Matylda była zła, że akcja została przeniesiona na wieczór. Nie mogla się już doczekać i z niecierpliwością odliczała minuty, które dłużyły się i dłużyły. Podczas spaceru z parku do domu, kupiła na targu wszystkie, najpotrzebniejsze rzeczy: chleb, cebulę, a nawet udało jej się zdobyć gołębia, z czego była bardzo dumna. Wiedziała, że Hela będzie przeszczęśliwa, że w końcu ugotuje jakiekolwiek mięso. Matylda bardzo tęskniła za czasami, kiedy w każde niedzielne popołudnie siadali całą rodziną, oczywiście jeszcze z mamą i tatą, jedli to kurczaka, to czasami wieprzowinę i śpiewali piosenki. Dziewczyna uwielbiała śpiewny głos mamy, który odziedziczyła jej siostra. Helena przed wojną również lubiła śpiewać. Razem z mamą należały do chóru. Jednak Matylda nie usłyszała śpiewu starszej siostry od początku wojny. Kiedy zginął ich ojciec, wszystko się zmieniło. Mama prawie się załamała, żyła tylko dla córek. Z biegiem czasu coraz bardziej ryzykowała śmiercią, w szpitalu w każdym zakamarku trzymała rannych partyzantów. Zdarzało się też, że konspiratorów opatrywała w jakiejś bocznej alejce, tuż pod nosem Niemców. W końcu ktoś na nią doniósł, najprawdopodobniej nowy dozorca. Do szpitala weszli gestapo, a gabinet mamy zamienili w wielki bałagan. Samą doktor Opolską wyprowadzili do samochodu i wywieźli najpierw na Szucha, później na Pawiak. Nie była w żadnej organizacji, jednak ze względu na jej wspaniałe czyny, postanowiono odbić ją z Pawiaka. Za późno. Parę godzin wcześniej została wywieziona nocnym transportem do Oświęcimia. Córki bardzo przeżyły utratę matki, jednak po czasie bardziej dłuższym, niż krótszym znowu całkowicie zaangażowały się w konspiracyjną walkę.
Helena wróciła później do domu niż zwykle. Oczy miała podpuchnięte, zapewne od płaczu. Najpierw Matylda, zgodnie z niepisaną umową, postanowiła się nie mieszać w zadania siostry, jednak gdy ta bez słowa zamknęła się w pokoju, postanowiła działać. Otworzyła drzwi i usiadła się na łóżku obok Heli. Przytuliła się do dziewczyny i poczuła niesamowite ciepło. Z jej oczu znowu zaczęły płynąć łzy. Siedziały tak przez dłuższą chwilę, nie zważając na czas.
- Zrobiłam coś głupiego. - powiedziała Helena - Zamiast zniszczyć hasło, zatrzymałam je i teraz dostało się w niepowołane ręce.
- Każdemu się zdarza.
- Nieprawda! - dziewczyna wręcz krzyknęła - Nie powinnaś teraz ze mną mieszkać. To zbyt niebezpieczne. Niemcy mogą tu wejść w każdej chwili...
- Helka - przerwała siostrze - obie ryzykujemy życiem każdego dnia, tak jak rodzice. Oboje przypłacili za to życiem. Nie boję się Niemców, nie boję się przesłuchań, Szucha, Pawiaka, Auschwitz, czy nawet śmierci. Wiem, że oni czekają na nas tam, na górze. Chciałabym być tak wolna i szczęśliwa jak oni są teraz. Mama i tata są z nas dumni i będą, bez względu na to, czy umrzemy teraz za ojczyznę, czy za siedemdziesiąt lat w bujanym fotelu. Tak czy owak, tęsknię za nimi i chętnie ich zobaczę. Nie boję się śmierci, bo jest ona lepsza od tego piekła.
Helena zamilkła na pewien czas. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Na wspomnienie rodziców płakała jeszcze bardziej. Choć była tą starszą, to Matylda była silniejsza psychicznie. Nie chciała być płaczką i histeryczką, ale czasami każdemu puszczają nerwy, a w jej przypadku, od rozpoczęcia wojny, zdarza się to bardzo często.
- Przecież nie wiemy, czy mama nie żyje. - spostrzegła Helena.
- Jest prawie od trzech lat w Auschwitz. Tego się nie przeżywa.Matylda spostrzegła, że zostało pół godziny do umówionego czasu w parku. Ubrała się szybko, wzięła torebkę i zaczęła szykować się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytała jej siostra.
- Sprawy Podziemia.
- Przecież za chwilę godzina policyjna! - odpowiedziała wzburzona Hela - Nigdzie nie pójdziesz.
- Spokojnie Michał ze mną będzie. - powiedziała Matylda - Nic się nam nie stanie. Wrócimy jutro.
Dziewczyna wyszła zostawiając swoją siostrę z otwartymi ustami w drzwiach. Szła długo, bo nie chciała wzbudzać podejrzeń. O tej godzinie mało ludzi było już na ulicy. Większość była już pochowana w domach przed Niemcami. Gdzieniegdzie tylko młody chłopak, czy starsza pani przechadzali się po uliczkach stolicy. W końcu Matylda doszła do parku i usiadła się na ławkę, przy której siedział Bąk.
- Gotowa? - spytał.
- Tak jest.
- Jeden niewykonany rozkaz.
- Pamiętam.
- Dobrze. - dowódca wstał i zaczął iść w kierunku tyłu parku.
Po pewnym czasie dziewczyna zauważyła duży samochód terenowy zaparkowany wśród drzew. Jego kolor całkowicie stapiał się z otoczeniem.
Michał wsiadł od strony kierowcy, Matylda od strony pasażera.Jechali długo, głównie przez las. Matylda była bardzo podekscytowana nocną wyprawą. Nigdy jeszcze nie przebywała po godzinie policyjnej poza domem. W pewnym momencie wyjechali głębiej w las i zaparkowali auto.
- Teraz trzeba iść pieszo. - odezwał się Michał i wręczył jej pistolet - Na wszelki wypadek. Nie używaj bez konieczności.
Matylda sprawdziła magazynek oraz odbezpieczyła i zabezpieczyła go ponownie tak, jak ją uczono. Tęskniła za tym uczuciem posiadania broni w ręku. Po każdej akcji musieli ją zdawać, a ona wolałaby mieć ją zawsze przy sobie. Mówili, że to dla bezpieczeństwa, że jakby Niemcy złapali to kulka w głowę, ale ona czułaby się po prostu bezpieczniej. Niestety na broń w domu nie zgadzała się również Helena. Uważała, że jest to zbyteczne niebezpieczeństwo.Szli przez las prawie przez kolejną godzinę, aż Matyldę rozbolały nogi. Oczywiście nie przyznała się do tego Bąkowi. Wreszcie doszli do niedużej polanki, gdzie Michał zaczął przygotowywać zrzut. Pozbierał suche gałęzie i rozpalił ognisko. Chociaż był maj i podczas dnia było ciepło, Matylda ubrała się tylko w cienką kurteczkę i teraz trząsła się z zimna. Jej dowódca chciał oddać jej swoją kurtkę, lecz ona powiedziała, że jest żołnierzem i zimno nie jest jej groźne.
Dziewczyna nie wiedziała ile czasu minęło, kiedy w końcu usłyszała samolot. Zwykle nienawidziła tego dźwięku, gdyż oznaczał nalot bombowy, lecz teraz uznała go za wybawienie. Niebo było zachmurzone i nie było prawie widać samotu. Wreszcie ujrzała spadochron na tle szarego nieba. Chciała krzyczeć i skakać z radości, ale widziała, że musi być cicho. Lot trwał kilkadziesiąt sekund, a spadochroniarz wylądował parę metrów od nich. Chłopak odpinał spadochron, podczas gdy Bąk gasił ognisko. Skoczek podszedł do nich i zasalutował dowódcy. Później oboje podali sobie ręce. Powiedzieli coś po cichu, ale Matylda nie usłyszała, co dokładnie. Później chłopak podszedł do niej. Chociaż było bardzo ciemno, w oczy od razu rzuciły jej się piękne, niebieskie oczy. Blond włosy były trochę dłuższe niż ówczesna moda, która sugerowała włosy bardzo krótkie. Gdyby był ubrany w mundur, nikt nie miałby wątpliwości, że jest Niemcem.
- Mika. - dziewczyna przedstawiła się pseudonimem, jak uczono ich na szkoleniu i wyciągnęła rękę.
- Grys. - odpowiedział chłopak, po czym, ku jej ogromnemu zdziwieniu, pocałował ją w wyciągniętą rękę.
- Co ty robisz? - spytała oburzona, gwałtownie odciągając rękę - Jestem żołnierzem, a nie jakąś panienką na balu. To że jestem dziewczyną, nie znaczy, że możesz traktować mnie inaczej niż innych partyzantów.
- Przepraszam panienko, ale moje maniery nie pozwoliły mi postąpić inaczej.
Matylda chciała już po raz kolejny nakrzyczeć na biednego chłopaka, ale przerwał im Bąk.
- Naprawdę muszę was upominać, że macie być cicho? - powiedział - Idę zakopać spadochron. Macie się zachowywać jak na żołnierzy przystało.Michał podszedł na drugi koniec polany, a chłopak wyciągnął do niej rękę tak, jak przystało. Przynajmniej w jej odczuciu. Uścisnęła jego dłoń czując, że jest duża i silna. W pewnym momencie Matylda usłyszała ułamaną gałązkę gdzieś niedaleko nich. Bardzo się przestraszyła, ale starała się zachowywać na bardzo pewną siebie. Grys chyba tego nie usłyszał, bo szedł w przeciwnym kierunku, najprawdopodobniej pomóc Michałowi przy spadochronie. Dziewczyna postanowiła sprawdzić, czy nie grozi im jakieś niebezpieczeństwo. Poszła w stronę usłyszanego dźwięku. Wyjęła i odbezpieczyła broń. Szła nie dłużej niż minutę, gdy w końcu zobaczyła przerażającą scenę.
Jeden człowiek w niemieckim mundurze klęczał na kolanach. Oczy miał zawiązane czarną przepaską. Za nim stał drugi żołnierz również w mundurze i trzymał wyciągnięty pistolet w stronę tego pierwszego. Matylda nie wiedziała, co podkusiło ją do tego, co zrobiła, ale zawołała do tego żołnierza po niemiecku. Duży mężczyzna obrócił się i wycelował broń w stronę jej głowy. Dziewczyna miała nogi, jak z waty. Chociaż trzymała rewolwer przed sobą i wystarczyło pociągnąć za spust, ona nie potrafiła tego zrobić. Mówiła sobie w myślach, że przecież te razy zabijała wroga, że to będzie tylko kolejny Niemiec, ale palec wskazujący wcale nie chciał jej słuchać.
Zamknęła oczy.
Wtedy usłyszała strzał.
CZYTASZ
Morowe Panny
Historical FictionHistoria kilku odważnych, młodych ludzi, dla których ojczyzna i honor znaczyły więcej niż śmierć. Miała wszystko: rodzinę, przyjaciół, dobrą szkołę. Wojna zabrała to, co dało jej życie. Ale nie zabrało nadziei i marzeń o lepszym jutrze. W czasie o...