Ponownie upiłam łyka, krzywiąc się w niesmaku. Obrzydlistwo, jednak piję dalej. Pierwszy raz od kilku lat upijam się tak, jak właśnie teraz. Pierwszy raz czuję się tak jak teraz, nie wliczając w to skutków ubocznych przez cukrzycę. Upiłam się, schlałam się, najebałam się, a to na dodatek w ciele Williama.
Znowu sięgam do wódki, lecz po chwili wyrywa mi ją z ręki blondyn. Spoglądam na niego spod byka, przypominając także obrażonego chłopca. Słodkiego, obrażonego chłopca, bo to William.
— Oddawaj! — warknęłam, patrząc na niego wrogo.
— Przestań upijać Williama! — krzyknął zły — To już druga, którą zaczynasz chlać sama! — położył butelkę za zniszczoną kanapę.
— Po cholerę do ciebie zadzwoniłam... — wymamrotałam obrażona — Bawić się nie potrafisz!
— Jane, przestań. — warknął stanowczo — Co ty chcesz tym osiągnąć, co? Spójrz na Williama, to jego ciało!
— On ma okres... — wpadłam w śmiech — On, kurwa mać, ma okres! — zaczęłam się śmiać.
Popatrzył na mnie przez chwilę, to sam wpadł w śmiech. To takie zabawne, że Will ma okres, musi czuć to, co ja czuję co miesiąc. Może wreszcie przestanie mnie denerwować w te dni. Może wreszcie mnie zrozumie, gdy wydzieram się na niego albo płacze z błahych powodów. Może zacznie obdarowywać mnie słodkościami. Oj tak, to byłoby idealne.
— Proszę, nie zmieniajmy tematu... — powstrzymał swój śmiech — To poważna sprawa, Jane.
— Oddasz wódkę, to porozmawiamy!
— Za dużo wypiłaś! — zmarszczył brwi — Nie pijesz już, spójrz na siebie!
Spuściłam głowę i zlustrowałam wzrokiem całą jego osobę, nawet wystawiłam ręce przed siebie i popatrzyłam w dłonie, które potrafią sprawić mi tylko i wyłącznie przyjemność, już to nawet robiły. Tylko William potrafi mi to uczucie sprawić. Unoszę rękę w górę i dotykam opuszkami palców policzka, sprawdzając, czy i teraz zareaguję tak samo na jego dotyk, jak zawsze, jak zawsze przy nim, jak zawsze przez niego. Niestety nie czuję tego pięknego uczucia, jakim obdarza mnie Will.
— Co? Coś mam na twarzy? — odwróciłam się w stronę Zacka.
— Nie, idiotko... — wywrócił zirytowany oczami — Zbieraj się, idziemy.
— Nie! — zaprzeczyłam stanowczo — Nigdzie nie idę!
— Idziesz! Chodź! — wstał z kanapy.
— Przyprowadź mi tutaj Williama, już! Ja chcę go, ja chcę Williama!
Nie odezwał się, a ja nawet nie czułam wyrzutów sumienia po tym, co właśnie powiedziałam. Czemu miałabym czuć? Nie czuję. Przecież powiedziałam to, co chciałam powiedzieć, co nasunęło mi się na język – to powiedziałam i nie żałuję. Chcę Williama, chcę Williama, chcę do Williama, bardzo chcę i nie mam pojęcia czemu tak bardzo chcę.
— Jane? — zapytał zdziwiony, zasiadając niepewnie z powrotem na poniszczonej kanapie.
— Czego? — burknęłam — Gdzie jest Will?!
— Jane, co ty... masz na myśli? Jak to chcesz Williama? — przyglądał mi się uważnie.
— Raz, dwa, raz, dwa! — klasnęłam w dłonie — Hari Pota, czaruj mi Williama, sznela!
— Jane, nie żartuj sobie! — prychnął rozbawiony — To taki śmieszny widok, gdy wykonujesz te ruchy w jego ciele... — powiedział.
— Mogę zatańczyć, taniec mi też nieźle wychodzi! — wymamrotałam, ledwo co wstając.
CZYTASZ
Dwa Serca
RomanceUwaga! Jest to kontynuacja Rozdziału specjalnego w moim głównym opowiadaniu o ich historii ,,Nienawidzimy siebie'', ,,Kochamy siebie'' ! Zanim chcesz przeczytać opowiadanie, a nie przeczytałeś Rozdziału specjalnego - COFNIJ SIĘ DO KSIĄ...