Po pierwsze przepraszam, że przez długi czas nie pojawił się żaden rozdział, ale mój telefon, na którym pisze właśnie tą książkę był w naprawie i dopiero dzisiaj w końcu to odzyskałam. Jeśli nie będzie więcej takich wypadków to postaram się, aby rozdziały pojawiały się co kilka dni. Więc jeszcze raz bardzo przepraszam, ze nie było rozdziału.
Po drugie i ostatnie... Jesteście mega!! 😍 849 wyświetleń i 105 gwiazdek!!! 😄😍😍 Jestem mega podjarana. Nie sądziłam, że ta książka w takim tempie zdobędzie tyle wyświetleń i gwiazdeczek. Jestem Wam ogromnie za to wdzięczna 😊💕 To wszystko i Wasze miłe komentarze motywują mnie do pisania tej książki, a wene jak narazie i oby jak najdłużej mam. Więc jeszcze raz mega Wam dziękuję 💓💕❤ A teraz przejdźmy już do rozdziału
Kiedy wbiegłam do salonu, zobaczyłam, że Mściciele znowu się kłócą.
~ Serio ja nic nie muszę robić. Oni sami doprowadzają do swojego rozłamu. Kolejnego. ~ pomyślałam.
- To Ty spieprzyłeś te misję! - krzyknął Stark.
- Po pierwsze - Język! A po drugie to Natasha nie dawała sobie rady. - odpowiedział blondyn.
- Wypraszam sobie. To nie ja co chwila gubiłam tarczę. - prychnęła dziewczyna.
- Właśnie Rogers. - powiedział Tony.
- On przynajmniej kogoś pokonał nie tak jak Ty. - wtrącił się Bucky.
- Ja przynajmniej nie zabiłem nikomu rodziców. - odgryzł się Stark.
- Kłóciłabym się. - powiedziała Wanda.
- Nie ja ich zabiłem! - krzyknął.
- Ale Twoja broń owszem. - powiedziała dziewczyna.
- Walcie się wszyscy! - krzyknął Stark i poszedł do pokoju.
Zaraz za nim rozeszła się cała reszta.
- Przyzwyczaj się. - powiedział Bruce i wrócił do labolatorium.
****Miesiąc później****
Wróciłam do domu i rzuciłam się na kanapę. Po chwili do salonu weszła Ana i Josh.
- Hej i jak masz coś w końcu? - zapytała blondwłosa.
- Nie. Wciąż mi nie ufają. - skłamałam.
Właściwie sama nie wiedziałam czemu. Zaczęło mi coraz mniej zależeć, żeby zniszczyć Avengers, a przecież powinnam chcieć ich zabić... pomścić moją rodzinę... No tak... rodzinę.
- Serio? Tyle czasu u nich pracujesz, a oni dalej Ci nie ufają? - spytał podejrzliwie Josh.
- Oskarżasz mnie o kłamstwo?! Dobrze wiesz, że to mi najbardziej zależy, żeby ich zniszczyć! - krzyknęłam i ruszyłam do swojego pokoju.
- A raczej zależało. - dodałam pod nosem.
Weszłam do pokoju i zamknęłam się na klucz. Usiadłam pod ścianą i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jake, który pojawił się w moim pokoju.
- Tak. - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
Sztucznie, ale jednak się uśmiechnęłam.
- Uznajmy, że Ci wierzę. - powiedział i usiadł obok mnie.
Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy. Mi to pasowało, ale ktoś oczywiście musiał to przerwać.
- Masz ochotę się przejść? - zapytał chłopak.
- Nie mam siły. Chcesz to idź z Aną i Josh'em. Ja odpadam. - odpowiedziałam.
- Jak zawsze. - powiedział z wyrzutem i zniknął.
Też czasami chciałabym tak po prostu zniknąć. Uciec od problemów, ale tak się niestety nie da. Przebrałam się w luźne ubrania i położyłam się na łóżku, wtulając w misia, którego wygrał dla mnie Pietro jakiś tydzień temu jak razem z Avengers byłam w wesołym miasteczku. Oczywiście moi przyjaciele o niczym nie wiedzą, bo by mnie chyba zabili. Leżałam bezczynnie dosyć długo, mając przy tym zamknięte oczy, bo soczewki po długim dniu zaczynały mi ciążyć, przez co miałam zmęczone i wysuszone oczy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam... ciemność. Nie widziałam nic. Nie czułam też nic na mojej twarzy czy oczach, więc albo oślepłam, albo byłam w mega ciemnym pomieszczeniu. Liczyłam, ze jednak jest to ta druga opcja. Coś uniemożliwiało mi poruszanie rękami. Ewidentnie byłam do czegoś przywiązana, a nie widziałam co to jest. Moja frustracja i strach rosły z sekundy na sekundę. Usłyszałam zbliżające się kroki, przez co mój strach wzrósł jeszcze bardziej. Po dłuższej chwili usłyszałam zgrzyt i głośny trzask, po czym w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Zacisnęłam oczy, po czym powoli je otwierałam. Przede mną stał mężczyzna ubrany w biały kitel, a w ręce trzymał strzykawke. Cholernie się bałam, ale z niewiadomych przyczyn nie krzyczałam. Po chwili strzykawka wylądowała w moim ramieniu, a z moich ust wydobył się krótki pisk.
- Teraz my jesteśmy twoją rodziną. - usłyszałam zimny i przerażający głos za sobą, a później szyderczy śmiech szaleńca, po czym znów nastąpiła cisza i ciemność.
Ciężko dysząc podniosłam się do pozycji siedzącej i starając się unormować oddech, spojrzałam na zegarek. 3:55. Wszystkie złe wspomnienia wracały do mnie w nocy ze zdwojoną mocą. Wstałam i podeszłam do okna. Odsłoniłam zasłony i otworzyłam okno. Usiadłam na parapecie i spojrzałam na chodnik. Stali tam dwaj mężczyźni i patrzyli wprost na mnie. Jeden mężczyzna cholernie przypominał szefa Hydry.
- Nie to nie możliwe. Prawda? - szepnęłam sama do siebie.
Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz w miejsce w którym przed chwilą stali mężczyźni. No właśnie stali. Zniknęli. Sądząc, że mi się przywidziało, zamknęłam okno, zasunęłam zasłony i wróciłam do łóżka. Dosyć długo nie mogłam zasnąć, ale po jakiejś godzinie w końcu mi sie to udało.
********
Otworzyłam powoli oczy i od razu poczułam okropny ból głowy. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i sięgnęłam z szafki, przy łóżku, aspiryne. Wzięłam jedna tabletkę i ruszyłam do łazienki. Po wzięciu prysznica i ubrania się w czyste ciuchy, poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i szybko je zjadłam. Wstawiłam miskę go zlewu i spojrzałam na zegarek.
- 9:45. Czas wychodzić. - powiedziałam sama do siebie.
Wzięłam kluczyki do auta i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do samochodu i od razu ruszyłam w drogę. Po 15 minutach byłam na miejscu. Po zaparkowaniu, wsiadłam z auta i ruszyłam w stronę Avengers Tower. Jednak coś, a raczej ktoś w oddali przykuł moja uwagę. A tym ktosiem byli ci sami mężczyźni, których widziałam wczoraj w nocy. Odwróciłam na moment wzrok, a gdy znów spojrzałam w stronę mężczyzn, ich nie było.
- Co jest ze mną nie tak? - powiedziałam pod nosem i weszłam do budynku.
Od razu ruszyłam do windy i wjechałam na piętro z salonem. Kiedy weszłam do salonu, zobaczyłam... zebranie? Wszyscy Avengersi siedzieli i słuchali Fury'ego.
- O Alice! Dobrze, że już jesteś. Siadaj. - powiedział mężczyzna, a wtedy wszyscy na mnie spojrzeli.
Uśmiechnęłam się krótko i usiadłam obok Pietra.
- No więc tak jak już mówiłem Hydra znowu istnieje. - powiedział Nick, a ja osłupiałam.
- Wiedziałem. - powiedział zdenerwowany Steve.
- A z różnych wtyk i źródeł informacji wiem, że planują atak na was. Podobno stworzyli jakąś grupę ludzi z nadprzyrodzonymi umiejętnościami. - opowiedział Fury.
- Takimi jakie mam ja I Pietro? - zapytała Wanda.
- Potężniejszymi. Podobno ulepszyli formułę serum, które wam podano. - odpowiedział, a ja byłam w totalnym szoku.
Wtyki. Źródła informacji. Wiedzą, że Hydra znów działa. Wiedzą o mnie i moich przyjaciołach. Wiedzą o naszych mocach. Wszystkie te informacje odbijały mi się echem w głowie. Chociaż dzięki temu, że wiedzą, poczułam taką jakby... ulgę?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, ze się podoba 😊
Dzisiaj jeszcze pojawi się dosyć ważne, przynajmniej dla mnie, pytanie do Was, a jak na razie to tyle, więc papatki 👋👋❤💕
![](https://img.wattpad.com/cover/101735444-288-k684208.jpg)
CZYTASZ
Agentka Hydry / Avengers [ZAKOŃCZONE]
FanfictionOkładka wykonana przez moją przyjaciółkę ~Opis~ Co by było gdyby Pietro nie umarł, a tylko został ranny? Co by było, gdyby hydra wciąż istniała i wciąż prowadziła eksperymenty na ludziach? Co gdyby hydra stworzyła grupę ludzi z nadprzyrodzonymi moca...