5.

4.4K 255 6
                                    

Podczas nauki strzelania z broni za każdym razem starałam się nie trafić w punkt, co przy moim wyszkoleniu było trudne, ale cóż jakoś mi się udało.
- Serio jesteś mega kiepska w tym. - powiedział lekko zdenerwowany Clint, kiedy kolejny raz nie trafiłam w punkt.
- No wiem. Broń po prostu nie jest moja mocną stroną. - odpowiedziałam i odłożyłam pistolet na stół.
- Ale żeby aż tak? Trafiłaś tylko raz na 50 razy. - powiedział i spojrzał na mnie.
Wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na zegarek. Spędziłam tutaj 2 godziny. Super. Zostały jeszcze tylko 4 godziny mojej nudnej pracy na dzisiaj.
- Ja się poddaje. Ciebie się chyba nie da nauczyć. - powiedział i odłożył swój łuk.
- Wiem. Nie mam żadnego talentu. - zaśmiałam się.
- Jakiś masz na pewno, ale to nie jest strzelanie z broni. - powiedział.
- No cóż nic nie poradzę. - odpowiedziałam i ruszyłam do wyjścia ze strzelnicy.
Ruszyłam w stronę windy. Idąc korytarzem, usłyszałam kłótnię. Stanęłam pod drzwiami i próbowałam coś zrozumieć. Niestety w pewnym momencie drzwi otworzyły się tak szybko, że nie zdążyłam się odsunąć i zostałam przez nie uderzona. Pod wpływem siły uderzenia, upadłam na podłogę.
- O mój Boże. Alice nic ci nie jest? Tak bardzo cię przepraszam. - powiedział Steve i pomógł mi wstać.
- Ty chcesz zabić tą dziewczynę Rogers? - zapytał Tony, który wyszedł z pokoju.
- Ty się lepiej zamknij. - odgryzł się Steve.
- Jak se chcesz. - odpowiedział i zniknął w głębi pokoju.
- Jeszcze raz tak strasznie cię przepraszam. Nic ci nie jest? - zwrócił się do mnie.
Pokręciłam przecząco głową i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Ale na pewno? Bruce może cię zbadać jeśli źle się czujesz albo coś cię boli. - powiedział.
- Na pewno nic mi nie jest. A następnym razem delikatniej otwieraj drzwi. - odpowiedziałam, a chłopak się trochę zmieszał i spuścił głowę w dół.
Odwróciłam się na pięcie i znów ruszyłam w stronę windy. Wcisnęłam przycisk i czekałam aż przyjedzie. W tym czasie doszedł do mnie Steve, który również wybierał się na inne piętro. Gdy winda już przyjechała, weszłam do niej i wcisnęłam przycisk z 24 numerem, aby znaleźć się znów na piętrze z salonem. Natomiast Steve wcisnął guzik z numerem 0, czyli jechał na parter. Kiedy wysiadłam z windy, zobaczyłam, że Pietro znowu biega po całym salonie.
- Hej. - powiedział z uśmiechem, gdy się przede mną zatrzymał.
- Cześć. - odpowiedziałam i wymusiłam u siebie szczerze wyglądający uśmiech.
Usiadłam na fotelu i patrzyłam jak chłopak dalej biega po pokoju.
- Jak szybko biegasz? - zapytałam z ciekawości.
- Nie wiem. A to ma znaczenie? - spytał, zatrzymując się.
- W sumie trochę tak. Gdybym miała taką moc jak ty to, chciałabym wiedzieć jaka prędkość mogę osiągnąć i czy mogę być jeszcze szybsza. - odpowiedziałam.
- Jestem mega szybki i to mi chyba wystarczy. - powiedział.
- Naprawdę nie jesteś choć trochę ciekawy jaką prędkość jesteś w stanie osiągnąć? - spytałam.
- Nie bardzo. - odpowiedział i śmiesznie wzruszył ramionami.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Bo mi to nie jest potrzebne. - powiedział.
*****4 godziny później*****
W końcu skończyłam swoją pracę na dzisiaj. Wyszłam z budynku i od razu wsiadłem do mojego samochodu. Odpaliłam go i ruszyłam do domu. Ostatnie 4 godziny pracy spędziłam na rozmowie z Pietrem. W sumie nawet fajnie mi się z nim rozmawiało. Po 20 minutach byłam na miejscu. Wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i ruszyłam w stronę bloku. Weszłam na 3 piętro i otworzyłam drzwi. Zdjęłam buty, odłożyłam torebkę na półkę i weszłam do salonu. Oczywiście moi przyjaciele siedzieli na kanapie, oglądali jakiś program i jedli popcorn.
- Ekhem. Wróciłam. - powiedziałam, zwracając na siebie ich uwagę.
- Super. - powiedział Jake.
- Dobrze, że żyjesz. - powiedział Josh.
- Yhm. - mruknęła Ana.
Coś się we mnie zagotowało i myślałam, że zaraz wybuchnę.
- To ja muszę chodzić i udawać asystentkę do naszych wrogów, a Wy sobie tylko siedzicie z dupskiem przed telewizorem, a jak wracam to macie mnie gdzieś?! - krzyknęłam zdenerwowana.
- Ej Alice uspokoi się bo nam mieszkanie spalisz. - powiedział Jake.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że zapłonęłam. Tak moją mocą jest ogień. Panuję nad nim, mogę zapłonąć albo zwiększyć swoją temperaturę ciała, czego ja nie odczuję, ale osoba, która wtedy będzie mnie dotykać owszem. Uspokoiłam się i poszłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i zakluczyłam je. Rzuciłam się na łóżko i okryłam się kocem. Nie miałam już na nic siły i nawet nie wiedziałam, kiedy moje oczy same się zamknęły, a ja zasnęłam.
Siedziałam na gruzach jednego z banków i patrzyłam na zniszczone budynki. W świetle zachodzącego słońca wyglądały inaczej. Tak... tajemniczo i trochę strasznie. Moje policzki wciąż były mokre od łez pomimo tego, że już nie płakałam. Zaczynali się robić zimno, więc zapięłam bluzę. W oddali zobaczyłam drobną postać w sukience. Kiedy była już bliżej mnie, mogłam wywnioskować, że to dziewczyna może 2 lata młodsze ode mnie i niższa ode mnie i pół głowy. Płakała, a w ręce trzymała kurtkę dla dwulatki.
- Hej! Nie wiedziałaś może małej dziewczynki? Blond włoski związane w dwa warkoczyki, ubrana w różową sukienkę? - zapytała, kiedy znalazła się obok gruzów, na których siedziałam.
Zdałam sobie sprawę, ze mijałam martwą dziewczynkę, która pasowała do opisu.
- Przykro mi, ale... widziałam ją... ona nie.. Nie żyje. - powiedziałam najdelikatniej jak potrafiłam.
Dziewczyna złapała się za usta i upadła na kolana. Wstałam i podeszłam do niej. Pomimo tego, ze jej nie znałam, usiadłam obok niej i mocno ją przytuliłam. Wiedziałam co teraz czuje. Uspokajałam ją, a przynajmniej próbowałam. Wtedy poczułam przeszywający ból w głowie, a ostatnie co słyszałam to krzyk...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że się podoba 😊
Następny rozdział postaram się dodać za około 2-3 dni ☺

Agentka Hydry / Avengers [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz