Rozdział 8

277 31 18
                                    

<Mavis>

Kilka tygodni później wreszcie mogłam wyjść z domu. Nie, żeby przeszkadzało mi towarzystwo Zerefa, wręcz odwrotnie, ale jego prawie w ogóle nie było w domu. Nie, żeby o mnie nie dbał, bo dbał. Przynosił mi jedzenie, książki, pytał o moje samopoczucie, dużo rozmawialiśmy, ale to ostatnie to tylko pierwszy tydzień. Potem zawsze po przyniesieniu mi niezbędnych rzeczy wychodził i wracał wieczorem, mówiąc, że zagadał się z kimś. Przeszkadzał mi jeszcze fakt, że kiedy pani lekarka, nie pamiętam jej imienia, pozwoliła mi wyjść z domu, jego tam nie było. Dlatego też poszłam do gildii sama. Dokładnie zapamiętałam mapę Magnolii, więc wiedziałam, gdzie jest.
Szłam powoli wzdłuż ulicy i z daleka widziałam budynek Fairy Tail. Uśmiechnęłam się lekko. Po kilku minutach dotarłam do celu i otworzyłam drzwi. Zdziwiłam się, bo wszyscy leżeli, gdzie popadnie, prawdopodobnie się upili, bo śmierdziało alkoholem.
Rozejrzałam się za jakimś przytomnym człowiekiem. Zobaczyłam Mirę. Podeszłam do baru, za którym stała białowłosa.
— Dzień dobry — powiedziałam cicho. Niebieskooka odwróciła się zaskoczona.
— Mavis! Witaj! Dobrze się czujesz? — spytała.
— Tak, ale... Co tu się stało? — spytałam niepewnie.
— Widzisz, jakiś miesiąc temu dołączyła nowa członkini, zaczęła robić misje z Zeref'em, a ty leżałaś w łóżku, więc imprezę zrobiliśmy wczoraj. Dziś znowu poszła z nim na misję. — Białowłosa lekko się skrzywiła. Zaraz... Zeref mnie okłamał? Dlaczego?
Czułam łzy cisnące mi się do oczu, ale powstrzymałam je przed wypłynięciem.
— Zrobisz mi pieczątkę? — spytałam z zaciśniętym gardłem.
— Jasne, jakiego koloru i gdzie?
— Zielony na łopatce — mruknęłam cicho.
Po chwili w wyznaczonym miejscu pojawił się zielony znak gildii. Chciałam wziąć misje, żeby móc w jakiś sposób pomóc Zerefowi, a potem wynająć własne mieszkanie. Nie mogłam przecież wiecznie na nim żerować. Podeszłam do tablicy zadań i chwyciłam kartkę z misją o zabiciu potwora z lasu. Podeszłam do Miry i dałam jej ją.
— Na pewno chcesz od razu wziąć misje? Dopiero wróciłaś do zdrowia...
— Biorę ją — powiedziałam stanowczo.
— Dobrze, ale bądź ostrożna — powiedziała Mira. Poczułam ciepło w sercu, tak jak wtedy, gdy moi rodzice jeszcze żyli i zajmowali się mną.
— Nie martw się. Pa! — krzyknęłam i wybiegłam.
Poszłam do domu i spakowałam się. Miałam mały dylemat czy zostawić Zeref'owi notatkę, że jadę na misję, ale postanowiłam ostatecznie tego nie robić. Może jestem na razie tylko gościem w jego domu, on się mną opiekował i uratował, ale ponoć jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciół się nie okłamuje. To taka mała zemsta, jeżeli w ogóle zauważy, że mnie nie ma...
Po dojściu na stację czekałam chwilę na pociąg, który miał mnie zawieść do miasta obok. Maszyna dojechała po kilku minutach. Wsiadałam i usiadłam na swoim miejscu. Chciałam wyjąć książkę i poczytać, ale nagle usłyszałam czyjeś śmiechy.
— To ostatnia misja, co? — To był głos Zerefa!
— Szkoda, nie chciałabyś porobić ze mną więcej? — spytała jakaś dziewczyna. Zjechałam trochę z fotela, bo „para" była za mną.
— Nie mogę. Muszę się zaopiekować Mavis, mówiłem ci. — Prychnęłam cicho do siebie. Jakbym go jeszcze potrzebowała!
— Ona da sobie radę. — Zgadzam się, chociaż cię nie lubię. — Zresztą ja też niedawno dołączyłam do gildii i boję się. — Jej głos był bardzo przesłodzony. Miałam ochotę rzygać.
— Nie — powiedział stanowczo czarnowłosy.
Dalej ich nie słuchałam. Niech se robią, co chcą! Mnie to nie obchodzi! Nie potrzebuję już ani Zerefa, ani jego głupiej opieki. Po tej misji będę mogła wynająć sobie gdzieś mieszkanie, a po następnych oddać mu kasę za ciuchy i nigdy go już nie spotkać!
Czarnowłosy i, jak się okazało, brunetka wysiedli stację dalej, bliżej gildii. Ja natomiast schowałam się za książką i obserwowałam ich dyskretnie. Gdy wysiedli, chciałam zacząć czytać, ale nie mogłam się na niczym skupić. Miałam wrażenie, że wszystko mnie rozprasza. W pewnym momencie chciałam wrzasnąć na panią przechodzącą obok, żeby ciszej oddychała...
Po jakiejś godzinie dotarłam do celu mojej podróży.
***
Misja była dosyć łatwa. Potwór zdążył mnie ledwie zadrapać, a ja go wysadziłam w powietrze moją magią. Pracodawca był bardzo zadowolony, bo udało mi się z nim uporać w mniej niż godzinę, a do tego, jak na maga Fairy Tail, nie zrobiłam żadnych zniszczeń, więc dostałam drobną premię. Niestety, ale pociąg do Magnolii był dopiero następnego dnia, dlatego też wtedy wróciłam. Nocowałam w hotelu, a przy okazji pozwiedzałam miasto. Nadal starałam się omijać tłumy szerokim łukiem, co nie zawsze się udawało, ale myślę, że lepiej mi szło. Chociaż jak mam być szczera to z pracodawcą podczas rozmowy prawie w ogóle się nie odzywałam.
Zadowolona wróciłam do miasta, gdzie leży Fairy Tail. Nie poszłam od razu do gildii, bo szukałam ofert z wynajmem, ale każde było powyżej dwustu tysięcy, co było sporą przesadą. Tak, więc zrezygnowana poszłam do gildii. Nie chciałam zobaczyć tam Zerefa. Chociaż... Dlaczego jestem nas niego zła? Ma prawo mieć własne życie i nie musi mi mówić wszystkiego, prawda? Więc dlaczego... Nawet świadomość, że nie musi mi wszystkiego mówić i że o tym wiem, nie hamuje tej złości.
Pchnęłam drzwi wejściowe, gdy się otworzyły, rozejrzałam się. Wszyscy śmiali się i rozmawiali, nawet nie zauważając, że wróciłam. Dostrzegłam przy stole w rogu Lucy i... chyba Levy. Rozmawiały, więc postanowiłam do nich podejść.
— Cześć — przywitałam się z uśmiechem.
— O, hej Mavis. Gdzieś ty była?! — spytała zmartwiona Lucy, chwytając mnie za ręce i siadając obok niej.
— Na misji.
— Jak to? Coś mogło ci się stać! — powiedziała oburzona.
— Spokojnie. Była łatwa — stwierdziłam, dyskretnie naciągając rękaw bluzki, by ukryć zadrapanie.
— A na czym polegała? — dołączyła się do rozmowy Levy.
— Zabicie potwora z lasu, w mieście obok.
— Zeref się martwił. Zaczynał wariować i wymyślać różne scenariusze, gdy zniknęłaś. Możesz się spodziewać ochrzanu od niego, gdy cię zobaczy — ostrzegła żartobliwie blondynka.
— Och...
— Mavis! — usłyszałam krzyk, a potem została mocno przygnieciona, do czegoś twardego plecami. Jako że byłam bardzo mocno przytulana, do moich płuc przestało dopływać powietrze, przez co czułam pieczenie w klatce piersiowej.
— Nie... Mogę... O-Oddychać — wyszeptałam, dzięki czemu natychmiast zostałam wypuszczona z uścisku.
— Przepraszam — przeprosił czarnowłosy.
— Nic się nie stało — mruknęłam, podnosząc się z ziemi, na którą upadłam, po tym, jak Zeref mnie puścił.
— Gdzieś ty była? Dlaczego wyszłaś z domu? Wiesz, że mogło ci się coś stać?! Martwiłem się! Nigdy więcej tak nie rób! — zbeształ mnie, ponownie mnie przytulając, tylko że tym razem delikatniej. Czułam na sobie spojrzenie. Rozejrzałam się dyskretnie i zobaczyłam nową członkinię, która przypatrywała się nam ze złością.
— Byłam na misji. Pani lekarka mówiła, że mogę wyjść, więc to zrobiłam. — Wzruszyłam ramionami.
— Co?! Nic ci nie jest? Jesteś ranna? Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to było niebezpieczne?! — Spojrzał na mnie ze złością, ale i troską.
— Uspokój się. Musiałam pokonać tylko jakiegoś potwora, nawet nie zdążył mnie drasnąć — mruknęłam niezadowolona, tym, że podnosi na mnie głos. Czarnooki przetarł twarz rękami.
— Mówisz: „nawet nie zdążył mnie drasnąć", a co to jest? — spytał, podwijając mój rękaw i ukazując małe, przynajmniej według mnie, zadrapanie. Ledwie obtarcie.
— To tylko zadrapanie, które zrobiło się, gdy upadłam na ziemię — burknęłam.
— Idziemy do domu. Teraz — rozkazał, ciągnąć mnie w stronę drzwi.
— Pa — mruknęłam cicho, machając innym, którzy przyglądali się temu z rozbawionymi uśmiechami. Dziewczyny wysłały mi nieme „Powodzenia". Przyda mi się...  

------------------

Hej!

I jak się podobaąło? Myślicie, że Zeref słusznie postąpił?

Rozdziały dwa razy w miesiąciu, a kiedy to będę pisać na moim profilu mniej więcej tydzień przed opublikowaniem. Następny będzie gdzieś koło końca miesiąca. 

To tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia! ^-^

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz