16. "Dam radę"

1K 111 11
                                    

Grys nie zawahał się. Strzelił. Strzelił prosto w serce Niemca i ani ręką mu nie zadrżała.

Matylda stała w bezruchu i patrzyła na całą sytuację śmiertelnie przerażona. Wiedziała, że to wina chłopaków, bo czekali tam tak długo, że zmana warty już się skończyła. Na co potrzebowali tyle czasu?

To już nie było ważne. Dziewczyna widziała, jak żołnierz upada na ziemię, a następnie usłyszała strzały z dachu. Nie z dachu, lecz z wieży widokowej. Mika ukryła się za wozem pancernym, który stał zaraz obok niej, wyciągnęła pistolet i strzeliła prawie na oślep. W tym momencie zobaczyła swoją siostrę w ramionach dowódcy. To była jej siostra? Ta posiniaczona, chuda kobieta, czy to była Helena. Matylda nie mogła w to uwierzyć. Brązowe włosy miękko spływały bo kościstych ramionach. Nie, to nie mogła być Hela.

Usłyszała kolejny strzał. Od razu oprzytomniała i strzeliła po raz kolejny. Bąk przebiegł obok niej, osłaniany przez Grysa ze swoją ukochaną na rękach. Była tak blisko. Matylda chciała ją dotknąć, ale zdołała tylko wyciągnąć rękę i podać mężczyźnie kartkę z adresem bezpiecznego mieszkania dla siostry, który załatwiła Lala.
- Poradzisz sobie? - krzyknął dowódca.

- Dam radę. - odpowiedziała, ale wcale nie była tego pewna.

Dziewczyna zaledwie dwadzieścia minut temu, zmęczona przebiegła od drobnej blondynki, która oznajmiła jej, że znalazła odpowiednie mieszkanie na Woli. Matylda nie czuła już nóg, kiedy biegła z powrotem, ale musiała to zrobić. Dla siostry. Teraz, w przypływie adrenaliny i stresu praktycznie nie pamiętała, jak wygląda twarz dziewczynki, którą widziała przecież tak niedawno. Co ta wojna robiła z ludźmi?

Usłyszała kolejny świst. Kula przeleciała kilka centymetrów obok niej i wbiła się w wóz. Obróciła się i zobaczyła wysokiego strażnika, który celował do niej z rewolweru. Nie zdążyła wycelować swojej broni, a Niemiec przewrócił się i leżał martwy. Zobaczyła Hansa, który biegł do niej, a sama podniosła się i z przerażeniem w oczach patrzyła na swojego przyjaciela, którego omijają wszystkie kule. Do czasu.

Chłopak upadł i Matylda ujrzała czerwoną plamę na jego ramieniu. Bez wahania zastrzeliła dwóch Niemców, którzy biegli w ich stronę, a później sama podbiegła do Hansa, mimo że była pod ostrzałem tego z wieży. Cholernie się bała, ale najbardziej tego, że chłopak tu umrze, więc pchana do przodu przed adrenalinę pociągnęła Niemca za wóz. Miała mało siły, a Hans był stosunkowo ciężki, ale po kilku chwilach ciężkiej pracy udało się jej.

- Dasz radę biec? - spytała i pomogła mu się podnieść.
- Postaram się.
Dotknęła jego rany, ale on tylko krzyknął z bólu i wziął jej rękę od siebie.
- Dobra, bieganiemy na trzy. - powiedziała. - Ja zdejmuję tego z wieży, a ty osłaniasz tyły i w razie potrzeby nie możesz się zawahać. Rozumiesz?
- Jasne. - uśmiechnął się i chwycił dziewczynę za rękę.
Miły skurcz przeszedł przez jej dłoń, ale Matylda nie mogła się na nim skupić. Odliczyła do trzech i oboje zaczęli biec ile sił w nogach.

Mika mało pamiętała z późniejszych wydarzeń. Usłyszała strzały z wieży, ale trafiła w strażnika za drugim razem, więc te ucichły. Słyszała także jak Hans strzela, ale nie odważyła obejrzeć się za siebie. Biegli dalej, aż do piątej przecznicy. Później przystanęli na chwilę i spokojnym korkiem takim, aby nie wzbudzić podejrzeń poszli do mieszkania dziewczyny. Jedynym problemem była wielka, czerwona plama krwi na ramieniu chłopaka. Matylda nie wiedziała, co z nią zrobić, więc postanowili iść bocznymi ścieżkami, aby nikt ich nie zauważył. W pierwszej chwili chciała od razu pobiec do szpitala, ale tam zawsze kręciło się pełno Niemców i ryzyko było za duże. Normalnie Helena opatrzyłaby Hansa bez zbędnych pytań, ale tym razem Mika mogła liczyć tylko na własne umiejętności.

Weszli szybko do mieszkania i dziewczyna od razu zamknęła drzwi na klucz. Miała taki nawyk jeszcze przed wojną, a podczas niej pogłębił się on tak, że nie umiała funkcjonować w niezamkniętym mieszkaniu. Było to spowodowane stracham przed aresztowaniem. Z resztą strach ten paraliżował większość mieszkańców Warszawy tamtego okresu.

- Siadaj na kanapę. - powiedziała stanowczo, a sama poszła po torbę sanitarną Heli.
Nigdy jeszcze nie opatrywała rany po kuli i bała się, że przez nią Hans umrze, ale jeżeli czekałaby na pomoc, chłopak już dawno by nie żył.
Usiadła się obok Niemca i kazała mu zdjąć koszulę. Sam sobie nie radził ze względu na postrzelone ramię, więc pomogła mu w tej czynności. Kiedy oglądała ranę, starała się nie zwracać uwagi na jego wyrzeźbiony tors, ale w niektórych momentach było to silniejsze od niej. Chłopak zauważył to i za każdym razem uśmiechał się do niej. Wywoływało to rzadko obecny na jej twarzy rumieniec, a później sama odwzajemniała uśmiech.

- Masz pecha. - powiedziała wreszcie. - Kula utknęła, więc będę musiała ją wyjąć.
- Poradzisz sobie? - spytał.
- Dam radę. - powiedziała. - Po raz kolejny.
Chłopak skrzywił się, ale nic więcej nie powiedział. Wzięła szczypce i już po chwili usłyszała głośny krzyk Hansa.
- Cii... nie możesz tak głośno krzyczeć, bo sąsiedzi cię usłyszą. - powiedziała.
- Chcesz się zamienić? - spytał sarkastycznie, a ona spojrzała na niego krzywo.
Wstała i poszła do kuchnii. Wzięła ręcznik, który następnie wylądował w otwartych ustach Niemca. Dziewczyna uśmiechnęła się widocznie dumna z siebie i wróciła do pracy. Chłopak nadal krzyczał, ale nie było już to tak donośne, jak wcześniej.

Rana była gorsza, niż Matylda wcześniej przypuszczała. Długo namęczyła się, aż w końcu wyjęła kulę. Później zajęła się odkażaniem rany spirytusem, co przysporzyło Hansowi niemniej bólu niż wyciąganie śrutu. Udało znaleźć jej się jeszcze jeden bandaż, więc zawiązała nim jego ramię. Była bardzo zadowolona ze swojej pracy i dumna z siebie, że ani razu nie zemdlała.
- Całkiem nieźle sobie poradziłaś. - powiedział. - Może powinnaś pracować w szpitalu.
- To raczej nie dla mnie. - odpowiedziała ze śmiechem Matydla, wyobrażając sobie wielkie rany i litry krwi. Wzdrygnęła  się na samą myśl.

Wzięła kulę, która leżała na stoliku, owinęła ją w chusteczkę i dała Hansowi.
- Ty ją zatrzymaj. - powiedział. - Będziesz miała po tym dniu pamiątkę. Po mnie.
Jego twarz nagle zbliżyła się do jej. Trwali tak dłuższą chwilę w odległości kilku centymetrów od siebie. Dziewczyna wdychała jego przyjemny zapach, który sparaliżował ją tak, że nie wiedziała, co ma zrobić. Rękę nadal miała ma jego ramieniu, natomiast jego dłoń spoczywała na jej kolanie.
- Mika... - usłyszała cudowny szept, po którym totalnie odleciała. Było w nim tyle czułości i ciepła, iż zdała sobie sprawę, że zapomniała, jak to jest być kochaną.
Hans delikatnie wargami musnął jej wargi, a ona poczuła na nich przyjemne mrowienie. Nie trwało to długo, zaledwie kilka sekund. Chłopak odsunął się od niej i znowu znajdowali się kilka centymetrów od siebie. Było zupełnie jak w tych książkach, które podkradała z biblioteczki mamy, kiedy była mała. Jednak cały ten dzień, rana, pocałunek, to wszystko ją przerosło.

-Przepraszam, muszę iść do siostry. - powiedziała i pobiegła w stronę wyjścia.
- Czekaj, zaraz godzina policyjna! - krzyknął za nią.

Ale ona już nie słyszała.

Morowe PannyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz