24. Teatr

936 95 5
                                    

Wspaniała, bogato zdobiona dorożka zatrzymała się przed wielkim budynkiem na Placu Teatralnym. Już sam obiekt był ogromny, a plac jeszcze większy. Beata bywała na nim nie raz. Urodziła się przecież w Warszawie, a teatr stanowił nieodłączny element stolicy. Bywała nawet parę razy na sztukach przed wojną i bardzo jej się one podobały, chociaż nie pamiętała za dużo. W trakcie okupacji nie była ani razu w teatrze. Jej rodziców stać było na bilety, jednak nie chcieli oglądać niemieckich sztuk i nie pozwalali robić tego córce. Byli patriotami, chociaż nie należeli do konspiracji i nie wiedzieli nic o udziale Beaty. Dziewczyna sądziła, że zabroniliby jej działań, które zagrażają w tak znacznym stopniu jej życiu. Rodzice myśleli, że ich córka idzie z kolegą na potańcówkę, a następnie śpi u koleżanki. Dzisiaj Beata czuła się jak księżniczka. Mama pożyczyła jej piękną, czerwoną sukienkę z dekoltem w kształcie litery "v" oraz srebrny naszyjnik, który należał do jej babci. Był to stosunkowo zimny wieczór, więc dziewczyna ubrała na to swoje białe futro. Czarne włosy zaczesała na jedną stronę odsłaniając tym samym szyję, a usta pomalowała czerwoną szminką, którą używała jeszcze przed wojną.

Dowództwo uważało akcję za sprawę najwyżej wagi, dlatego dołożyli wszelkich starań, aby konspiratorzy wyglądali naturalnie i prawdziwe. Oboje zdecydowanie wyglądali dojrzalej, co w pewnym stopniu ułatwiło kamuflaż. Dorożka i konie należały do członka AK, dzięki czemu konspiracja mogła poświęcić pieniądze na broń do powstania.

- Jesteś gotowa Frau Henrisch? - spytał po pewnej Grys wyrywając ją ze swoich myśli.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się zalotnie.
- Zawsze Herr Henrisch.
Chłopak chciał już wychodzić z powozu, jednak brunetka odpowiednio szybko chwyciła go za rękę.
- Janek, uważaj na siebie. - powiedziała bardzo przejęta.
- Będzie dobrze.
Grys pomógł dziewczynie wyjść z dorożki, a następnie ruszyli w stronę budynku trzymając się za rękę. Beata cała się trzęsła, ale dłoń chłopaka działała na nią kojąco. Na codzień była bardzo odważna i nie bała się nowych wyzwań, ale myśl o tak niebezpiecznej akcji przyprawiała ją o zawroty głowy. Co prawda była szkolona na tego typu sytuacje, ale to była jej pierwsza, duża robota.

Droga przez Plac Teatralny przeleciała tak szybko, że Beata nawet się nie spostrzegła, a już była w środku. Upewniła się jeszcze, że dyktafon w torebce działa dobrze i ruszyli przed siebie. Budynek oszałamiał wielkością oraz pięknymi zdobieniami. Wszędzie kręcili się ludzie, prawie tylko Niemcy, ubrani w piękne suknie oraz mundury. Znali już plan teatru, zostali z nim zapoznani na spotkaniu kilka dni temu. Dostali najlepsze miejsca na balkonie obok najważniejszych ludzi w Warszawie: szefa policji SS i gestapo Paula Vogela oraz jego zastępcy Andre Schmidta. Mieli jasno określone zadania. Grys miał zdobyć zaufanie Niemców i w ten sposób dowiedzieć się jak najwięcej o niemieckim wywiadzie, w szczególności o powstaniu, ale nie tylko. Beata miała mu głównie towarzyszyć i ładnie wyglądać, jednak swoim wdziękiem odwracać uwagę, jeżeli spektakl nie zrobiłby tego zbyt skutecznie.

Chłopak co chwila ściskał jej dłoń jakby chciał pobudzić ją i nie pozwolić upaść. Była mu za to bardzo wdzięczna.
- Państwo na jaki spektakl? - spytał głos za nimi, oczywiście po niemiecku.
Odwrócili się i ujrzeli młodego mężczyznę ubranego w czerwony, służbowy strój.
- Pocałunek motyla. - odpowiedział Grys. - Nasze miejsca są na górze.
- Zapraszam za mną.
Weszli po krętych schodach na górę, a następnie skręcili w prawo i przeszli przez czarne drzwi. Zobaczyli poniżej scenę i siedzenia, wszystko utrzymane w czerni i czerweni. Na balkonie było ciemno, ale mogli dostrzec cztery podwójne ławki i elegancką kobietę na jednej z nich. Ubrana była w czarną, koronkową sukienkę i srebrne dodatki. Wstała natychmiast, kiedy zobaczyła nastolatków.
- Guten Abend! - przywitała ich.
- Guten Abend, frau...
- Klara Schmidt.
Była to bardzo wyrachowana kobieta, gdzieś około czterdziestki, o nienagannych manierach i posturze. Beata domyśliła się, że musi być żoną Andre Schmidta. Pewnie przez wiele lat towarzyszyła mężowi publicznie, na co wskazywało jej wyszukane zachowanie. Była przy tym jednak delikatna i pełna wdzięku. Roztaczała wokół siebie miłą i przyjazną atmosferę, chociaż często była zimna jak lód.
Chłopak pocałował dłoń kobiety, jak na dżentelmena przystało.
- Carl Henrisch. - powiedział chłopak. - I moja żona Anna.

Klara pocałowała Beatę w policzek, a następnie wszyscy trzej usłyszeli głosy na schodach.
- Ty oficerze to powinieneś już w Berlinie być, a nie gnić w tej starej ruderze.
A późnej głośny śmiech. Dziewczyna kątem oka zauważyła, jak Klara się wzdryga.
Przez drzwi weszły trzy osoby, dwoje mężczyzn w wieku około pięćdziesięciu lat i jedna, młodziutka dziewczyna, parę lat tylko starsza od Beaty, która obejmowała jednego z mężczyzn. Wszyscy z nich byli pijani.
- A któż to nas odwiedził? - spytał ten, na którym wieszała się dziewczyna.
- Kochanie, czy to kolejni twoi przyjaciele? - spytał drugi, a następnie znów wybuchnęli śmiechem.
- Nazywam się Carl Henrisch, a to moja żona Anna. - Grys podał rękę Niemcom.
- Oficer Paul Vogel. - powiedział największy, łysy mężczyzna. - A to mój zastępca oficer Andre Schmidt oraz najpiękniejsza z kobiet, przypomnij jak masz na imię, kochanie?
- Sina. - powiedziała ze śmiechem dziewczyna.
Musiała być jego kochanką. Beacie chciało się wymiotować.

Andre podszedł chwiejnie do żony, a następnie wsparł się na jej ramieniu.
- Nie nudziłaś się, kochanie?
- Usiądź. - odpowiedziała lodowato pchając go prawie na krzesło. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie zdarzyło się to pierwszy raz.
- Tak jest, słoneczko. - powiedział z przekąsem. - Tutaj to ona rządzi, ale w sypialni...
- Może wszyscy usiądziemy? - zaproponował Grys czując się w tej sytuacji równie niezręcznie, jak jego partnerka.
Zajął strategiczne miejsce obok oficera Vogela, natomiast Beata nie mogła znieść widoku tej dziewczyny, Siny, więc usiadła pomiędzy Grysem, a Klarą.
- Jesteście Polakami, ja? - spytał Vogel.
- Nein. Mój ojciec był Niemcem, natomiast matka Polką. Czuję się jednak całą duszą związany z Rzeszą.
- Gut, gut.
- Moja żona natomiast to Polka, ale dzięki mnie zmieniła punkt widzenia i również wspiera naszego Fuhrera.

Atmosfera rozluźniła się. Andre rozmiawiał z Siną, czasami nawet z językiem w jej buzi. Na to wszystko ze spokojem patrzyła Klara, rozmawiając jednocześnie z Beatą o zupełnych drobnostkach, jak moda w Paryżu, czy domowe obiady. Dziewczyna drugim uchem przysłuchiwała się rozmowie swojego partnera. Jednak kiedy Grys próbował skierować temat na tory, które go interesowały, zawsze był zbywany.
- Powstanie? Proszę cię, przyjacielu. - oficer poklepał chłopaka po plecach. - Nie masz się czego bać. Żadnego powstania nie będzie.
- Skąd ta pewność? - spytał prowokacyjnie. - Polacy są głupi, ale są też waleczni i zrobią wszystko dla ojczyzny.
- Nie są na tyle głupi, aby we własnej stolicy wszczynać bunt. Wiedzą, że zostaną pokonani.
- Ale...
- Żadnego "ale". Powstania nie będzie i koniec. - Niemiec uciął rozmowę. - A teraz cisza. Przedstawienie się zaczyna.

Morowe PannyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz