Rozdział 5

7.1K 844 230
                                    

Kilka godzin przed napaścią

Późnym wieczorem Neil znalazł się we wnętrzu otworzonego ledwie tydzień temu klubu Animal Planet. Prowadzony przez zmiennego lisa dla innych psowatych zmiennokształtnych i ludzi, miał ograniczony dostęp. Tych ostatnich szczegółowo wprowadzano w kwestie zasad i zachowań, z jakimi mogą się zetknąć. Pozwalało to uniknąć właścicielowi odpowiedzialności prawnej za potencjalne problemy wynikłe z niewiedzy tamtych. Tym sposobem zabezpieczył się przed ciąganiem jego rudego tyłka po sądach.

Neil w pierwszych kilku minutach z przyzwyczajenia rozglądał się, śledząc zabezpieczenia ochrony. Po dwudziestu pozwolił się rozluźnić nieco dzięki krążącemu we krwi alkoholowi, a po godzinie już ze swoim drażliwym nastrojem zastanawiał się nad dość fundamentalnym pytaniem: dlaczego właściwie wciąż się przyjaźnił z Dionem Ramosem.

No dobra, może i wiedział.

Dion był nastoletnim szczeniakiem, kiedy po raz pierwszy się poznali. Jego matka dołączyła do jego rodzinnego stada. Często sprawiał wrażenie zakręconego gamonia i tylko niewielu wiedziało, jak niebezpieczny potrafił się stać w wyjątkowych sytuacjach. A takowych nigdy nie brakowało. Kiedy jednak odkładało się na bok pojedyncze przypadki, facet był po prostu prostym, entuzjastycznym wilkiem, co samo w sobie było dość dziwne. Wilki to silnie zamknięte w swoim świecie istoty. Dla stada możesz stawać się, kim chcesz, ale dla obcych to co innego. To zaś czyniło z Diona ewenement wśród nich. Potrafił odnaleźć się w każdym środowisku, jednocześnie stanowiąc całkowite przeciwieństwo do Neila, bardziej wilczego niż człowieczego, który potrzebę bliskości ograniczał do stada i rodziny. To mu w zupełności wystarczało.

Tak więc Dion był kimś z przeszłości. Kimś, za kogo odpowiadał, jako starszy i mądrzejszy wilk. Kimś, kto podążył też za nim do Austin w wieku osiemnastu lat, mimo że miał zapewnione miejsce wśród swoich. I nigdy nie żałował, że odszedł, a przez lata jedynie udowadniał Neilowi swoją lojalność. Ale czy usprawiedliwiało to Diona, że popychał zwierzę Neila do granic wściekłości?

Nie.

Z drugiej strony właśnie po to istniało stado. By wściubiać nos, denerwować, ale również dawać opiekę. Mogło to go frustrować nie jeden raz, ale musiał z tym żyć.

Dlatego nie wyszedł od razu, wbrew silnej pokusie, by to uczynić. Dzień był zbyt męczący, żeby po prostu zamknąć się w domu i odciąć od świata. To dręczące napięcie chciało upuścić jego ciało. Zapomnieć na rzecz czegoś przyjemniejszego. Uznał, że piekielnie mu się należała rozrywka. Nawet jeżeli muzyka była do bani, a ludzie zbyt swawolni, aby mu się podobało.

Jego wilcza natura buzowała ciemną energią. Była tuż przy skórze, jednak Neil miał w sobie zbyt wiele kontroli, żeby wypuścić ją na zewnątrz. Urażony wilk szczerzył groźnie kły na przejaw psotliwości młodszego osobnika. Jełop doskonale zdawał sobie sprawę, czego Neili nie cierpi, a co ledwo znosi. Dawało mu to świetny obraz granic ostateczności, które w swej złośliwości wykorzystywał, by drażnić jego zwierzę, spychając nad urwisko.

Siedzenie w Animal Planet — swoją drogą durna nazwa — zaliczało się do takich doświadczeń, jakich wolałby nie doświadczać.

Może był pod tym względem nieco staroświecki, ale wilki głównie słuchały ostrego brzmienia gitar. Dobrych zespołów, jakich teraz już niestety nie było, a jeśli nawet, to jakieś wyjątki nad wyjątkami. Nie marnej elektroniki i tego całego szajsu, co Dionowi z kolei zupełnie nie przeszkadzało, gdyż szedł z falą popkultury. Póki mógł zawiesić spojrzenie na kołyszących się do rytmu kobiecych sylwetkach, potrafił wiele poświęcić. Facet miał już dwadzieścia sześć lat, lecz nikt by tego nie powiedział na podstawie jego zachowania. Wciąż był napalonym szczeniakiem, ruchający wszystko co żyje i ma te konkretne otwory. Może też dlatego nie był specjalnie uprzedzony względem innych ras i z równą pasją podrywał każdy gatunek, jaki wydawał się odwzajemniać jego pociąg. Jedyny zaobserwowany wyjątek stanowiły ludzkie kobiety. Za nic w świecie nie zamierzał wchodzić z nimi w intymne relacje. I Neil rozumiał nawet dlaczego. Więcej — popierał.

Saga o zmiennych: W pułapce zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz