Rozdział 1

14.9K 972 355
                                    

Zapraszam do komentowania :)

Życzę miłej lektury...



Trudno myśleć o raportach, kiedy dwa małe wilki szarpią twoje buty. Buty, które wbrew temu, w jak kiepskim są stanie, chcesz móc nosić jeszcze przez kilka najbliższych lat, zanim ostatecznie zdecydujesz się je wrzucić do kosza. Nie w kilka minut, do czego te małe, lecz ostre zęby nieuchronnie zmierzały. Zaatakowały go równocześnie z dwóch stron, zastając go na ogrodowym krześle tego ciepłego przedpołudnia, wywołując na jego nieruchomej dotąd twarzy marszczenie w okolicach brwi.

Neil Kinder z pełną świadomością zerwał się o szóstej rano w swoim wolnym dniu, aby robić za niańkę. Sam się zaoferował. Ostatnio sytuacja między Cecilią Kinder, a jej życiowym partnerem i jednocześnie jego przyjacielem Bernem nie jest ciekawa, a to burzyło ład w trzydziestopięcioosobowym stadzie. Podjął jednak opiekę głównie dla własnego świętego spokoju. Gdyby tego nie uczynił, w ciągu kilku godzin miałby w swoim domu sapiącą samicę krzyczącą na Bernarda, który od kilku nocy zajmował jego kanapę. To zaś doprowadziło do czegoś więcej niż standardowej awantury — bo cholera jasna, te kobiety potrafiły wszczynać je z byle powodu. Skutkiem tego wkrótce inne wilczyce podążyłyby za nią. 

A to niefortunnie obróciłoby się przeciwko niemu w postaci wyrzuconych na bruk samców wilków.

Jego ludzie mogli być dla Neila ważni. Ale oddawanie im własnego kąta? Nie ma mowy. Dlatego zgodził się  pilnować gromadki i zapobiec upierdliwym prognozom. 

Zresztą nie miał nic większego do roboty tego dnia oprócz zapoznania się z nowymi danymi dotyczącymi migracji zmiennych w obrębie miasta z ostatniego kwartału. Szefowi zależało, aby w przyszłości zajął jego pozycję w Radzie Zmiennych jako reprezentant psowatych — co akurat nie bardzo uśmiechało się mu czynić.

Od kiedy przeszło trzy lata temu doszło do Wyjścia Zmiennych nieuchronnie przypisano mu znacznie więcej obowiązków. Już wtedy musiał aktywnie działać, by zapewnić ochronę bliskim przed tymi, którym nie spodobało się, że po ulicach mogą krążyć ludzie z umiejętnością przeobrażenia się w groźnego drapieżnika.

Wtedy ich świat wywrócił się do góry nogami. Strajki, bijatyki, ludzie wychodzący z domów ze strzelbami przez cały rok, zanim doszło wreszcie do ułagodzenia. Okropność. Jednak nie mógł powiedzieć, że nie liczono się z takim odzewem. Nikt nie lubił gwałtownych zmian, zwłaszcza gdy te zmiany nie były całkiem jasne dla innych.

Prędzej czy później musiało to nastąpić. Musieli wyjść z ukrycia. Przez tysiąclecia ich dziadkowie i pradziadowie dusili się, unikając rozgłosu, bo bali się reakcji przeważających ich liczebnie ludzi. Przez to na każdym kroku pilnowali się, by w przypływie emocji nie wysunąć kłów bądź pazurów. By nie wydawać z siebie naturalnie przychodzących im dźwięków. Uczyli się tego od najmłodszych lat.

Wreszcie te sprawy należały już do przeszłości. Wywalczyli swoje miejsce na świecie i teraz Austin świeciło przykładem tolerancji i prawidłowej integracji na skali międzynarodowej. I Neil był dumny z tego, że również miał w tym swój udział. Jednego tylko nie przewidział w swym działaniu — że uczynią z niego członka Rady Zmiennych.

Nim się obejrzał, tkwił w tym po uszy, zyskując również tytuł honorowego szeryfa. Jego rola polegała na pilnowaniu porządku w głównej mierze wśród zmiennych i każdej sprawy ich dotyczącej.

Wracając do rzeczywistości, Neil poruszył głową w dezaprobacie. Dwie pary oczu wlepiały się w niego, podczas gdy pazury zahaczały o materiał jego starych, znoszonych dżinsów. W końcu zadecydował ulec potrzebie zabawy szczeniaków siostry. Przyglądał się ich zwierzęcym formom z wyrozumiałością zarezerwowaną tylko dla nielicznych.

Saga o zmiennych: W pułapce zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz