Rozdział XXVII - Słabość

4.1K 321 187
                                    

Choć siedemnaste urodziny miała za dwa dni, nie cieszyła się z tego powodu. Dorosłość, której kiedyś tak bardzo pragnęła, aktualnie zaczęła nieco ją przytłaczać. Może gdyby żyła w innych czasach, w innym świecie, podeszłaby do tego inaczej.

Pomimo tego, że kochała magię, a Hogwart był jej jedynym domem, tęskniła za czasami, kiedy była niczego nieświadomą dziewczynką, której jedynym utrapieniem był fakt, że nie miała prawdziwej rodziny.

W szkole nie czuła się bezpiecznie. Od czasu, kiedy dowiedziała się o tym, kim są jej rodzice, pewna nadzieja jakby w niej umarła. Każdy był świadomy zbliżającej się wojny, ale większość nie wiedziała tego, jaką rolę na niej odegra. Ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co ją czekało i to był powód, dla którego chciałaby się usunąć w cień.

Westchnęła ciężko, kierując się w stronę dormitorium. Powróciła stara Alexandraise - zamknięta w sobie dziewczyna, która oczekiwała końca ledwo zaczętego dnia. Nie chodziło tutaj o brak chęci do życia, ale o irytujący stan niewiedzy, który doprowadzał ją do bezradności.  Jeszcze niedawno myślała, że rodzice są nieżywi, a tymczasem okazało się, że człowiek, którego przez sześć lat mijała na korytarzu, był jej ojcem. Matka natomiast, to jedno wielkie nieporozumienie, o którym nie chciała nawet myśleć. Nie ufała im, ale najgorsze było chyba to, że nie wiedziała, czy darzyli ją jakimkolwiek pozytywnym uczuciem.

Co, jeśli wszyscy wokół niej wiedzieli więcej na jej temat niż ona sama?

Wypowiedziała hasło, i ignorując osoby znajdujące się w pokoju wspólnym, prześlizgnęła się do sypialni, którą dzieliła z resztą dziewczyn jej rocznika.

Poczuła, że nagle jej dłoń oplata druga, nieco zimniejsza.  Ciało dziewczyny przeszedł minimalny dreszcz i zanim zorientowała się, do kogo ta dłoń należała, została zaprowadzona do sypialni, w której na szczęście nie było nikogo.

Serce zaczęło bić jej szybciej, kiedy spostrzegła, że na przeciw niej znalazł się  Malfoy, który bez słowa wpatrywał się w jej oczy. Nie rozumiała, dlaczego oboje stali tak bez słowa. Chyba nie miała mu niczego do powiedzenia, albo była zbyt zmęczona, aby móc wypowiedzieć choć jedno słowo. Jednocześnie czuła dziwne podekscytowanie. Coś, co towarzyszyło jej od niedawna, chciało wyrwać się na powierzchnię. Blondyn sprawiał, że za każdym razem, kiedy pojawiał się obok, ona była pełna skrajnych emocji. Jak nigdy dotąd.

- Chciałbym, żebyś wiedziała - zaczął spokojnie, nie spuszczajac z niej swojego przeszywającego spojrzenia - Że już nigdy więcej nie spotka ciebie żadna przykrość ze strony Parkinson z mojego powodu - jego ton był ostry,  a wyraz twarzy zacięty.

Alexandraise odwróciła swój wzrok i wzięła głęboki oddech. Chodziło zatem o to. Sprawa, która przy innych, nieco większych, nie miała żadnego znaczenia.

- Nie mam w zwyczaju odbierać komuś jego własności - odpowiedziała, akcentując znacznie ostatnie słowo.

- Nie jestem niczyją własnością - oznajmił blondyn, zbiżając się do niej. Dziewczyna czuła na sobie jego oddech, i nie podobało jej się to, że narusza jej przetrzeń osobistą. Automatycznie oddaliła się, robiąc krok do tylu.

- Jesteś czy też nie, nie obchodzi mnie to. Jestem ponad tymi wszystkimi dziecinnymi sprawami. Mam własne problemy, które muszę rozwiązać.

Draco uniósł brwi ku górze. Wykonał kolejny krok w jej stronę. Ponownie byli blisko, według Alexandraise zbyt blisko siebie. Choć mogła go spokojnie wyminąć, i zakończyć to szybciej, niż się zaczęło, nie chciała.  Była go ciekawa. Chciała go słuchać, a jeszcze bardziej patrzeć na niego. Mogliby tak stać w mileczniu do jutra. Byleby nikt im nie przerywał. Tylko oni, i ta pustka wokół. Oboje bardzo tego pragnęli, lecz żadne z nich otwarcie się  nie przyznawało.

Niczyja - córka Severusa Snape'a [Z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz