Rozdział 6

339 39 19
                                    

<Mavis>

— Mavis zostaje z Zeref'em, a Natsu z Lucy — powiedziała Erza.
— Ale... — zaczęła Lucy, ale przerwała, gdy zobaczyła wzrok szkarłatnowłosej. Zrobiło mi się smutno, że ciągle sprawiam komuś problemy. Może lepiej, by było, gdybym jednak poszła do akademika? Chociaż... Od lat nie byłam w dużym towarzystwie, gdzie nie byłam wyśmiewana i bita. Bałam się, ale nie chciałam nikogo zawieść.
Chciałam coś powiedzieć, ale Natsu to zrobił pierwszy.
— Nie martw się Lucy! Postaramy się z Happym dobrze zachowywać. — Różowowłosy uśmiechnął się szeroko, a blondynka westchnęła zrezygnowana.
— Dobra, ale jeżeli coś zniszczycie, to was wyrzucę — zagroziła.
— Dobra, dobra. Będziemy grzeczni, co nie, Happy? — Zwrócił się do niebieskiego kotka, którego miałam ochotę wyściskać.
— Aye! — krzyknął.
— Dobra. Teraz chodźmy do gildii. Musimy wyjaśnić wszystko mistrzowi i Mavis musi otrzymać znak Fairy Tail -- rozkazał Erza. Wszyscy skinęli i ruszyli w stronę budynku gildii, który swoją drogą pojęcia nie mam, gdzie się znajdował.
Zaczęłam się rozglądać. Magnolia tętniła życiem. Rodzice z dziećmi biegali od straganu do straganu, kupując coraz to nowe produkty. Uśmiechnięci sprzedawcy, wokół których unosiła się wesoła aura, przyciągali do siebie dużo osób. Śmiechy dzieci i dorosłych były słyszane na całej ulicy, mimo że było całkiem głośno. Spojrzałam w bok i zobaczyłam małą brązowowłosą dziewczynkę z mamą. Obie uśmiechały się radośnie, jednak ja widziałam smutek w oczach kobiety. Jestem ciekawa, czemu jest smutna, ale nie chcę się wtrącać w cudze sprawy.
Uśmiechnęłam się lekko, nadal się rozglądając. Nagle zorientowałam się, że nie idę, tylko stoję. Rozejrzałam się w panice, szukając Zerefa albo kogoś innego, jednak nikogo nie było. Czyżby o mnie zapomnieli? A może nie zauważyli, że nie idę za nimi? Mam nadzieję, że nie zostawili mnie celowo, bo im przeszkadzałam. Wyglądali na taką szczęśliwą grupę...
Westchnęłam i poszłam do przodu. Postanowiłam, że zapytam się kogoś, gdzie jest budynek gildii. Podeszłam do jakiejś starszej pani.
— Przepraszam — powiedziałam nieśmiało, pani się do mnie odwróciła.
— Tak, drogie dziecko? — Jej głos był przyjemny dla uszu.
— Nie wie pani, gdzie jest budynek gildii Fairy Tail? — spytałam, drapiąc się po policzku.
— Musisz iść prosto główną ulicą, zobaczysz duży budynek, będą stamtąd dochodzić głośne hałasy, więc nie pomylisz. — Kobieta uśmiechnęła się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech. Przypomniała mi się moja matka, ona też zawsze się uśmiechała, tak ciepło, miło, radośnie...
— Dziękuję. Do wiedzenia!
Pobiegłam w kierunku, który wskazała mi ta pani. Po chwili doszłam do budynku, którego szukałam. Stanęłam przed drzwiami. Słyszałam gwar, który wydobywał się ze środka. Skierowałam rękę do klamki, gdy ją chwyciłam, to się zawahałam. Powinnam wejść? A może powinnam po prostu iść i nie wracać? Pewnie sprawię im dużo problemów, poza tym nie wiem, czy oni już o mnie nie zapomnieli.
Westchnęłam. Nie mogę ciągle się bać i uciekać od ludzi, ale strach jest bardzo silny. Nie jestem w stanie sama przemóc tego strachu. Jednak jeżeli Zeref mi pomoże to dam radę. Nie wiem czemu, ale przy nim czuję się bezpiecznie.
Pociągnęłam lekko za klamkę, ale nagle zobaczyłam ciemność i poczułam ból w cały ciele. Zamknęłam oczy i krzyknęłam, a potem zemdlałam.

<Zeref>

Szliśmy do gildii, gdy tam dotarliśmy, podeszliśmy do mistrza. Poszliśmy z nim do jego gabinetu, Natsu i Gray zostali na dole, i wytłumaczyliśmy mu wszystko. Jednak dopiero, gdy mistrz się spytał o Mavis, spostrzegliśmy, że jej z nami nie ma.
Gdzie ona poszła? A co jeśli się zraniła? Albo ktoś ją zranił? Porwał? Zabił? Muszę ją szybko znaleźć.
Szybko zeszliśmy na dół. Natsu i Gray oczywiście wszczęli bójkę w te kilka minut. Nagle Elfman został wyrzucony przez drzwi. Wszyscy usłyszeliśmy krzyk bólu. Od razu wiedziałem, do kogo należy ten głos. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Wybiegłem za drzwi w stronę blondynki, która leżała na ziemi, pod gruzami drzwi, i krwawiła. Podbiegłem do niej i wyjąłem ją stamtąd.
— Wendy!
Niebieskowłosa przyszła i zaczęła ją leczyć. Byłem zły na siebie, że zostawiłem ją samą, ale na nich też. Będę musiała dać nauczkę tym idiotą. Po chwili smocza zabójczyni skończyła, a ja zaniosłem zielonooką do sali szpitalnej gildii. Położyłem ją na łóżku i czekałem, aż się obudzi.
Nie wiem, ile siedziałem pogrążony w myślach, ale po jakimś czasie przyszła Porlyushka i kazała mi wyjść. Zrobiłem to, chociaż nie miałem najmniejszej ochoty. Jednak musiałem przecież dać opieprz tym trzem idiotą...
Zszedłem na dół i popatrzyłam na Natsu, Gray'a i Elfmana, którzy klęczeli przede mną na ziemi. Strasznie się pocili.
— Co macie na swoje usprawiedliwienie? — spytałem zły.
— To był wypadek — powiedział cicho Gray.
— Ach tak?
— Tak...
— Dobrze. Teraz przez przypadek was stłukę, okej? — Uśmiechnąłem się szeroko. Widziałem, jak chłopaków przeszedł dreszcz.

***

Tak, jak wcześniej mówiłem, stłukłem ich. Cały czas błagali o litość, ale skrzywdzili Mavis, więc musieli zapłacić. Chociaż współczuję Lucy i Mirze, bo one musiały Natsu i Elfmana do domu zanieść. Juvia za to, chętnie wzięła Gray'a, więc z nią problemu nie było. Akurat, gdy skończyłem, ich bić, z pokoju szpitalnego wyszła różowo włosa.
— I co z nią? — spytałem, podchodząc do medyczki.
— Jest wygłodzona. Musi jeść coraz więcej z czasem i dużo odpoczywać. Ma kilka połamanych kości, ale unieruchomiłam je i za miesiąc może trzy wydobrzej, przynajmniej powinna — oznajmiła mi lekarka.
— Obudziła się? — spytałem z nadzieją.
— Jeszcze nie. Nie zrobi tego, przez najbliższe dwa może trzy dni. Jej organizm jest wycieńczony, musi się zregenerować.
— Dobrze, dziękuję — powiedziałem i poszedłem szybko do pokoju, mojej nowej przyjaciółki.
Wszedłem i zobaczyłem, jak śpi spokojnie na łóżku. Podszedłem do niej i przysunąłem sobie krzesło, po czym usiadłem. Spojrzałem na nią. Byłą blada, ale leżała spokojnie. Jej oddech był równomierny. Wyglądała jak śpiący anioł. Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem ją po włosach. Byłą taka spokojna... Czułem, jak moje serce obija się o żebra, a na twarzy pojawiają się rumieńce. Przez plecy przeszła mnie fala gorąca.
Jednak ten moment został przerwany, gdy usłyszałem chichot zza siebie, dwóch osób. Odwróciłem się i zobaczyłem Natsu i Lucy, którzy uśmiechali się szeroko. Natsu coś szybko się pozbierał, po tym, jak go stłukłem.
— Co? — spytałem zdezorientowany.
— Oj, braciszku... Czemuś nie powiedział, że jesteś zakochany, co? — zachichotał Natsu, a ja byłem zdezorientowany. Mój mózg przez dłuższą chwilę przetwarzał to, co różowo włosy mi powiedział, a gdy skończył moja twarz, zrobiła się cała czerwona.
— Co? — wykrztusiłem.
— Nie udawaj... Wiedzieliśmy, co nie Lucy? — zwrócił się do blondynki, która tylko kiwnęła głową.
— Tak? A chcesz jeszcze raz dostać w twarz? — Uśmiechnąłem się szeroko, a czarnooki zbladł.
— Czemu tylko ja? — spytał.
— Nie uderzę mojej przyszłej szwagierki — stwierdziłem z wielkim uśmiechem, a oni strzelili burka i szybko wybiegli.
Zaśmiałem się głośno. Jeny... A oni mówią, że to udaję. Chętnie bym ich zeswatał, ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Muszę kupić nowe łóżko i trochę wyremontować chatkę, bo Mavis nie powinna być w bajzlu. Dodatkowo potrzebuje ciuchów i innych rzeczy, których każda dziewczyna „potrzebuje".
Westchnąłem i wyszedłem z sali, po czym ruszyłem na dół. Gdy zszedłem, poprosiłem Mirę, by popilnowała blondynki i co jakiś czas do niej zaglądała. Ja natomiast poszedłem do meblowego i zamówiłem jej łóżko. Moim następnym celem był sklep z materiałami budowlanymi. Zakupiłem wszystko i za pomocą mojej magii przeniosłem przed dom.
Zacząłem wynosić wszystkie rzeczy z domku. Gdy skończyłem, naprawiłem ściany i podłogi, a potem dobudowałem piętro. Naprawiłem łazienkę i kuchnię, które były w opłakanym stanie. Wcześniej jakby tego nie zauważyłem, bo przychodziłem tu tylko spać, a Natsu był u Lucy, więc nic dziwnego, że nikt nie naprawił, ani nawet nie zauważył tego.
Wyremontowałem chatkę w trzy dni. W tym czasie Mavis zdążyła się obudzić. Musiała jeszcze kilka dni poleżeć na oddziale szpitalnym, więc poszedłem na misję, by móc kupić jej potrzebne rzeczy. Misja trwała dwa dni i była bardzo dobrze płatna.
Po tygodniu Mavis w końcu mogła wyjść, wtedy też poszliśmy na zakupy, choć blondynka długo się opierała i nie chciała iść, bo się bała. Mniej bała się ludzi, bo przez tydzień niektórzy do niej przychodzili i rozmawiali, ale nadal nie pozbyła się tego strachu. Nie dziwię się jej. Strachu nie da się pozbyć ot tak. Powiedzenie: „Nie bój się", nic nie pomoże. Do tego potrzeba czasu.
Wyszliśmy z zielonooką z kolejnego sklepu, mieliśmy kilkanaście toreb, więc poszliśmy do domu.

-----------------------------

Hej wszystkim! Co tam? 

Wiem, że w rozdziale nie ma jakotakiej akcji, ale postaram się, żeby w następnym rozdziale było więcej :)

To chyba tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia! ^-^

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz