10. Dziwny los

1.4K 133 12
                                    

Kiedy Michał usłyszał, że Helena nie wróciła do domu na noc, przestraszył się na śmierć. Nie miała żadnej tak bliskiej przyjaciółki lub rodziny, żeby się u nich zatrzymać. Na początku nie wiedział w ogóle, co ma robić, dopiero po kilku chwilach rozjaśniło mu się w głowie. Nie myśląc w ogóle o zbiórce, wybiegł z magazynu i pognał do skrzynki alarmowej, używanej tylko w sytuacjach kryzysowych. Dla niego była to sytuacja najbardziej kryzysowa z możliwych. Wiedział, że może mieć kłopoty za nieprzeprowadzenie spotkania oddziału i niedopilnowanie swoich ludzi na akcji, ale w tamtym momencie życie narzeczonej było dla niego najważniejszą kwestią.

Gdy dotarł na odpowiednią ulicę, był cały roztrzęsiony. Ręce i nogi mu drżały, kiedy pisał meldunek. Nie umiał splecić kilku prostych zdań. Nawet nie zabrał ze sobą broni, podczas gdy wyszedł na starówkę. Na przestrzeni czasu wydawało mu się to głupie, że zamiast usiąść i na spokojnie pomyśleć, on od razu chciał działać. Co jednak można było poradzić na rwące do przodu serce pełne miłości?

Wysłał meldunek i nie pozostało mu nic, jak czekać.

***

Kilka dni później leżał, już bardziej uspokojony, u siebie na łóżku. Tak bardzo brakowało mu Heli. Nie miał się do kogo przytulić, komu powierzyć swoich trosk. Tęsknił za jej zapachem, za czuciem każdej części jej ciała, choć wychudzonego, to i tak idealnego. Gdy wyobrażał sobie, że może jej więcej nie zobaczyć, tęsknił jeszcze bardziej. Tak uwielbiał jej piękny, melodyjny głos, a nie wiedział, czy będzie mu dane jeszcze kiedykolwiek go usłyszeć. Usłyszał za to pukanie do drzwi. Od razu zerwał się z kanapy i wręcz pobiegł do drzwi. Za nimi stał na oko piećdziesięcioletni mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz i kapelusz.
- Czy tutaj mogę wymienić szafę? - spytał twardym głosem.
- Tak, ale tylko na stolik.
Michał wpuścił go do domu i podali sobie ręce.
- Cichy.
- Bąk.
Usiedli obaj na kanapie w salonie. Michał nie mógł się już doczekać, kiedy dowie się czegoś o Heli. Był podekscytowany i zdenerwowany jednocześnie. Nie mógł sobie wyobrazić, co by zrobił, gdyby dziewczyna nie żyła. Wyrzucił tą myśl ze swojej głowy i dokładnie słuchał mężczyzny.
-Dostałeś rozkaz przeprowadzenia zbiórki z nowym skoczkiem z Anglii. - zaczął - Gdzie jest meldunek?
-Niestety, nie udało mi się przeprowadzić zbiórki, ze względu na zaginięcie mojej narzeczonej.
Twarz Cichego zrobiła się bardziej surowa.
-Czy my jesteśmy bandą dzieciaków? - krzyknął - Nie wiesz dowódco, że rozkaz to rozkaz? Że trzeba go wykonać, nie zważając na okoliczności? Naprawdę trzeba was uczyć takich podstaw?
-Przepraszam. To się więcej nie zdarzy.
-Mam taką nadzieję. - odparł Cichy - Przejdźmy do konkretów. Nasz wywiad ustalił, że pańska narzeczona została zgarnięta wczoraj około południa na Woli. Prawdopodobnie ktoś ją wsypał, ale nie ustaliliśmy jeszcze szczegółów. Od razu po aresztowaniu, była zawieziona na Szucha, a tam przesłuchana. Teraz jest na Pawiaku.

Michałowi zaszumiało w uszach. Przesłuchana... przesłuchana...
Wyobrażał sobie, jak mogło wyglądać owe przesłuchanie i serce pękało mu na kawałki. Poczuł, że jest mu zimno, mimo że była końcówka maja. Krew odeszła mu z twarzy i był cały blady. Kilka minut zajęło mu dojście do siebie.
- Jaki jest jej stan? - spytał, chociaż nie był pewien, czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Ciężki, ale stabilny. - odpowiedział - Mocno ją poturbowali. Znajduje się teraz w szpitalu na Pawiaku. Poleciłem, żeby zajęli się nią jak najlepiej.
- Dziękuję bardzo.

Nastała głucha cisza. Słychać było tykanie zegara z kuchnii. Trwała ona dłuższą chwilę, po czym odezwał się Michał.
- Chciałbym zameldować o czymś jeszcze. Dwa dni temu byliśmy odebrać zrzut z Anglii. Spotkaliśmy na swojej drodze dwóch żołnierzy niemieckich, z czego jeden był skazany na śmierć. Zabiliśmy tego jednego, który miał wykonać wyrok, natomiast tego drugiego przywieźliśmy do Warszawy. Nie wiemy, co z nim zrobić.
- Oczywiście tą kwestią zajmie się Góra. - odpowiedział Cichy - Gdzie on aktualnie się znajduje?
- W mieszkaniu mojej narzeczonej oraz jej siostry.
- Czy siostra jest świadoma zagrożenia? - spytał.
- Nie wiem. To ona nie dała mi go zabić. - powiedział Michał - Ja bym to zrobił od razu w lesie.
- Ten Niemiec i tak pewnie zostanie skazany na śmierć przez sąd podziemny. - odrzekł starszy mężczyzna - Zawitamy niedługo do domu pańskiej narzeczonej. Proszę przekazać hasło.
Cichy podał Bąkowi karteczkę, którą on wcisnął w kieszeń.
- Jeszcze jedno. - powiedział - Szykuje się większa akcja.
- Co to znaczy?
- Powstanie. Proszę być przygotowanym.
Uścisnęli sobie ręce i mężczyzna wyszedł z mieszkania, zostawiając Michała samego z własnymi myślami.

W pierwszej chwili bardzo ucieszył się na wspomnienie o powstaniu. Jednak im dłużej się zastanawiałał, tym ta myśl wydawała mu się bardziej niedorzeczna. Niemcy mają przecież dużo więcej amunicji i broni, a poza tym dobrze wyszkoloną armię. To nie mogło się udać.
Kilka godzin od wizyty, nie mógł już wytrzymać sam w domu. Ubrał się i wyszedł na miasto. Idąc, rozmyślał głównie o przedwojennej Warszawie. Myślał też o Annie, swojej dziewczynie, która została roztrzelana w pierwszych dniach okupacji. Pamiętał, jak załamał się po tym, jak usłyszał o jej śmierci. Dopiero Helena jakiś czas później potrafiła wyciągnąć go z depresji. Przez ten czas od początku wojny bardzo dużo ryzykował na różnych akcjach. Nie bał się niczego, nie bał się stracić życia. Gdy poznał Helę, w końcu miał po co żyć. Dla kogo. A teraz mógł stracić i to.

Nogi same zaprowadziły go na ulicę Długą. Zapukał do drzwi swojej narzeczonej, mając nadzieję, że to właśnie Helka stanie w progu. Jakże złudna to była nadzieja, gdy otworzyła mu Mika. Bez słowa wpuściła go do środka. Wskazała mu na kuchnię, jednocześnie zamykając drzwi do swojego pokoju, gdzie znajdował się Niemiec. Michał wszedł do kuchnii i usiadł przy stole, co następnie uczyniła też dziewczyna.
- Helka jest na Pawiaku. - powiedział i zobaczył łzy w oczach Matyldy.
- Przesłuchiwali ją?
- Tak. - odpowiedział - Jest teraz w więziennym szpitalu.
Dziewczyna rozpłakała się na dobre. Cała złość Michała na nią, spowodowana nieposłuszeństwem na akcjach, nagle przestała się liczyć.
- Nie mogę się pozbyć wrażenia, że to moja wina. - powiedział chłopak po pewnym czasie - Gdybym nie dał jej wtedy tego hasła, albo chociaż zameldował o tej sytuacji...
- To nie jest nasza wina. - odpowiedziała Mika - Nawet nie wiemy, czy to na pewno przez te grypsy. Helena wiedziała, na co się pisze tak, jak każdy z nas.

Oboje pogrążyli się w specyficznej żałobie, która miała być końcem, a zarazem początkiem nowego okresu w ich życiu. Bardziej smutnego okresu, w którym termin radość był jedynie cząstką istnienia. Z miliona osób zamieszkujących w wojennej Warszawie, Bóg wybrał akurat tą jedną, niewinną osobę, która zawsze była chętna do pomocy każdemu, nawet wrogowi. Tą, która nie miała w sobie zawiści i zazdrości, która nawet nie nienawidziła Niemców za to piekło i potrafiła im wybaczyć. 

Choć minęło już prawie pięć lat, nadal nikt nie przyzwyczaił się do wszechobecnej śmierci, do tego, że to los rozdaje karty, a nikt nie może poradzić na to, jaką dostanie.

Morowe PannyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz