Rozdział 1

532 45 12
                                    

  <Zeref>

Siedziałem w gildii i patrzyłem, jak Natsu bije się ze swoim rywalem. Juvia dopingowała swojego ukochanego, a Lucy, która siedziała, obok tylko pokręciła głową i wróciła do czytania książki.
Dzień jak co dzień, a jednak nie.
-Yo! Zeref! Bierzmy to zadanie całą drużyną! -powiedział podekscytowany różowo włosy, ciągnąc za sobą Heartfilię, która próbowała bezskutecznie się wyrwać i wrócić do lektury. Podeszli do nas Erza i Gray. Mój brat dał mi ulotkę.
-Drodzy magowie. Potrzebujemy pomocy w złapaniu niebezpiecznego maga. Więcej szczegółów na miejscu. Nagroda: 5 000 000 klejnotów -przeczytałem na głos, robiąc wielkie oczy, gdy zobaczyłem nagrodę.
-To bierzmy to! -powiedziała podekscytowana blondynka, uśmiechnąłem się lekko.
-Za godzinę na stacji -wtrąciła się szkarłatnowłosa.
Wszyscy przytaknęli. Poszedłem z Natsu do nas do domu. Mieszkam praktycznie sam, bo on cały czas chodzi do Lucy z Happy'm. Nasz dom nie jest duży, ma pełno dziur, ale przynajmniej nie ma bałaganu (przynajmniej wtedy, gdy Natsu nie ma). Gdy tam doszliśmy, szybko się spakowaliśmy. Natsu poszedł jeszcze do czarodziejki gwiezdnej energii, a ja prosto na stacje. Gdy tam doszedłem, byli już Gray i Erza. Mój brat i Lucy dołączyli do nas chwilę później.
Wsiedliśmy do pociągu, oczywiści po tym, jak szkarłatnowłosa znokautowała smoczego zabójcę, bo stawiał opór. Jechaliśmy kilka godzin. Natsu w tym czasie spał, Gray oglądał widoki za oknem, Happy spał na kolanach Lucy, która czytała jakąś książkę, a ja i Erza byliśmy zamyśleni. Ja myślałem o misji. Miałem przeczucie, że zdarzy się coś na tej misji.
Gdy pociąg stanął na naszej stacji, Natsu jak torpeda wybiegł z niego. My zaraz po nim. Skierowaliśmy się, oczywiście po tym, jak Natsu obcałował chodnik, do ratusza. Miasto było trochę... martwe? To chyba najlepsze określenie. Budynki były przeważnie w szarych i brązowych odcieniach, okna były w większości zamknięte lub pozabijane deskami. Dachy były spadziste i brązowe. Na ulicach nie było ludzi, a jednak z dalszej części miasta było słychać gwar. Przyśpieszyliśmy. Po chwili doszliśmy do głównego rynku. Było to rozszerzenie ulicy, do tego stopnia, że po bokach mieściły się stragany, a było dużo miejsca, by przejść, przy których stały tylko dorośli. Po dzieciach nie było śladu. Dziwne. Rozejrzeliśmy się. Natsu chciał iść coś zjeść, ale zatrzymaliśmy go z Erzą.
Poszliśmy prosto do ratusza. Niewiele się różnił od innych, po prostu był większy i miał więcej okien, które i tak nie wiem, po co były, bo i tak były zasłonięte. Weszliśmy przez drzwi, które były ozdobione czymś na rodzaj scenek, które były wyrzeźbione w nich. Nie zdążyłem się im przyjrzeć, bo zaciągnęli mnie do środka. Tam dominowały kolory wyblakłej żółci, którą miały ściany. Dywan, który był rozłożony na całą podłogę, miał czerwoną barwę, a meble, czyli komody były z ciemnego drewna.
Weszliśmy po schodach, również pokrytych dywanem. Po drodze mijaliśmy różnych ludzi. Przyglądali się nam, ich wzrok był dziwny. Taki... Nienawistny. Jakbyśmy im coś zrobili. Nikt oprócz mnie chyba tego nie zauważył. Czułem się nieswojo i chciałem jak najszybciej opuścić ten budynek, a najlepiej to miasto. Nie mówiłem jednak o tym innym, bo nie chcę ich niepokoić. Jednak czuję, że coś w tym mieście jest nie tak. Spojrzałem w bok, zobaczyłem blondyna, który patrzał na nas z prośbą o pomoc w oczach. Nie miałem czasu do niego podejść ani zapytać, o co chodzi, bo zostałem pociągnięty do pomieszczenia obok.
Weszliśmy, a właściwie oni, bo ja zostałem wepchnięty tu przez Natsu, do gabinetu burmistrza. Był duży, w kształcie prostokąta, na końcu było wielkie okno, biurko, krzesło i fotele przed biurkiem. Burmistrz to był niski staruszek, około pięćdziesięcioletni, trochę gruby, był łysy, ale miał szare wąsy. Ubrany w czarny garnitur, który podkreślał jego czerwone oczy. Patrzył na nas chwilę z odrazą i obrzydzeniem, ale zaraz się to zmieniło. Sztucznie się uśmiechnął i gestem wskazał, byśmy usiedli, co zrobiliśmy. Tym razem inni również to zauważyli, bo przesłali między sobą pytające spojrzenia.
-Jesteśmy tutaj w sprawie zlecenia -powiedziała pierwsza Erza, z nutą niepewności w głosie.
-Magowie Fairy Tail? -spytał.
-Tak. Czy moglibyśmy wiedzieć, kogo dokładnie mamy złapać? -spytała się Lucy.
-To jest mały demon. Nie wierzcie jej. Ona ma swoje sztuczki. Pierw was omami, a potem rozerwie na strzępy i zabije... -mówił, ale przerwałem mu.
-Ona? -spytałem zdezorientowany.
-Tak. Tu macie jej zdjęcie. Posługuje się, jakąś tam magią, ale nie wiemy jaką -powiedział, dając nam jej zdjęcie.
Byłą to niska blondynka, której włosy sięgały aż do ziemi i zielonymi oczyma. Wyglądała na około czternaście-piętnaście lat. Co takie „dziecko" może zrobić? Nie zdarzyłem zapytać, bo szybko zostaliśmy wygonieni, pod pretekstem „Im szybciej ją znajdziecie, tym lepiej". Ta... Coś mi tu nie pasuje.
Wyszliśmy z miasta, bo ponoć ukrywała się gdzieś w lesie, powiedział nam o tym jeden z ludzi przed gabinetem burmistrza. Byliśmy przed miastem po kilkunastu minutach. Był tu duży las, drzewa były strasznie wysokie. Podrapałem się po głowie, nie wiedząc, jak mamy z nią walczyć skoro jest tak niebezpieczna, do tego pewnie jest gdzieś ukryta. Westchnąłem. Weszliśmy do lasu i pierwsze co nam się rzuciło w oczy to wysoki blondyn o zielonych oczach. Ten sam, którego widziałem w ratuszu. Ubrany w białą koszulkę i jasne dżinsy. Był zmartwiony. Patrzył na nas chwilę, tym samym wzrokiem co tam. Co on tu robi?
-Możemy porozmawiać? -spytał niespodziewanie. Wszyscy, włącznie ze mną, byli zdezorientowani. Jednak kiwnęliśmy tylko głowami. -To chodźcie, tu jest niebezpiecznie.
Zaprowadził nas w głąb lasu. Było coraz ciemniej. Po jakiś piętnastu minutach zatrzymaliśmy się i usiedliśmy na jednym z wielu pni, które były porozstawiane wokół miejsca, gdzie niedawno było ognisko, sądząc po leżącym tam popiele. Blondyn podszedł do drzewa, będącego niedaleko i urwał kilka gałęzi, po czym podszedł do popiołu. Wrzucił gałęzie na miejsce, a potem zapalił je. Cóż. Chyba jest magiem ognia.
-Jesteś magiem ognia? -spytał podekscytowany Natsu. Nieznajomy odpowiedział skinięciem głowy.
-A więc... O czym chcesz rozmawiać? I czemu przyszliśmy aż tu?-spytała podejrzliwie Tytania, zakładając ręce na piersi.
-Nie będę owijać w bawełnę. Chciałbym was o coś poprosić -powiedział poważnie.
-O co? -spytał ciekawy mag lodu.
-Nie wykonujcie tego zlecenia.
Po tych słowach zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Zresztą... Kto by się spodziewał, że poprosi o takie coś? Chyba nikt. Nawet ja. Przez dziesięć minut każdy milczał, najwyraźniej analizując słowa zielonookiego. Po tym czasie postanowiłem się odezwać, mimo że byłem nadal zszokowany.  

-------------------

Hej... Co tam u was? Wiem, że rozdział trochę krótki, ale następny będzie dłuższy. Przynajmniej tak planuję. No, więc trochę informacji...

Na razie nie będę wstawiać shotów, bo powiem szczerze, że nie mam weny, żeby je napisać, aczkolwiek nie zawieszam. Będę pisać, kiedy tylko będę miała pomysł, jednak na obecną chwilę skupię się bardziej na 3 pozostałych książkach. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe, ale... Nie widzę sensu w pisaniu na siłę, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Dodatkowo jeżeli miałabym się "męczyć" z tymi shotami na które na razie nie mam weny, mogłabym napisać chociaż połowę rozdziału do innej książki.  Plus, często bywa tak, że przez moją "kolejkę" publikowania rozdziały pojawiają się później niż mogłyby.

  To w sumie tyle. Jak będę chciała coś dodać to umieszczę to w książce z nominacjami i informacjami. 

Pozdrawiam i do zobaczenia! ^^

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz