25. Dwa, góra trzy dni

1K 97 19
                                    

- Żadnego "ale". Powstania nie będzie i koniec. A teraz cisza. Przedstawienie się zaczyna.

Beata i Grys zdali raport z akcji bez problemów, ale Bąk i tak chciał w ich obecności odsłuchać nagrania. Nikt w teatrze nie odkrył ich tajemnicy, z czego byli bardzo radzi. Chwilami było niezręcznie i o mało co jedno albo drugie nie zdradziło tajemnicy, ale na całe szczęście wyszli z teatru cało.
- Przekażę cały meldunek dalej, ale nie obiecuję, że wasze zadanie się skończyło. Możecie jeszcze dostać wezwanie. - powiedział dowódca po wysłuchaniu wszystkiego, co mieli do powiedzenia. - Gratulacje. Dobra robota.
- Dziękujemy. - odpowiedział Grys. - Jeśli meldunek przyjęty, czy możemy już iść?
- Tak. Cieszę się, że żyjecie.

Ostatnie dni lipca były ciepłe, nie tylko w powietrzu, ale i w sercach Polaków. O powstaniu mówiono praktycznie cały czas. Codziennie odbywały się tajne mobilizacje, jednak żołnierze cały czas słyszeli, że to jeszcze nie ten dzień. Niecierpliwili się bardzo, szczególnie młodzi ludzie, którym wojna przerwała najbardziej beztroskie lata życia. Chcieli znów poczuć wolność, jeżeli nie w Polsce, to chociaż w Niebie. Przynajmniej ci, którzy jeszcze w nie wierzyli.

- Wiesz, że po powstaniu już nic nie będzie takie samo. - powiedziała Beata, kiedy razem z Grysem szli w stronę Starówki.
- Mam taką nadzieję. - odparł z uśmiechem chłopak.
- Mówię poważnie, mój tata brał udział w kampanii wrześniowej, dziadek też. Jeden z moich braci z niej nie wrócił. Jeżeli będzie to tak wyglądać, to nie będzie powstanie, tylko rzeź.
Grys zatrzymał się i stanął przodem do dziewczyny. Widział rumieńce na jej polikach i pełne, czerwone usta.
- Beti, powstanie potrwa dwa, góra trzy dni i będzie po wszystkim. - rzekł. - Rosjanie przyjdą nam z pomocą i będziemy wolni, rozumiesz? Tak jak przed wojną.
- Tak jak przed wojną? - spytała oburzona Beata. - Nic już nie będzie takie jak przed wojną. Ani Warszawa, ani my. Wojna i okupacja zniszczyła wszytko, zniszczyła Polskę.
- Odbudujemy ją. A zaczniemy od powstania.
- Nawet jeżeli wygramy powstanie, nie damy rady zbudować na nowo kraju.

Po tych słowach oboje spojrzeli za siebie i zobaczyli niemiecki patrol.
- Chodź. - powiedział Grys do  dziewczyny, wziął ją pod rękę i kontynuowali spacer.
Doszli aż do Parku Krasińskich, ale Beata nadal nie była w humorze.
- Beti, daj spokój. - rzekł Grys. - Co będzie to będzie.
- Ty się niczym nie przejmujesz, wszystko masz gdzieś. - powiedziała już zirytowana dziewczyna.
- Nawet jeżeli powstanie się odbędzie, przeżyjemy. I ty, i ja. I Mika, i Lala, i Bąk, i Hela.
- No a skąd jesteś taki pewny? - Beata była już bardzo zdenerwowana. - Porozmawiam z rodzicami. Na czas powstania przeniosę się na wieś.
- Zrobisz, jak będziesz chciała.
- Jedź ze mną. - powiedziała, w końcu z uśmiechem. - Zatrzymalibyśmy się u mojej cioci, ona by nas przyjęła...
- Beti... Wiesz, że nie mogę.
Grys bardzo chętnie wyjechałby z dziewczyną, jednak zbyt bardzo wierzył w sprawę powstania. Był również podobny do Miki i taka ucieczka okryłaby go hańbą, której unikał, jak mógł.
- Skąd wiedziałam.
- Jesteśmy żołnierzami. Za dezercje jest sąd.
- To nie jest dezercja.
- A co?
- Nie rzucanie się na pewną śmierć.
Chłopak spojrzał na dziewczynę z ukosa, a następnie rozejrzał się dookoła. Kłócenie się w publicznym parku nie było dobrym pomysłem, szczególnie jeśli rozmawiało się o powstaniu.
- Chodź. - powiedział i chciał ją wziąć za rękę, jak wtedy, jednak ona mu na to nie pozwoliła.
- Zostaw mnie. - rzekła tylko i poszła szybkim krokiem w swoją stronę.

Grysowi nie pozostało nic innego, jak tylko pójście do przydzielonego mieszkania. Lecz mieszkanie było puste.

***

Matylda nadal była nieswoja po sytuacji z Hansem. Nie rozmawiała z nim dzisiaj i bardzo się martwiła, czy coś się nie stało. Poza tym nie miała się do kogo przytulić tej nocy, gdyż Grys był na akcji. Nadal nie wiedziała, czy czuje do niego coś więcej niż przyjaźń. Za to zakazanych uczuć do Niemca była prawie pewna. Czy można kochać dwie osoby naraz? I czy w ogóle w wieku siedemnastu lat wie się, co to znaczy kochać?

- Mika?
- Co, co? - powiedziała wyrwana z zamyślenia.
- Mówiłam, że te kursy sanitarne mogą być bardzo przydatne. - mówiła dalej Lala.
- Cii. Nie możemy rozmawiać o tym na ulicy.
Dziewczyna faktycznie od kilku dni uczęszczała na kursy sanitarne. Głównie za sprawą małego, blondwłosego aniołka. O powstaniu można było usłyszeć w każdej cichej ulicy i kawiarence. Mika wolała umieć chociaż podstawy pomocy medycznej, bo od tego mogło zależeć czyjeś życie. Może nawet jej.
- W ogóle, dlaczego ty na nie chodzisz? - spytała. - W sensie na kursy. Przecież będziesz  łączniczką.
- Ty też nie będziesz przecież sanitariuszką. Bandażu nie umiesz dobrze zawinąć. - Lala roześmiała się, a zaraz za nią Matylda.
Dziewczynka coraz częściej się śmiała po tragicznej stracie rodziców, jednak nie była już tym samym człowiekiem.  W końcu wojna dopadła i ją.
- Bardzo boję się powstania. - Lala posmutniała.
- Nie przejmuj się tyle. Ja też się boję.
- Niektórzy mówią, że dwa, góra trzy dni i będzie po wszystkim.
- Tak. Będzie.
Gówno prawda. Wiedziała o tym doskonale, ale nie chciała martwić niepotrzebnie Lali. Ta dziewczyna i tak miała już za dużo na głowie.
Nie było opcji, żeby to powstanie się udało. Mieli za mało ludzi, broni i amunicji. Nawet jeśli Niemcy uciekliby z Warszawy w pierwszych dniach, które z kolei były kluczowe dla rozwoju wydarzeń, Hitler nakaże zrzucić bomby nad zbuntowaną stolicą. I tyle będą cieszyć się z wygranej.

- Pójdziesz jeszcze na targ kupić parę warzyw na obiad? - spytała Mika, kiedy dochodziły już do mieszkania.
Lala wciąż mieszkała z nimi, gdyż nie przydzielili jej jeszcze mieszkania zastępczego.
- Jasne. - Matylda dała dziewczynie pieniądze, a ta pognała, aż się za nią kurzyło.

Szła po schodach wpatrzona w ziemię i powróciła do myśli o kochaniu. Rozmyślała właśnie o tym, co mówiła Lala o jej braku zdolności do medycyny, kiedy usłyszała głośny krzyk.
- Mika!
Z przerażenia aż puściła barierkę obok schodów i źle postawiła stopę. Ta jej się wykręciła i tym samym dziewczyna upadła na ziemię.
Dopiero wtedy zdążyła spojrzeć na właściciela głosu. U szczytu schodów z przerażoną miną stał Grys. Od razu, gdy zobaczył, co się dzieje, ruszył jej z pomocą.
- Jezu Mika, tak bardzo cię przepraszam. Żyjesz? Kochanie?
Dziewczyna nie czuła wtedy nic oprócz bolącej jak piekło kostki. Chciała zabić tego chłopaka za bezmyślne krzyczenie na klatce schodowej, jednak cały swój wysiłek starała się włożyć w powstrzymanie bólu.
Grys wziął ją na ręce i zaniósł do mieszkania. Starannie zamknął drzwi na zamek i położył dziewczynę na kanapę.
- Przyniosę ci lód. Jezus, nie było cię w domu, nie mówiłaś, że wychodzisz, tak się wystraszyłem, że zabrało cię gestapo, że jak cię zobaczyłem... no serce mi stanęło.
- Grys!
- Tak? - wychylił głowę z kuchni.
Matylda nie miała siły się kłócić.
- Pośpiesz się z tym lodem. - powiedziała tylko z westchnieniem.

Chłopak dość szybko uporał się z kostką. Mimo, że nie był mistrzem, szło mu lepiej niż dziewczynie na kursach.
- Tak bardzo cię przepraszam. - Grys chwycił ją za rękę.
- W porządku. - naprawdę nie miała mu tego za złe. Miała tylko nadzieję, że wyleczy się to do powstania.
- Gdyby ci się coś stało kochanie...
- Tutaj nie musisz mówić do mnie kochanie.
- Nie chcę do ciebie mówić inaczej.
W tamtej chwili po raz pierwszy spojrzała inaczej na jego głębokie, niebieskie oczy. Gdzieś pomiędzy nimi widziała też brązowe innego chłopaka. Może przez to atmosfera stała się napięta. Nie wiedziała co ma robić, kiedy Grys zbliżał swoją twarz do jej.
- Chcesz tego? - spytał szeptem, od którego Mice aż zakręciło się w głowie, gdy był już na odległość oddechu.
Na szczęście uratowało ją pukanie do drzwi.
- To pewnie Lala. - powiedziała również szeptem. - Idź proszę otworzyć.

Morowe PannyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz