Rozdział 7

316 34 14
                                    

  <Mavis>

Gdy dotarliśmy do „naszego" domu, byłam nieco zdziwiona. Chatka była z pozoru dość mała, ale w rzeczywistości w środku była dosyć duża. Czarnowłosy powiedział mi, że ją posprzątał i wyremontował. Czułam się, trochę winna, że przeze mnie musiał specjalnie remontować dom. Jednak czasu nie cofnę... Chyba.
Miałam pokój na piętrze. Był dosyć ładny, nie za mały, ale też nie za duży. Podobał mi się. Szczerze mówiąc, myślałam, że da mi jakiś mały, podobny do celi. Wiem, że jako mój przyjaciel nie powinien tego zrobić, ale nadal nie ufam ludziom. Nie jestem nawet pewna, czy zasługuję na miano jego przyjaciółki.
Moje rozmyślania przerwał Zeref, który patrzył na mnie zmartwiony wzrokiem. Przetarłam oczy i podniosłam się w łóżka, na którym przed chwilą leżałam, rozłożona jak placek.
— Coś się stało? — spytał zmartwiony.
— Nie, po prostu się zamyśliłam — wyjaśniłam.
— Okej. Idź spać, a jutro porozmawiamy, okej? Musisz na razie odpoczywać, więc raczej nie ruszysz się do gildii.
— Może być — wyszeptałam.
— To dobranoc. — Czarnowłosy pocałował mnie w czoło, czym mnie trochę zszokował, ale nie myślałam o tym, bo byłam zbyt zmęczona.
— Dobranoc — odpowiedziałam sennie, po czym zasnęłam.
***
Rano obudziłam się przez promienie słońca, które wpadały przez zielone zasłonki w moim oknie. Zmrużyłam oczy, a gdy przyzwyczaiły się one do światła, otworzyłam je i rozejrzałam się. Odgarnęłam koc i powoli wstałam z łóżka. Chciałam iść do kuchni i zrobić śniadanie, ale moje połamane kości boleśnie o sobie przypomniały. Skrzywiłam się i z powrotem położyłam. Westchnęłam. Chciałam iść i zrobić śniadanie, by przynajmniej w jakimś stopniu odwdzięczyć się za gościnność, ale wychodzi na to, że jestem tak słaba, że kilka złamanych kości przykuło mnie do łóżka na jakiś czas.
Po moim policzku zsunęła się pojedyncza łza. Nienawidziłam tego, jaka jestem słaba i tego, że ciągle komuś zawadzam. Chciałabym chociaż raz nie być niczyim problemem.
— Mavis?! Dlaczego płaczesz? Boli cię coś? Wezwać Wendy? — spytał szybko spanikowany Zeref, podchodząc do mojego łóżka.
— Nie... Kiedy tu przyszedłeś? — spytałam, chcąc zmienić temat rozmowy.
— Przed chwilą. Nie odpowiedziałaś na moje pytania. Co się stało?
— Nic. Po prostu coś sobie przypomniałam — mruknęłam wymijająco, a czarnooki westchnął.
— Jeżeli nie chcesz, o tym rozmawiać rozumiem. — Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek, zmuszając mnie do tego, bym na niego patrzała. — Jednak nie okłamuj mnie — rzekł łagodnie. — Idę zaraz do biblioteki, ale pierw dam ci śniadanie. Masz zjeść wszystko. Rozumiesz? — spytał, a ja kiwnęłam głową. — Dobrze, a więc jakie chcesz książki? — spytał, przechylając głowę na bok.
— Jakie książki? — spytałam zdziwiona.
— Coś do czytania, byś się nie nudziła. Będziesz przez najbliższe dwa miesiące leżeć w łóżku, a nie sądzę, że patrzenie w sufit jest aż tak interesujące. Poza tym możesz się dowiedzieć czegoś ciekawego. Co chcesz?
— Nie wiem. Nigdy dużo nie czytałam — przyznałam, lekko się rumieniąc.
— Dobrze, więc wezmę ci kilka gatunków, a jak przeczytasz, to wybierzesz, okej? — zaproponował.
— Dobrze — odpowiedziałam cicho.
— To masz śniadanie. — Podał mi tackę z kanapkami, ryżem, jajkiem i herbatą. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas trzymał ją w jednej ręce. — Zjedz wszystko — rozkazał. — Niedługo wrócę, jak skończysz to postaw tackę, obok łóżka na komodzie. Nie wstawaj, chyba że do łazienki — powiedział, a ja cichutko się zaśmiałam. — Co? — spytał zdziwiony.
— Jesteś nadopiekuńczy — zaśmiałam się, a on się zarumienił i podrapał po głowie.
— Nie jestem. Po prostu martwię się — burknął, patrząc w drugą stronę.
— Ta... Wierzę ci — mruknęłam cicho.
