuciem, że cała wczorajsza sytuacja to tylko dziwaczny sen. Nie było tak, w nocy co chwilę się budziła, przez jej głowę przechodziło tysiące pomysłów, związanych z odzyskaniem pieczęci, ale każdy wydawał się również beznadziejny. Kiedy w końcu obudziły ją ranne promienie słońca, nawet nie myślała o tym, że to wszystko to sen. Wiedziała, że musi zacząć działać, ale nie sądziła, że tak szybko.

- Dzień dobry, Mundi. Jak się spało?

    Aż krzyknęła, na parapecie siedział Io, wyraźnie zdziwiony zachowaniem dziewczyny. Jakby jego obecność była zupełnie normalna.

- Co ty tu robisz?! 

     Przechylił głowę i zmarszczył nieco brwi, jakby coś analizował.

- Przecież powiedziałem ci, że przyjdę dzisiaj. Jeśli się kogoś gdzieś zabiera, to wypada przyjść po tą osobę. Tak mnie uczyła mama.

- Uczyła cię też kraść cudze rzeczy? - zapytała Mundi, zakrywając się kocem.

- Ta kradzież była wyjątkowa i nie zalicza się do zwykłej kradzieży! - oświadczył z dumą Io. - Ale to innym razem wyjaśnię, musimy już wyjść, jeśli chcesz wszystko zobaczyć.

    Mundi chciała powiedzieć, że nie chce nic zobaczyć, ale nie widziała innej opcji. Może rzeczywiście odda jej pieczęć, jak trochę czasu się z nim pobawi. Nałożyła na siebie zwykły, biały chiton, sięgający do ziemi i zaczęła wiązać sandały, obserwując Io. Chłopiec przyglądał się jej napierśnikowi.

- Takie mają żołnierze, masz też miecz! Dlaczego tego nie ubierzesz?

- Bo lepiej przechadzać się po tym mieście jako cywil. Poza tym pod napierśnikiem nosi się specjalny chiton i tą krótką spódniczkę, która wygląda jakby była zrobiona z samych, skórzanych pasków. 

- O tą? - Io podniósł ową spódniczkę. - Mężczyźni też takie noszą, ja też taką chcę!

- Raczej jesteś za młody na bycie żołnierzem.

- Czyli ty jesteś żołnierzem?

- Nie - burknęła Mundi - znaczy jeszcze nie. Bo będę, na pewno.

- Nigdy nie rozmawiałem z żołnierzem! Znaczy tak jak z tobą, bo wszyscy każą mi spadać.

- Ciekawe dlaczego... - mruknęła pod nosem, zawiązując podwójną kokardkę rzemyków. 

- Coś mówiłaś? 

- Nic, nic...

- To prawda, dziewczyny bardzo dużo czasu spędzają na ubieraniu się. - Io zaśmiał się.

- Jak się nosi sandały, to trochę to schodzi. Dlaczego ty nie nosisz butów?

    Io zakręcił się na jednej nodze, po czym dokładnie przyjrzał się swoim bosym stopom.

- Są niewygodne, idziemy już?

     Mundi wstała i zbliżyła się do chłopca, mogła spokojnie patrzeć na niego z góry. Zmarszczyła brwi, aby dodać swojemu wyglądowi grozy.

- Żeby było jasne, idę z tobą tylko dlatego, że potrzebuje z powrotem mojej własności. Jeśli coś przeskrobiesz to połamie ci ręce.

- Będę grzeczny! - krzyknął Io, jakby usłyszał delikatną uwagę, a nie groźbę.

     Mundi jeszcze bardziej zirytowało zachowanie chłopca, zachowywał się o wiele za bardzo beztrosko. Io otworzył drzwi i wybiegł, łapiąc Mundi za dłoń. Od razu zaczął paplać, jak to dzieci mają w zwyczaju.

IskraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz