W ciągu kilku dni spędzonych ze swoim przyrodnim rodzeństwem Kate doszła do niezaskakującego wniosku, że Teddy nie tolerował Lennarda. Co więcej, to uczucie było odwzajemnione. Kiedy tylko obaj znajdowali się w jednym pomieszczeniu, zwykle następowała wymiana groźnie brzmiących syków. Wystarczająco ostentacyjnych, by się gniewać, lecz nie dość zagrażające bezpieczeństwu fizycznemu, by reagować.
Od zawsze wiedziała, że pupil jest niesamowicie terytorialny, ale najwyraźniej wśród wielkich kotów stawał się naprawdę nieznośny, wynosząc swoją niechęć na wyższy poziom. On go naprawdę nienawidził przez duże „N".
Co innego Andrea. Wszystkie bowiem znaki wskazywały, że zwierzak żarliwie ubóstwiał blondynkę. A trzeba zaznaczyć, stwierdzenie „żarliwie" w kontekście jej kota kiedyś wydawało wręcz niemożliwe do powiedzenia na głos, aż dotąd.
Dlatego z wewnętrznym potępieniem obserwowała łaszącego się Teddy'iego do tej kobiety. To, jak przytulał drobny pyszczek do jej policzka, przy całym procesie wibrując i mrucząc zalany całkowitym pełnym poświęcanej mu uwagi szczęściem.
Mały podły zdrajca.
Uśmiechając się z wyższością pod nosem, Kate zaczęła składać aparat i regulować, wsłuchując się w dźwięki dochodzące od tej dziwnej parki gnieżdżącej się na kanapie, niekiedy kątem oka śledząc ich poczynania.
To jednak było niczym wobec zżerającej ją od środka ciekawości, każącej szybko przekonać się, jak wyjdzie pierwsze ujęcie zrobione jednym z nowych obiektywów, na które wyłożyła małą fortunę. Ekstrawagancki wydatek, ale odważyła się na niego po telefonie od swojego pośrednika, że wystawiony na sprzedaż dom w Lewes ma stuprocentowego klienta. Wprawdzie nie powinna się cieszyć przedwcześnie, bo nic w życiu nie jest pewne, w dodatku trochę potrwa, zanim zobaczy pieniądze... no, ale nie mogła się powstrzymać. Tyle lat odkładała i była dusigroszem, że chciała sobie coś w końcu sprezentować. By jednak nie czuć silnych wyrzutów sumienia, tłumaczyła sobie rozrzutność istnieniem drugiej strony medalu. Bo nie dało się ukryć, że przecież potrzebowała narzędzi odpowiadającym jej umiejętnościom, jeżeli chciała gdziekolwiek zabłysnąć.
Po kilku minutach w końcu uniosła wysoko sprzęt, który został dziś dostarczony przez kuriera i zrobiła pierwsze próbne zdjęcie. Wkrótce potem niecierpliwie uruchomiła podgląd, wzdychając z zadowoleniem.
W następnej sekundzie skoncentrowała uwagę w smugę światła. Zawahała się tylko na ułamek sekundy, gdy w kadr weszła przyrodnia siostra wołająca Teddy'iego, by poszedł za nią.
Z ręką na biodrze, zadziorną miną i emanującą z niej pewnością siebie, Kate poczuła swój moment podyktowany żywym impulsem. Musiała to zrobić. Nacisnęła odpowiedni przycisk, ściągając zdezorientowane spojrzenie blondynki.
Zamarła, gdy w pomieszczeniu nastała skoncentrowana cisza. Kate wyjrzała zza aparatu, łowiąc zdziwienie złotych oczu Andrei i wtedy coś między nimi przepłynęło. Dziwne zrozumienie i niewerbalna zgoda dwóch pokrewnych, lecz różnych dusz.
Nie minęło pół minuty, a już wkrótce specyficzny dźwięk i seria błysków zaczęła przechodzić z jednego punktu w drugi i kolejny, niemal nachodząc na siebie, kiedy Andrea jakby porażona prądem natychmiast ustawiła się w wystudiowanej pozie i rzuciła zalotne spojrzenie w jej stronę, spełniając każde z wymagań i oczekiwań fotografa. Pozowała jak rasowa modelka z górnej półki i nie potrzebowała do tego żadnej wybitnej kreacji czy też makijażu.
Intensywność wzroku i dynamika ciała niepozostające nawet na sekundę w bezruchu, to jedynie nakręcało Kate. Czuła, jak krew zaczyna jej szybciej krążyć, a w uszach szumieć od ekscytacji.
CZYTASZ
Saga o zmiennych: W pułapce zmysłów
WerewolfKaytlin większość życia była samotna, udając kogoś, kim nie była. Zbyt wiele kłamstw opowiadała innym, ale największą zbrodnię czyniła samej sobie. Znudzona życiem i pragnieniem odmiany przyjeżdża do Austin - miasta zmiennokształtnych, gdzie poznaje...