Rozdział 2

59.2K 2.7K 4.6K
                                    

  Odrzuciłam od siebie małą piłeczkę, odbijając ją z powrotem od ściany. Ponownie trafiła w moje ręce i tak w kółko – łapię i odbijam, nie mówiąc nic. Jakim cudem jestem w ciele Williama? Jakim cudem znowu znaleźliśmy się w swoich ciałach? Co jest grane, przecież się całowaliśmy!

— Jane? — odezwał się William, a ja dalej nie jestem przyzwyczajona do swojego głosu z tej perspektywy. 

— Co? — burknęłam. 

Jestem zła, jestem wściekła, bo nie mam pojęcia co się dzieje. Czy my już na zawsze będziemy się tak zmieniać? Czy już do końca życia będę tkwić w jego ciele? Zerwałam się z lekcji, aby siedzieć od godziny w jego pokoju bez żadnych skutków. Na dodatek ja... ja nie byłam w toalecie...

— Może... Pocałujemy się jeszcze raz?

Odwróciłam głowę w jego stronę. Siedział na swoim krześle, obracając się delikatnie wokół. Patrzył prosto na mnie, nie wyrażając żadnych emocji. Patrzę w swoją twarz, którą tak dobrze znam, a pierwszy raz nie mam pojęcia co czuję, to dziwne, naprawdę dziwne. 

— I co? I będzie jak przed chwilą, nic się nie zmieni! — rzuciłam, unosząc się do pozycji siedzącej — Ale dobra, możemy spróbować.

Wstał z krzesła, a ja wzięłam głęboki wdech, zaczynając się grzać w środku. Znowu się pocałujemy, a ja znowu poczuję to dziwne uczucie, które przy nim mi towarzyszy. Mimo że całuję moje własne usta, ja tak naprawdę całuję się z Williamem... to dziwne. Przejechałam już lekko spoconymi dłońmi po udach, odsuwając się kawałek, aby dać miejsce Will'owi. Usiadł na łóżku, spoglądając na mnie moimi własnymi oczami, a ja przyjrzałam się sobie, nie mogąc się skoncentrować przez jedną, ale bardzo przeszkadzającą mi rzecz.

— Po pierwsze... — odezwałam się, chwytając za gumki, którymi obwiązał kucyki i pociągnęłam za nie, słysząc cichy syk z moich ust — O wiele lepiej. — uśmiechnęłam się.

— Mogłem to już sam zrobić, a ty musiałaś być brutalna... — wymamrotał, masując głowę. 

— Miejmy to za sobą, proszę. — wywróciłam oczami, przysuwając się do siebie bliżej — No, chodź tu...

Spojrzał w moje oczy, to znaczy swoje, ale spojrzał głęboko w oczy, dotykając delikatnie swojego własnego policzka, co było bardzo... miłym dla mnie uczuciem. Wplotłam rękę w swój tył głowy i nachyliłam się, muskając czerwone usta. Pierwszy wykonał ruch, pierwszy złączył nasze wargi, tworząc jedność. Poruszaliśmy nimi wolno, z namiętnością i przy tym dotykaliśmy się nawzajem. W moim brzuchu, to znaczy Williama, jednak to ja odczuwałam, czułam ponownie dziwne uczucie, które teraz zbyt często mi przy nim występuje. Miłe, przyjemne, bardzo milutkie i... podniecające. Motylki dały znaki w podbrzuszu, ale nie tylko tam. Ja... Cholera jasna, ja się podniecam!

Gwałtownie odsunęłam się, kładąc stanowczo rękę na własnym ramieniu. Brązowe tęczówki spojrzały na mnie pytająco, marszcząc delikatnie brwi.

— Co? — zapytał — Coś nie tak? 

— N-Nie... — zawahałam się, odchrząkając — Może bądź czulszy, co? — burknęłam.

— Jestem czuły! 

— Nie, nie jesteś! 

— Ty nie jesteś! — spojrzał na mnie, krzywiąc się.

— W porównaniu do ciebie jestem o wiele bardziej!

— Chcesz się przekonać?!

— Okej!

— Okej!

Zaatakował brutalnie swoje własne usta, zaczynając bez opamiętania je całować. Oddawałam wszystko, ja oddawałam całą żarliwość, którą otrzymywałam od niego. Bez wahania wcisnęłam język do własnych ust, splatając go ze swoim. Wspiął się na mnie, zasiadając okrakiem na udach, a ja położyłam ręce na własnej talii i dotykałam ją, czując spinające się mięśnie. Namiętne i czułe pocałunki przerodziły się w gorące i pełne żądzy o dominację, żadne z nas nie przestawało napierać wargami na swoje, a jeszcze bardziej zachłannie się wsysało. Ja... Ja tak całuję Williama... Nigdy nie całowałam tak jego, nigdy nie myślałam o tym, że będę go całować w ten sposób, nigdy nie myślałam o tym, że tak bardzo będzie mi się to podobać... 

Dwa SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz