Rozdział 4

55.6K 2.8K 5.8K
                                    

  Przełknęłam ślinę, spoglądając w dół. O mój boże, o mój boże, o mój boże, ja jestem znowu Williamem, a William jest mną. To znaczy, że też jest pod prysznicem! Jakim cudem ponownie się zmieniliśmy? Jak to się stało? Dlaczego to się dzieje?! 

Wciągnęłam większą dawkę do płuc i spłukałam z siebie pianę, która widniała na jego ciele. Paląc się z rumieńców otworzyłam kabinę i wyszłam, sięgając po granatowy ręcznik, którym szybko owinęłam się wokół bioder. Stanęłam przed lustrem, ścierając ze szkła parę i opierając męskie dłonie o umywalkę, spojrzałam w błękitne oczy, lustrując je dogłębnie. Jak śnieg, niebo, lód. Posiada niezwykły kolor błękitu, on jest wręcz biały i nigdy u nikogo takiego koloru nie widziałam. Posiada oczy, w których potrafię się zatopić.

Bardzo lubię w nie patrzeć.

Niepewnie wyprostowałam się i przeleciałam wzrokiem po umięśnionym i zarysowanym torsie, przełykając ślinę. Uniosłam rękę w górę, dotykając kaloryfera na brzuchu, wyczuwając samą stal. Nie musiałam napinać mięśni, aby wyczuć twardość. Opuszkami palców zjechałam na widoczny zarys V, czując się onieśmielona. Westchnęłam cicho, nie mogąc w to uwierzyć, że to William posiada takie ciało. Ciało, które chciałabym dotknąć własnymi rękoma. 

Prawie podskoczyłam w miejscu, słysząc dzwoniący telefon, jego telefon. Serce zaczęło bić szybciej, a ciało grzać się jeszcze bardziej niż pod wpływem gorącej wody. Oderwałam się od lustra i otworzyłam drzwi, wchodząc tym samym do jego pokoju. Komórka była na biurku i zdążyłam dostrzec na wyświetlaczu swoje imię. Przełknęłam ponownie ślinę, zaczynając się stresować. Podeszłam do telefonu i chwyciłam go, przeciągając za zieloną słuchawkę.

— W-Will..? — zapytałam niepewnie.

— Płakałaś.

Nie odezwałam się, czując dziwne uderzenie w ciele. Jakby ból, jednak pomieszany z czymś jeszcze. Co z tego, że płakałam? Nie powinno to jego obchodzić, zwłaszcza, że... to przez niego. 

— Dlaczego znowu się zamieniliśmy ciałami? 

— Dlaczego płakałaś?

— Nie płakałam. — skłamałam.

— Nie okłamuj mnie. — rzucił poważniejszym tonem, którego dziwnie się słyszało. Nie spodziewałam się, że tak potrafię mówić, wręcz groźnie i ostrzegawczo.

— T-To nic, Will... 

— Powiedz mi, dlaczego płakałaś? 

— To nie twój interes, nie powinno cię to obchodzić. — uniosłam się.

— A właśnie, że powinno. Gadaj albo naprawdę zrobię te nagie zdjęcia. — ostrzegł.

— To rób! — krzyknęłam, czując momentalnie dziwny, przeszywający mnie ból — Rób co chcesz, mnie to nie obchodzi! Jak lubisz mi niszczyć życie, to proszę bardzo, z łatwością ci to idzie!

— Jane...

Rozłączyłam się, odkładając z głośnym hukiem jego telefon na biurko. Opadłam na łóżko, wzdychając głośno. Łzy napływają mi do oczu, napływają do oczu Williama, ja... zaczynam płakać. Przekręcam się na bok, zaciskając mocno ręce w pięści. Ból jest dziwny, uderza prosto w serce, które muszę czuć. Dlaczego on mi to robi? 

William

Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, widząc migający obraz. Rozłączyła się, dlaczego ona się rozłączyła i dlaczego jest taka zła? Przecież... to oczywiste, że nie zrobię jej zdjęć bez jej pozwolenia, nie mógłbym. Odkładam komórkę na nocną szafkę i kieruję się do lustra, przyglądając się odbiciu. Trzymam owinięty, biały ręcznik przy klatce piersiowej, zasłaniając każdą jej intymną część, której tak bardzo się przede mną wstydzi, a którą ja tak bardzo chciałbym widzieć własnymi oczami. Patrzę na szczupłe nogi, na smukłe ręce i delikatne ramiona. Już za pierwszym razem, gdy się przemieniliśmy, dostrzegłem w niej coś więcej niż wroga, niż tą Jane, którą znałem z dzieciństwa. 

Dwa SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz