1. Meldunek

6.2K 324 47
                                    

- Łapanka! - jedno słowo odbiło się echem po całej ulicy Chmielnej.
Siedemnastoletnia Matylda Opolska przystanęła na chwilę i rozejrzała się dookoła. Była na tyle szybka, że z łatwością mogła uciec niemieckim żołnierzom. Nie miała też zamiaru spędzać kolejnych dni na Pawiaku, ale kusiło ją, aby dać Niemcom nauczkę.

Ludzie próbowali uciekać, chować się do kamienic, ale tylko niektórym się to udało. Żołnierze ustawili mieszkańców Warszawy w rzędzie przy ścianie jednej z kamienic. Przerażeni, nie wiedzieli co mają robić. Jedni płakali, inni modlili się o bezpieczną przyszłość. Stali tam ludzie w różnym wieku. Młody mężczyzna z teczką, elegancko ubrany, zapewne wracał z pracy za którą i tak dostawał marne grosze. Obok niego ledwo co stała na oko osiemdziesięcioletna babcia z chustą na głowie. W ręce trzymała różaniec, który i tak z pewnością niedługo odbiorą jej żołnierze niemieccy. Jeszcze gdzie indziej młoda matka trzymała bliską płaczu dziewczynkę o pięknych blond włosach. Wszystkich ich czekał ten sam los - śmierć.

Kiedy Niemcy ładowali przestraszonych na śmierć ludzi do ciężarówki, Matylda Opolska nadal stała pod kamienicą. Z początku niezauważona przez nikogo, z uśmiechem na twarzy czekała, aż będzie mogła wykonać swój plan. Kilka chwil później nadarzyła się ta okazja, kiedy spojrzał na nią wysoki Niemiec w średnim wieku. Uśmiechnął się obrzydliwie i Matylda poczuła, że żołądek się jej skręca, jednak zachowała pozory. Żołnierz rozejrzał się, czy nikt go nie zauważył, podszedł do dziewczyny i zaciągnął ją w pobliską uliczkę. Dziewczyna wiedziała, co esesman mógłby jej zrobić, gdyby była niewyszkolona.

Mężczyzna chwycił ją w niezwykle ordynarny sposób i przez nastolatkę przebiegł dreszcz. Wyczuła od niego woń papierosów, które były popularne wśród zamożniejszej części Warszawy. Kiedy ręka żołnierza zmierzała w górę jej uda, Matylda postanowiła dłużej już nie czekać. Ukradkiem jej dłoń powędrowała do pokrowca przy pasie, w której esesman trzymał rewolwer. Ostrożnie, tak by Niemiec się nie spostrzegł, wyjęła broń. Mężczyzna już prawie zdejmował dolną część jej bielizny, kiedy Matylda gwałtownie odskoczyła od niego i wycelowała pistolet w głowę swojego oprawcy.
- Co do cholery? - zawołał po niemiecku - Co się dzieje?
- Za wolną Polskę - krzyknęła dziewczyna, po czym pociągnęła za spust.
Kamień spadł jej z serca, kiedy rozległ się huk wystrzelenia kuli. Nie sprawdziła magazynku, jak ją uczyli, lecz nie było czasu by to zrobić.

Ciało potężnego mężczyzny z hukiem padło na ziemię, a roztrzęsiona dziewczyna pobiegła ile sił w nogach w przeciwną stronę do ulicy Chmielnej. To nie był pierwszy raz, kiedy zabiła Niemca, jednak za każdym razem wyrzuty sumienia siedziały z tyłu jej głowy. Te same emocje co zawsze: zdenerwowanie, strach, ale też dumę i w pewnym stopniu zadowolenie. Matylda nie miała rodziców. Ojciec, wysoki, muskularny mężczyzna o gęstych brązowych włosach i pięknych niebieskich oczach, zginął za Polskę we wrześniu 39'. Matka, poczciwa kobieta, lekarka o pięknych, długich blond włosach została aresztowana i wywieziona do Oświęcimia za pomaganie rannym polskim żołnierzom.

Matylda biegła dalej jeszcze przez parę minut, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Nawet, kiedy ledwo co już oddychała, nie zwalniała kroku. Gdy w końcu znalazła się na ulicy Długiej, przystanęła i obejrzała się, czy nikt jej nie śledzi. Na ulicy, jak to w godzinach szczytu, było dużo ludzi. Matylda lubiła oglądać innych ludzi z okna i wymyślać historie, jakie ci ludzie przeżyli. Odrywało ją to od smutnej, wojennej rzeczywistości. Kiedy wchodziła do kamienicy, po raz ostatni obejrzała się za siebie.

- Matylda? - lekki, śpiewny głosik rozniósł się po malutkim mieszkaniu, jakie zamieszkiwała dziewczyna ze swoją siostrą.
- Jestem - powiedziała, po czym weszła do kuchni, gdzie stała Helena i położyła na stół rewolwer Niemca - muszę jak najszybciej zameldować o tym dowódcy.
- Co się stało? - spytała Helena, a z jej twarzy można było wyczytać ogromną troskę o siostrę.
-Była łapanka - odpowiedziała Matylda - zabiłam niemieckiego żołnierza po tym, jak poszedł ze mną w uliczkę. Uciekam najszybciej, jak się da. Chyba nikt mnie nie widział.
- Jesteś ranna? - standardowe pytanie po każdej akcji.
- Nie. - powiedziała dziewczyna - Muszę iść włożyć zawiadomienie do skrzynki kontaktowej, żeby jeszcze dzisiaj złożyć meldunek. Powinnam być za godzinę.

Matylda wyszła z kamienicy i udała się na ulicę Czerniakowską, gdzie jej oddział miał skrzynkę alarmową. Nie zdążyła jednak wrzucić meldunku, gdy pojawił się Bąk, jej dowódca.

- Co jest Mika? - zwrócił się do niej pseudonimem.
- Chciałabym złożyć meldunek odnośnie dzisiejszego zdarzenia - odpowiedziała.
- Chodźmy się przejść.

Szli przez kilka minut nie odzywając się do siebie. Matylda znała konspiracyjne zasady i wiedziała, że nie można przekazywać zbyt wielu rzeczy na raz i nie można być podekscytowanym, zdenerwowanym, czy przestraszonym. Jakiekolwiek emocje są niepożądane, gdyż wygląda się wtedy bardziej podejrzanie i łatwiej jest zwrócić na siebie uwagę gestapo. Matylda zdążyła się przyjrzeć swojemu dowódcy. Wiedziała o nim dużo za dużo. Podporucznik Michał Koszycki, miał 25 lat, brązowe włosy i oczy, a co najważniejsze był jej przyszłym szwagrem. Dziewczyna zawsze podziwiała tego żołnierza za odwagę i poświęcenie w konspiracji. Już trzy razy siedział na Szucha, dwa razy na Pawiaku. Mimo to zawsze pozostał wierny AK i ojczyźnie. Nigdy się nie złamał.

- Teraz możesz mi złożyć meldunek - Bąk wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Opowiedziała mu całą sytuację, a dowódca pochwalił ją za spryt i odwagę, chociaż oczywiście jego obowiązkiem było zwrócenie jej uwagi, że zbyt bardzo się naraziła. Matylda jednak wiedziała, że on postąpiłby tak samo.
- Meldunek przyjęty, przekażę dalej. - powiedział - Mam do ciebie jeszcze jedno zadanie. Jutro około południa dołączy do naszego oddziału nowy członek. Skoczek. Twoim zadaniem będzie przekazanie mu wszystkich informacji oraz przedstawienie sytuacji w Warszawie. Oprowadzenie po mieście też nie zaszkodzi.
- Panie dowódco, czy nowy członek nie powinien być przedstawiony całemu oddziałowi? - spytała.
- Przedstawiony zostanie we właściwym czasie - odpowiedział Bąk - chciałbym żeby nasz skoczek nie czuł się zupełnie obco i miał kogoś znajomego podczas zbiórki.
- Tak jest - odpowiedziała Matylda.
- Tu masz adres jutrzejszego miejsca - wcisnął jej w rękę karteczkę - zapamiętać i zniszczyć.
- Tak jest.

Morowe PannyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz