Rozdział XIX - Nic romantycznego

5.1K 351 51
                                    


Harry miał wrażenie, że cofnął się o trzy lata, kiedy wchodząc do sali od obrony przed czarną magią, ujrzał nie tego nauczyciela, którego powinien. Nie żeby rozpaczał za profesorem Snapem, tak jak niegdyś za Lupinem, ale jego nieobecność była nad wyraz zastanawiająca, bo mężczyzna był zawsze obecny. Przecież złego licho nigdy nie brało.

Zamiast przerośniętego nietoperza, za biurkiem ujrzał nachylającą się nad stosem pergaminów rudowłosą kobietę. Była mu znajoma. Czasami widywał ją na szkolnych korytarzach.

- Musiało stać się coś naprawdę ważnego, skoro profesora Snape'a nie ma dzisiaj z nami - szepnęła mu do ucha Hermiona, wyprzedzając go i siadając na ławce przed nim.

Przyznał jej w duchu rację. Snape nigdy z własnej woli nie pozbawiłby siebie szansy na upokorzenie Gryfonów, a zwłaszcza go, tak jak robił to na każdej lekcji od dobrych kilku lat.

Kiedy wszyscy zajęli posłusznie swoje miejsca, profesorka wstała i zakładając obie ręce na biodrach, rozejrzała się po sali, mierząc zdezorientowanych uczniów typowym dla siebie przeszywającym spojrzeniem. Kobieta zmrużyła oczy i uśmiechnęła się lekko. Klasnęła głośno w dłonie i zwróciła się do młodych dziarskim tonem. Była gotowa do działania.

- Wybaczcie moje podekscytowanie - zaczęła - ale na lekcjach mugoloznawstwa nie mam aż takich tłumów.

Harry odwrócił się, kiedy z końca sali usłyszał prychnięcia paru Ślizgonów. Ku jemu zdziwieniu nie było wśród nich Malfoya. Chłopak rozejrzał się po sali i ujrzał blondyna siedzącego na przodzie obok Alexandraise Ross, co było jeszcze bardziej zadziwiające.

Anne płynnym i pewnym krokiem zmierzała na koniec klasy. Uśmiechając się szeroko, zwróciła się do wychowanków Snape'a. Wielu kojarzyła. Były to dzieci jej dawnych przyjaciół. Twarze, których nie dało się wymazać z pamięci.

- Nie przypominam sobie, aby cechą charakterystyczną Slytherinu było ogromne zamiłowanie do natury - zadziwiła się - za moich czasów była to przede wszystkim ambicja, no chyba, że waszym największym życiowym celem jest dopasowanie się do poziomu zwierząt, choć dziwi mnie to, bo konie to dość inteligentne stworzenia – powiedziała, cierpliwie czekając na ich reakcje.

Pansy Parkinson, na której twarzy pojawił się grymas wielkiego zdziwienia i irytacji, już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale szybko zrezygnowała, kiedy Millicenta Bulstrode walnęła ją łokciem w bok.

- Wredne, rude babsko – fuknęła, teraz już szeptem, nachylając się do Millicenty – cholerna zdrajczyni krwi... - buzowała w niej wściekłość, kiedy zobaczyła, że nauczycielka w ogóle nie przejęła się ich wcześniejszym zachowaniem. Dostrzegając to, że Rosier była usatysfakcjonowana tym, że dziewczyna w ogóle nie odpowiedziała na jej ripostę, zacisnęła mocno pięści i wzięła kilka głębokich wdechów.

- Co stało się z profesorem Snapem? – zapytał Blaise Zabini.

Alexandraise, która nie przejęła się nawet faktem, że dzisiejsze zajęcia miała poprowadzić jej ulubiona profesorka, podniosła swoją głowę do góry, kiedy usłyszała, że ktoś postanowił zabrać głos w sprawie, nad którą głowiła się cały czas.

Dziewczyna bardzo się przejmowała. Od momentu, w którym Rosier zabrała Snape'a z korytarza, nie mogła przestać myśleć o swoim profesorze. Kiedy przypomniała sobie to, w jakim znalazła go stanie, poczuła ukłucie w żołądku. Jej ciało przeszedł dziwny dreszcz na wspomnienie dotyku szorstkiej dłoni nauczyciela, która nie reagowała na jej uciśnięcia. Uświadomiła sobie, że wolałaby jednak, aby wszystko było z nim dobrze. Nie wiedziała, dlaczego. Zawsze był jej obojętny. Z niewyjaśnionych przyczyn było jej go szkoda.

Niczyja - córka Severusa Snape'a [Z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz