Rozdział IV - Priorytety Malfoya

6.4K 457 22
                                    


Severus Snape od dłuższego czasu przygadał się swojej wychowance. Nastolatka siedziała naprzeciw niego, jeszcze niczego nieświadoma. Jej czarne oczy zionęły iskierkami poirytowania. Usta zacisnęła w wąską linijkę, a skóra, która i tak było już nienaturalnie blada, przybrała odcień bieli.

Dziewczyna przypominała mu kogoś, choć nie potrafił stwierdzić kogo dokładnie. Przywodziła mu na myśl wspomnienia z przeszłości, a do tej nienawidził wracać. Jej ognistorude włosy wydawały się być znajome. Choć uczył ją już sześć lat, stanowiła zagadkę. Dziecko mugoli, które przez przypadek wylądowało w Slytherinie. W duchu musiał stwierdzić, że nie była jak reszta. Od zawsze chodziła własnymi ścieżkami. Często bywała w centrum uwagi, choć zapewne sama zrobiłaby wszystko, aby było inaczej. On sam zazwyczaj ją ignorował. Reszta Ślizgonów nie potrafiła nawiązać z nią jakiejkolwiek więzi. Posiadała swoje zdanie, którego broniła na każdym kroku

- Profesorze, czy mogłabym wiedzieć, co się tak właściwie stało? Siedzimy tutaj od dziesięciu minut... - odezwała się Alexandraise, siląc się na spokojny ton. Jej serce biło coraz szybciej. Nie czuła się dobrze w towarzystwie swojego wychowawcy. Owszem, darzyła go ogromnym szacunkiem, choć w większości przypadków zachowywał się jak zwykły despota.

Snape westchnął ciężko.

- Panno Ross, powiem wprost. Została pani oskarżona o otrucie panny Granger. Twoja przyjaciółka przyznała, że to ty podałaś jej truciznę.

Alexandraise nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Spojrzała na profesora, który podarował jej jeden ze swoich ironicznych uśmieszków. Nie krył swojej satysfakcji. Nigdy nie rozumiał na jakiej podstawie obie dziewczyny przyjaźniły się. Granger była zarozumiała i zwracała na siebie uwagę w każdej możliwej chwili. Najczęściej ucząc się wszystkich podręcznikowych definicji na pamięć. Ross była inna. Nie potrafił do końca stwierdzić na czym dokładnie polegała różnica pomiędzy dwiema dziewczynami, ale u Ross wszystko wydawało się być naturalne.

- Mógłby pan powtórzyć?

- Ross, nie wydaje mi się, abyś cierpiała na niedosłuch. Doskonale słyszałaś to, co przed chwilą powiedziałem.

- Skąd pan o tym wie? Rozmawiał pan z nią? Wybudziła się?! Wszystko z nią dobrze?! – dziewczyna przez chwilę zapomniała o tym, co powiedział jej profesor i chciała już wstać, aby pognać do skrzydła szpitalnego, kiedy ten chwycił ją za skrawek szaty.

- Siadaj. Jeszcze nie skończyłem – poinformował lodowatym tonem – Zanim rozpocznie się śledztwo, chciałem z tobą porozmawiać. Jestem twoim opiekunem, to mój obowiązek. W ogóle nie interesują mnie relacje uczniów, ale nie ukrywam, że wasza przyjaźń była zauważalna. Osobiście uważam, że nie miałaś podstaw ku temu, aby otruć jedyną osobę, z którą jesteś tak blisko. To po pierwsze, a po drugie... Kwestia trucizny. Miałem przyjemność zbadania tego specyfiku. Żaden uczeń nie byłby w stanie jej tutaj uwarzyć. Na to potrzeba czasu. Trucizna ta dojrzewa średnio od pięciu do siedmiu miesięcy.

Alexandriase przysłuchiwała się temu wszystkiemu nieco otępiała. Miała wrażenie, że świat wirował, a ona w nim.

- Choć oboje dobrze wiemy, że nie masz problemu z... uwarzeniem dobrego eliksiru, chyba przyznasz mi rację w tym, że nie byłabyś zdolna do otrucia panny Granger.

Do dziewczyny nawet nie doszedł fakt, że mistrz eliksirów najprawdopodobniej powiedział cokolwiek dobrego o jej zdolnościach, pierwszy raz, odkąd się tutaj uczyła.

- Ma pan rację, profesorze. Nie wiem, dlaczego Hermiona uważa, że to akurat ja. W dzień ataku nie byłam nawet w pobliżu. Poza tym, jak sam pan powiedział, nie byłabym w stanie uwarzyć takiej trucizny. To nie w moim stylu – dziewczyna z trudem panowała nad emocjami. Nerwowo przegryzała wargę, a oczy skierowała ku górze, aby przypadkiem nie uronić ani jednej łzy.

Niczyja - córka Severusa Snape'a [Z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz