Sukienka była skromna. Biała, sięgająca do ziemi z długim rękawem, wyciętymi lekko plecami, bez żadnych zdobień. W ręce bukiet z polnych kwiatów, na głowie delikatny wianek oraz podwójny welon. Makijaż ubogi, ale jakże piękny. Policzki tylko trochę podkreślone burakiem, na oczach czarny węgiel, a usta pomalowane jasną, różową szminką. Piękne, kremowe buty na obcasie uwydatniały szczupłe łydki. Włosy, które przez całą noc tkwiły w papilotach, układały się w miękkie fale spadające po ramionach. W uszach pięknie prezentowały się diamentowe kolczyki matki, a na palcu niedługo miała zaświecić obrączka.
Żadna z osób obecnych w pokoju nie wiedziała, na kogo patrzy, ale na pewno nie była to Helena. Kobieta w lustrze wyglądała bardziej jak Tamara Wiszniewska lub Janina Wilczówna.
Matylda od rana biegała po całej Warszawie szukając to kwiatów, to świeżych buraków lub sprawdzając, czy nie zjawia się patrol. Oczywiście władze miasta nie wiedziały nic o ślubie i zadaniem siostry panny młodej było dopilnowanie żeby tak zostało.
Beata przyszła do zakrystii kościoła około godziny dwunastej. Matylda zdążyła już zrobić Heli prowizoryczny makijaż, natomiast zadaniem Beaty było doprowadzenie włosów do stanu idealnego. Dziewczyna nie wiedziała, co myśleć o nowej członkini oddziału. Przeczuwała, że znała się wcześniej z Grysem, chociaż ten nie chciał z nią o tym rozmawiać. Z jednej strony dziewczyna wyglądała na porządną i zadbaną, z drugiej na zbyt idealną, co wzbudziło podejrzenia Miki. Zawsze była taka uśmiechnięta, jakby problemy wojny jej nie dotyczyły. W ten dzień jednak nie miała Beacie nic do zarzucenia. Wykonała swoją pracę perfekcyjnie, a do tego z gracją i wyrafinowaniem. Piękna, granatowa sukienka pasowała na nią, jak ulał, a czarne, idealnie proste włosy wyglądały nieskazitelnie. Matylda zazdrościła jej może nie samej urody, lecz bardziej pięknej prostoty. Sama wyglądała nienagannie ubrana w czerwoną sukienkę do kolan oraz czarne buty na słupku.
Helena obróciła się parę razy przed lustrem, co odwróciło uwagę Miki od Beaty. Grys był w mieszkaniu Michała, tak samo jak Hans. Wszyscy mieli niedługo przybyć do kościoła. Przyjęcie weselne miało się odbyć właśnie w mieszkaniu młodych, więc cały dom był pięknie przystrojony, głównie za sprawą Matyldy. Dziewczyna była zdziwiona nieobecnością Lali, ponieważ nie widziała jej tego dnia, ale była pewna, że młoda blondynka pojawi się już na uroczystość.
Wszystko było gotowe, a ślub miał się odbyć za niecałą godzinę. Hela była cały czas uśmiechnięta, choć nogi miała, jak z waty. Nie bała się o wspólną przyszłość z Michałem, bała się o przyszłość bez niego. Z tyłu głowy cały czas miała powstanie, jednak postanowiła nie dzielić się swoimi obawami z innymi. Jeszcze by wystraszyła Matyldę, która i tak nie była zadowolona z jej zamążpójścia. Tolerowała dowódcę jako przyszłego szwagra i starała się nie dawać tego do odczucia siostrze, ale Hela widziała, że to jej leży na sercu. Tego dnia jednak dziewczyna zaskoczyła ją swoją energicznością i empatią, które zgubiła gdzieś na początku wojny.
Niedługo później do zakrystii wszedł Grys oznajmiając, że Bąk już jest i mogą porozmawiać z księdzem. Hela wyszła zostawiając chłopaka w towarzystwie dwóch dziewcząt.
- Pięknie wyglądacie. - powiedział patrząc to na jedną, to na drugą. - Obie.
Dziewczyny uśmiechnęły się i zaczęła się niezręcznia rozmowa dla wszystkich jej członków. Przerywały ją otwierające się drzwi jakiś czas później. Za nimi stał Hans ubrany w czarny garnitur. Pierwszy raz Mika zobaczyła go w tym stroju, na co tylko zaśmiała się pod nosem z wrażenia.
- Dlaczego tak długo? - spytała Beata.
- Zatrzymał mnie patrol granatowych policjantów. - odparł Hans.
- Nie rozpoznali cię? - powiedziała Matylda zwracając się do chłopaka, na co ten pokręcił głową.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Całe szczęście, że Bąk ma zatrudnienie w zakładzie pogrzebowym i mogłem się na niego powołać, bo inaczej nie skończyłoby się na rozmowie. - rzekł po chwili.
Matylda nie wiedziała nic o zatrudnieniu Michała. Naturalnie, nie pracował tam, ale był zapisany w firmie, co mógł potwierdzić właściciel. Było to o niebo bezpieczniejsze, niż fałszowanie, jak leci. Przeczuwała, że musi mieć dobre papiery i kenkartę, ale myślała, że są one, jak wszystkich innych w konspiracji. W tamtym momencie zrozumiała, jak ważną osobą w strukturze podziemia jest jej dowódca.Hans oznajmił im, że wszystko już jest gotowe. Weszli do głównej części kościoła i do Matyldy od razu podeszła Hela.
- Widziałaś gdzieś Lalę? - spytała poważnym tonem.
- Nie dzisiaj. - odparła Mika zaniepokojona nieobecnością koleżanki. - Pójdę ją poszukać.
Naprawdę chciała wybiec i szukać Lali po każdej ulicy w Warszawie, ale siostra chwyciła ją za rękę, kiedy już miała odejść.
- Nie ma czasu. Musimy zaczynać.Dziewczyna niechętnie wykonała polecenie siostry i ustawiła się przy ołtarzu na przeciwko stojącego już pana młodego. Michał ubrany był w granatowy, elegancki garnitur, popielaty krawat i białą koszulę. Brązowe włosy były lekko zaczesane do góry, a srebrne spinki odznaczały się na tle ciemnego materiału garnituru.
Ołtarz był pięknie przystrojony różowymi różami i frezjami. Oprócz tego rzucał się w oczy różowy materiał leżący na ziemi oraz biały dywan do końca kościoła. Na ślubie był obecny jeszcze Grys, jako świadek pana młodego, Hans i Beata siedzący w ławkach, a obok nich ocierający łzy rodzice Michała. Zabrakło mamy i taty panny młodej, ale przez nerwy i stres żadna z sióstr Opolskich o tym nie myślała.Wszedł ksiądz i chwilę później wynajęty człowiek zaczął grać na fortepianie z boku budynku. Właśnie w tej chwili na biały dywan wkroczyła piękna Helena. Ręce się jej trzęsły, a serce waliło co najmniej dwa razy szybciej. Szła powoli, mocno trzymając bukiet w dłoni, wyobrażając sobie tatę idącego obok siebie, jak w swoich marzeniach. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, niezauważona przez nikogo. Do ołtarza doszła już ze szczerym uśmiechem na twarzy. Patrzyła na swojego wybranka z miłością, której tylko ślepy by nie zauważył. Miłość dodawała jej skrzydeł, nawet w tych okrutnych czasach. Michał z resztą nie pozostawał jej dłużny. Był pewien, że kochał swoją przyszłą żonę i to jest właśnie ta jedyna, ale kiedy zobaczył ją idącą na białym dywanie, nie mógł uwierzyć, że już niedługo Helena będzie tylko jego na zawsze. Patrzył na swoich wzruszonych rodziców i nie potrzebował wtedy niczego więcej. No może wolnej Polski.
Gdy chwycili się za ręce, dla nich obojga nie istniało nic innego, niż druga połowa. Byli sami pośród głuchej ciszy, a nawet podczas początkowych części ceremonii. Gdy ksiądz mówił, zdawało się, że oni nie słuchają. Byli dla siebie stworzeni od początku, a gdy się już spotkali, nic nie mogło ich rozdzielić. Tylko śmierć.
Podczas przysięgi już nie tylko rodzice Michała płakali. Łzy widniały na policzkach wszystkich. Począwszy od Miki, która może nie była najbardziej zadowolona z wyboru siostry, ale płakała jak na filmie romantycznym, który widziała raz w kinie jeszcze przed wojną, przez Beatę, która znała parę młodą dopiero kilka dni, ale którą wszyscy uwielbiali, na czele z Michałem, skończywszy na samym Bąku, który oczy miał wilgotne, zupełnie jak jego żona.
Moment włożenia na palce obrączek Hela pamięta, jak przez mgłę. Wszystko potoczyło się tak szybko, przysięga, obrączki, pocałunek, że panna młoda w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że jest to już prawie koniec uroczystości.
Kiedy młodzi patrzyli sobie w oczy, kiedy ksiądz mówił kończące zdania, kiedy Matylda wpatrywała się w swój bukiet kwiatów, a Grys w Matyldę, stało się coś, co zupełnie obróciło charakter ceremonii.
- Zabójcy!
Rozpaczliwy głos odbił się echem po ścianach kościoła, docierając do uszu wszystkich obecnych w budynku. Naturalnie, goście obrócili chcąc sprawdzić, co było źródłem tego piorunującego krzyku.
Na początku białego dywanu, tam gdzie jeszcze niedawno szła Helena w przepięknej białej sukni, teraz stała drobna postać w brudnej od błota, szarej sukience i poranionych do krwi nogach. Blond włosy miała całe poplątane, twarz spuchniętą i czerwoną, a oczy mokre od łez. I to nie był ten rodzaj łez, który towarzyszył podczas ślubu. To były straszne łzy smutku, pomieszanego z ognistym gniewem, bijącym nawet z oczu.
- Zabójcy! - Lala ponownie krzyknęła, a to słowo jeszcze raz przeszyło obecnych. - Zabiliście mi ojca!
Matylda rzuciła kwiaty i natychmiast podbiegła do załamanej dziewczyny, docierając w momencie, kiedy akurat mdlała, mając na ustach to jedno słowo, które powtarzała w kółko i w kółko.
CZYTASZ
Morowe Panny
Ficțiune istoricăHistoria kilku odważnych, młodych ludzi, dla których ojczyzna i honor znaczyły więcej niż śmierć. Miała wszystko: rodzinę, przyjaciół, dobrą szkołę. Wojna zabrała to, co dało jej życie. Ale nie zabrało nadziei i marzeń o lepszym jutrze. W czasie o...