<Zeref>
Blondyn westchnął i rozejrzał się przelotnie po domu. Patrzyłem na niego, nadal nie rozumiejąc, o co chodzi. Źle się czułem, wiedząc, że Mavis nie powiedziała mi czegoś, co najwyraźniej jest istotne.
— Chcesz znać prawdę? — spytał, a ja kiwnąłem twierdząco. Przecież to raczej oczywiste! — Jednak nim ją wyjawię, musisz mi coś obiecać. — Skinąłem głową, by kontynuował. — Ona na razie tu nie wróci. Nie szukaj jej. Znajdę ją i postaram się, by wróciła za niedługo. Masz mi jednak obiecać, iż jej nie znienawidzisz i będziesz się nią opiekować, choćby nie wiem co. — Spojrzał na mnie srogim wzrokiem.
— Nie zostawiłbym jej, choćby walił się świat — prychnąłem zły. Zielonooki spojrzał na mnie sceptycznym wzrokiem z podniesioną brwią, a mi zrobiło się wstyd. Zarumieniłem się i dodałem. — Tym razem naprawdę. Nie pozwolę jej skrzywdzić, choćby nie wiem co.
— No ja mam nadzieję. Jednak słuchaj. Mówiłem ci kiedyś już, że rodzina Mavis miała każdy unikalne zdolności, nieprawdaż? — Kiwnąłem głową na znak, iż się z nim zgadzam. — Mavis miała wyjątkowo duży zasób magii jak na noworodka. Wraz z czasem ona się zwiększała, a, jako że ciało Mavis nie byłoby w stanie poradzić sobie z taką mocą stworzyło nowy pojemnik.
— Jaki znowu pojemnik? — spytałem, marszcząc brwi.
— W jej ciele duża część jej magii oddzieliła się od pozostałej i powstała istota, coś na kształt drugiej osobowości. Jeżeli Mavis zostanie zabita, bądź użyje jej mocy, gdy nie będzie jeszcze gotowa, ona przejmie nad nią kontrolę i zacznie niszczyć wszystko na swojej drodze, a Mavis umrze. — Chwilę patrzyłem na niego w szoku, przyswajając nowe informacje.
— To znaczy, że w ciele Mavis z jej własnej magii zrodziła się istota, ale... Można ją zniszczyć? — spytałem, a on pokręcił głową.
— To jest część Mavis, tylko że ma oddzielną osobowość. Jak każda istota myśli i czuje, choć w jej przypadku to głównie nienawiść. Jeżeli ją zniszczymy, zabijemy Mavis — wyjaśnił.
— To, co mogę zrobić? — spytałem.
— Ty, nic. Tylko ona może sobie pomóc. Musi poznać pewne zaklęcia, dzięki którym będzie mogła ją zapieczętować, ale używać jej, czyli swojej, mocy. Pomogę jej. A ty. — Wskazał na mnie palcem. — Masz przygotować się do jej powrotu i stać się silniejszym. Możesz również w międzyczasie pomóc mi rozprawić się z tym miastem. Z nim również musimy coś zrobić. Najlepiej zgłosić je do rady, ale musimy zdobyć dowody.
— Jakie dowody? — Zmarszczyłem brwi.<Mavis>
Mieszkałam w lesie niedaleko Crocus. Zbudowałam sobie prowizoryczny szałas z drewna. W zimne noce przykrywałam się kocem, który zabrałam z domu Lucy. Był miły i miękki, więc nie mogłam się powstrzymać. Trochę tego żałowałam, bo bałam się, że blondynka może być na mnie o to zła, ale po tym, jak przypomniałam sobie, że jest bardzo miła i wyrozumiała, moje obawy minęły. Nie kontaktowałam się z Kouchi, ona ze mną też. Obie się nie lubiłyśmy i nie miałyśmy ochoty ze sobą rozmawiać. Czułam jej obawy i się cieszyłam z tego, bo dzięki temu mam więcej wiary w siebie. Skoro ona się obawia tego, że to ćwiczę, to znaczy, że wie, że mogę to opanować. Byłam z tego niezmiernie dumna.
Westchnęłam i spojrzałam w górę. Położyłam się na trawie, ciężko dysząc. Byłam wykończona. Ćwiczenie tych zaklęć nie jest wcale łatwe, a sprawę utrudnia mi to, iż nie mogę ujawnić zbyt dużego poziomu mocy, bo ktoś mógłby mnie wyczuć. A znalezienie mnie przez kogoś to ostatnia rzecz, której chcę. Dodatkowo podobno w tym lesie są zwierzęta żywiące się magią, więc nie mogłam zapuszczać się zbyt daleko.
Patrzyłam w niebo, na którym zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy. Uśmiechnęłam się lekko. Powoli wstałam, a mój żołądek zaczął dawać o sobie znać. Zarumieniłam się lekko i podeszłam do szałasu. Miałam w nim ukryte mięso z dzika, którego upolowałam dwa dni po moim zamieszkaniu tu. Nie lubiłam zabijać zwierząt, ale musiałam. Ograniczyłam się do tego jednego dzika i ziół, które rosną w tym lesie. Może nie starczy mi to na jakoś długo, ale potem mogę iść do miasta i pozmywać naczynia w restauracji czy coś za klejnoty. Wtedy też kupię sobie jedzenie. Jednak na razie chcę się skupić tylko na treningu.
Chwyciłam upieczone mięsko z chustki i zaczęłam jeść.
— Czy aby nie przesadzasz? — usłyszałam głos. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zauważyłam osobnika, który stał przed moim szałasem.
— Nie. Co tu robisz, Evan? — spytałam. — Jeżeli chcesz mnie zabrać z powrotem do Fairy Tail, to odmawiam — stwierdziłam stanowczo. Wzrok blondyna zmienił się na lekko rozbawiony.
— Nie zamierzam cię tam zabierać, bo wiem, że robisz to dla ich dobra. Mam zamiar ci pomóc, żebyś szybciej tam wróciła. — Uśmiechnął się.
— Ale jak to? Przecież... — zaczęłam niepewnie, ale nie skończyłam. Spojrzałam na ziemię, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
— Powiedziałem o wszystkim Zeref'owi. — Moje oczy rozszerzyły się, a serce momentalnie przyśpieszyło. Przestraszyłam się. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Spojrzałam zszokowana na zielonookiego. — Nie patrz się na mnie, jakbym co najmniej go zabił. Nie zareagował negatywnie. On chce ci pomóc. Już go poprosiłem o... coś i niedługo będziesz w pełni wolna. Nie będziesz musiała się martwić o mieszkańców miasta.
— A inni? — spytałam ze strachem.
— On im powie. Nie martw się. Przekaże ci, jak zareagowali, bo się z nim muszę kontaktować — wyjaśnił, a ja nieco się uspokoiłam.
— Czemu?
— Pomaga mi udowodnić mieszkańcom miasta ich zbrodnie. Jednak teraz nie o tym. — Wyciągnął lewą rękę w bok. Nagle na niej pojawiło się światło. Musiałam zamknąć oczy, bo za mocno raziło. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam, że dziesięć metrów dalej stoi mały drewniany domek. Spojrzałam na blondyna, oczekując jakichś wyjaśnień.
— Nauczyłem się tego zaklęcia, podczas mojej podróży. — Podrapał się po głowie. — Teraz chodźmy. Nie będziesz przecież tu spała, bo się jeszcze przeziębisz.
— Dobrze — westchnęłam. Zabrałam swoje rzeczy i poszłam za zielonookim do domu.
Weszłam i uśmiechnęłam się lekko, gdy poczułam ciepło. Naprzeciwko drzwi stał kominek z białego kamienia, a w jego wnętrzu palił się ogień, który ocieplał całe pomieszczenie. Dziwne, bo od zewnątrz ten domek wygląda na mały, a teraz wydaje się duży.
— To przez zaklęcie — wyjaśnił Evan, jakby czytając w moich myślach. Skinęłam głową, na znak, iż rozumiem.
Weszłam po drewnianych schodach, które były około trzech metrów od wejścia po lewej stronie i zobaczyłam dwie pary drzwi, oddalone od siebie około pięciu, może sześciu metrów.
— Pierwszy pokój jest mój, a ten drugi twój. Na dole jest kuchnia z jedzeniem, które będę regularnie kupować. Na razie idź, odpocznij. Rano potrenujemy po śniadaniu.
Posłusznie poszłam do pokoju i położyłam się, uprzednio odkładając swoje rzeczy. Mimo że było tam łóżko z ciepłą kołdrą, wzięłam kocyk i położyłam się na pościeli, skopując grube przykrycie. Nie lubiłam nigdy jakoś specjalnie pierzyn czy przesadnie grubych przykryć. Było mi w nich za gorąco. Pamiętam, że zawsze jak mama mi kazała, na zimę się taką okryć to ją zrzucałam i wyciągałam z szafy koc. Zawsze wtedy mi dawała wykład o tym, że mogę się przeziębić itd., ale po kilku latach przestała, bo wiedziała, że to nie ma większego sensu. Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie o matce.***
Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Wstałam, przebrałam się i poszłam na śniadanie. Evan najwyraźniej jeszcze spał, więc zrobiłam dla nas obu i zaczęłam czytać. Skończyłam, gdy blondyn wstał i zjadł śniadanie, bo musieliśmy iść na trening. Zaczęliśmy od tego, że musiałam wyrecytować z pamięci wszystkie piętnaście zaklęć. Gdybym pomyliła się, choć o słowo w rzucaniu ich, mogłoby to się skończyć tragicznie. Nie tylko dla mnie, ale i dla osób w moim otoczeniu, więc to było bardzo ważne.
Musiałam te zaklęcia recytować w kółko przez godzinę. Evan przypisał każdemu numerek i mówił, jakie mam wyrecytować. To było trudne, bo ci chwila zmieniał kolejność, przez co parę razy się pomyliłam, ale ogólnie dobrze mi poszło. Zielonooki pochwalił mnie, ale i czułam, że to nie wystarczająco. Chciałam, żeby było perfekcyjnie. Nie chcę nikogo zranić.
Potem zaczęłam ćwiczyć pierwsze zaklęcie. Blondyn oddalił się trochę i nadzorował mnie. Widziałam kątem oka co jakiś czas, że się delikatnie uśmiecha. Jednak nie zwracałam na to większej uwagi, nie myślałam też o powodach, bo musiałam być maksymalnie skupiona podczas ćwiczenia.
Mój trening trwał, aż do zmierzchu. Cały dzień ćwiczyłam tylko jedno zaklęcie, bo Evan powiedział, że jeżeli będę je zmieniać jak w recytowaniu to może mi się wszystko pochrzanić. Dlatego ustaliliśmy, że co tydzień będziemy ćwiczyć inne. Podczas treningu dowiedziałam się co robie źle i dlaczego nie mogłam skupić mocy w dłoniach. Były chłopak mojej zmarłej siostry był naprawdę pomocny.
CZYTASZ
Dasz radę mnie uratować? -Zerevis
FanfictionDrużyna Natsu, czyli Natsu, Lucy, Happy, Erza, Gray i Zeref wybierają się na misję. Jednak, gdy już mają zacząć ją wykonywać drogę zagradza im tajemniczy człowiek, proszący o absurdalną rzecz. Czego chce od nich człowiek? Kim on jest? Dlaczego prosi...