— Dobra, to pa — powiedział szybko i wyszedł, zostawiając mnie z jedzeniem, którego zapewne nie zjem całego, bo zwykle bardzo mało jadłam.
Westchnęłam i zaczęłam jeść. Wszystko było bardzo dobre. Może dla innych byłoby to zwykłe śniadanie, ale dla mnie to pierwszy raz od dawna, kiedy jem tyle jedzenia, które ktoś przygotował dla mnie. To naprawdę jest dla mnie coś innego, niż doświadczyłam w mieście. Po skończonym jedzeniu odstawiłam tacę na stolik. Uśmiechnęłam się, ale nagle poczułam, że potrzebuje iść do toalety. Wstałam powoli z łóżka, ale, znowu, moje kości dały o sobie znać. Poczułam ból żeber i ręki, ale mimo to podniosłam się i powoli poszłam do klapy, która prowadziła do drabinki, która z kolei prowadziła na dół. Otworzyłam klapę. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi z dołu. Może to Zeref wrócił?
— Zeref? Mavis? Jesteście tu? — usłyszałam głos Natsu.
— Nie krzycz, idioto! — skarciła go Lucy.
— Natsu? Lucy? — spytałam niepewnie, trzymając klapę, by się nie zamknęła.
— Mavis! Jak się czujesz? — spytała Lucy, podchodząc do mnie.
— Dobrze, tylko... Pomożecie mi zejść? — spytałam.
— Jasne — odpowiedział Natsu.
Różowowłosy podszedł do mnie i pomógł mi zejść z drabinki, a właściwie to mnie zniósł.
— Zeref ładnie tu wyremontował — powiedział nagle brat właściciela domu, kiedy zamykałam drzwi do łazienki.
— Rzeczywiście. Ostatnim razem był tu taki chlew, że nie szło zobaczyć podłogi — zaśmiała się Lucy.
— Oi! Nie było tak źle — zaprotestował czarnooki.
— Było — rzekła dobitnie blondynka.
— Nie, nie było!
— Nie mam zamiaru się z tobą kłócić — powiedziała spokojnie brązowooka.
Ja w czasie ich „kłótni" zdążyłam się załatwić i wyjść, więc teraz patrzyłam na nich rozbawiona.
— Za późno — stwierdził smoczy zabójca.
— Ano... — zaczęłam niepewnie. Para spojrzała na mnie. — Pomożecie mi wejść z powrotem? — spytałam zawstydzona. Nie chciałam im sprawiać problemów.
— Jasne, nie ma problemu — odpowiedział entuzjastycznie Natsu. Czarnooki podniósł mnie i zaniósł do góry. Gdy mnie postawił, podeszłam do łóżka i położyłam się na nim, otulając się ciepłym kocem. — My już pójdziemy, narazie — pożegnał się różowo włosy, wychodząc z pokoju.
— Pa! — krzyknęłam.
Usłyszałam jeszcze tylko, jak Lucy się żegna, a potem zamykanie drzwi. Uśmiechnęłam się lekko. Miło jest wiedzieć, że ma się przyjaciół, którzy się o ciebie martwią i dbają. Choć często czuję się winna, że zamartwiam ich swoimi problemami, kiedy oni mogą mieć swoje, to i tak jestem szczęśliwa.
Zamknęłam oczy, chcąc usnąć, ale usłyszałam, że drzwi ponownie się otwierają. Wtedy też uchyliłam powieki i zobaczyłam, że Zeref wszedł do pokoju ze stosem książek, które najwyraźniej przysłaniały mu wizję, bo nie przywitał się nawet.
— Cześć — odezwałam się, najwyraźniej strasząc tym czarnowłosego, bo podskoczył w miejscu, a stos książek pospadał na podłogę. — Przepraszam — przeprosiłam.
— Cześć, nic się nie stało, ale nie strasz mnie tak więcej, okej?
— Okej.
— Dobra. — Czarnooki pozbierał książki i położył je na stoliku obok mojego łóżka. — Przeczytaj je, a potem powiedz jaki gatunek ci się najbardziej spodobał.
— Czemu cię tak długo nie było? — spytałam, biorąc jedną książkę do ręki.
— Wpadłem na jaką dziewczynę. Zagadał mnie i okazało się, że jest nową członkinią. Wydaje się sympatyczna, na pewno ją polubisz. — Uśmiechnął się Zeref, a ja poczułam dziwne ukłucie w okolicach serca, ale odwzajemniłam uśmiech.  

---------------------------

Hejo! 

Wiem, rozdział miał być wczroaj, ale nie miałam warnuków do dokończenia go. 

Nie ma to jak edytować rozdział bez myszki... 

Życze wszystkim wesołęgo jajka! 

Nie wiem kiedy next, ale postaram się napisać do końca miesiąca, chociaż nic nie obiecuję. 

To tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia! ^-^

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz