Rozdział 27

3.1K 432 153
                                    

Pamiętajcie, gwiazdki nie bolą, tak samo jak komentowanie i wskazywanie błędów. 


Życzę przyjemnej lektury! :-D

_____________________________



Następnego dnia tuż po pobudce Kate skierowała się na werandę z tyłu domu. Dość niezwykłe jak na nią, głównie dlatego, że nie było nawet szóstej. Dla osoby, która nie lubi wcześniej wstawać, jeśli nie musi tego robić, to czynność sama w sobie dość rzadko spotykana. A Kate przecież nie miała obecnie żadnych obowiązków poza stawianiem się o ustalonej godzinie na posiłek. A tu proszę, niespodzianka! Z własnej nieprzymuszonej woli zwlekła się z łóżka nieoczekiwanie wypoczęta.

Po namyśle jednak doszła do wniosku, że w sumie wcale nie powinna być zaskoczona. Przecież Lennard uprzedzał ją, że takie skoki energii będą się zdarzać i nic na to nie poradzi. Raz będzie się czuć jak zwykle, do czasu aż coś w niej wybuchnie. W tej chwili nie narzekała z powodu tych hybrydowych zmian związanych z jej gospodarką organizmu. Czuła się dziś naprawdę świetnie! Wręcz optymistycznie.

Trochę zbyt raźno przeszła przez zalany ciemnością dom, po drodze zabierając z lodówki butelkę wody. Było tak strasznie gorąco, że najchętniej wskoczyłaby teraz do zimnej wody stawu, który ponoć się gdzieś tu znajdował. Niedługo potem wysmyknęła się na zewnątrz, chłonąc rześkie powietrze na skórze i w płucach.

Zwinęła się na hamaku, wachlując dłonią twarz i wlewając w siebie płyn. Szlafrok przyklejał się do jej ciała, tworząc nieprzyjemne uczucie, ale skoncentrowała się na zaspokojeniu pragnienia.

Smagnięty przez słońce sierp wisiał na szarym tle nieba, ledwie oświetlając sylwetkę skrytej w mroku Kate. Wokół panowała niemal bezdenna cisza, przerywana wyłącznie przez delikatny szum lasu i nocne stworzenia. Kiedyś nie dostrzegłaby sylwetki mężczyzny, który przemknął między budynkami jak cień. Bezszelestnie i czujnie. Teraz widziała go dokładnie, zmierzającego przed siebie tuż pod jej nosem.

Thomas Wilson był mężczyzną bardzo skrytym. Pełnił swoją funkcję na nocnej zmianie i rzadko pojawiał się na wspólnych posiłkach. Większość wolnego czasu spędzał we własnym towarzystwie.

Margaret jako źródło informacji odznaczała się niezawodnością, ale wyjątkowo nie miała niczego konkretnego do powiedzenia na jego temat. Tak serio, to nikt nic o nim nie wiedział. Niektórych to wprawiało w zakłopotanie, innych irytację, a Kate niespecjalnie to interesowało. Sama nie była na tyle odważna, by otwarcie pokazać w danej sytuacji, że nie ma najmniejszej ochoty na pogawędkę z kimkolwiek. On przynajmniej żył zgodnie z własnymi odczuciami. I chyba był zadowolony.

Spadła pierwsza kropla deszczu. Zamknęła oczy, poddając się monotonnemu bębnieniu. To zadziwiające, jak bardzo różnił się dźwięk w zależności od tego, w co uderzały te drobne pociski. Wyższe tony rozbrzmiewały na kałużach, tępo, gdy stawały w kontakcie z rynną, głuche na nierównym gruncie chodnika. Wcześniej się nigdy nad tym nie zastanawiała. Deszcz był deszczem i nigdy nie dawał jej powodu, by go lubić. Dziś zdawał się czymś uspokajającym. Może dlatego, że nie mokła i się mu przysłuchiwała. Albo po prostu znowu wpadała w ten melancholijny stan...

Energia spadła poniżej zera, a deszcz w końcu przerodził się w prawdziwą ulewę. Macki wilgotnego chłodu wspięły się po łydkach Kate i przemieściły w górę, sięgając szczytu kręgosłupa. Pocierając ramiona, by wykrzesać odrobinę ciepła, nie przestawała drżeć.

Saga o zmiennych: W pułapce zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz